Relacja z festiwalu filmowego LAF 2018
LAF to skrót od Letniej Akademii Filmowej, czyli festiwalu filmowego trwający w tym roku od 3 do 12 sierpnia. Byłem tam po raz pierwszy w tym roku, przez siedem dni i chciałem wam opowiedzieć, co się wtedy działo.
1. Dojazd i pole namiotowe, pierwsze wrażenia
Podróż zacząłem w Kazimierzu Dolnym. Właśnie skończył się festiwal Dwa Brzegi, była jakaś 5:30, a ja składałem namiot i tłukłem różne małe stworzonka, które nie chciały wyjść, a ja nie miałem czasu ich wyganiać. Lepsze to niż śmierć podczas zwijania całości w rulonik. Okazało się, że jestem w stanie złożyć namiot i śpiwór oraz dobiec do dworca w 50 minut. Oddałem tylko po drodze poduszkę i karimaty zawiadowcy pola, które mi pożyczył wcześniej – ten był już wtedy na nogach, chodził po porcie. Zauważył mnie z odległości, ale nie było czasu na nic więcej poza machnięciem pożegnalnym ręki.
Bus z Kazimierza do Lublina jechał ponad godzinę. Na dworcu autobusowym wysiadłem tuż przed 8 i skierowałem kroki w stronę kasy, gdzie chciałem kupić bilet na kurs do Zwierzyńca. Pani w kasie powiedziała, że takich nie sprzedaje (tonem „panie, idź pan w chuj„) i zasugerowała, abym udał się na drugi dworzec. Nie wiedziałem, że są dwa, ale tak naprawdę chodziło o stanowisko dla busów – tam jednak żaden na Zwierzyniec nie jechał. Patrzę do Internetu i już wiem, że mam jechać na Bełżec, po drodze wysiadę w Zwierzyńcu – faktycznie, jest kurs o 9:08, tak jak w Internecie pisze. Czas na śniadanie. Mam godzinę.
Wszystko wokół zamknięte poza barem z pierogami, ale nie mam ochoty jeść na stojąco. Widzę baner z KFC, ale otwarte od 9 dopiero. Pożywiłem się więc na stacji paliwowej i wróciłem na dworzec, a tam bus nie podjeżdża. Sprawdzam legendę na rozpisce i okazuje się, że połączenie na Bełżec jeździ tylko w tygodniu. Mamy niedzielę. Wsiadam w busa do Zamościa, stamtąd będę miał połączenie do Zwierzyńca.
Lublin – 1/10. Z jakiegoś powodu prawie w ogóle nie słyszałem tam języka polskiego.
Dojazd
Jeśli będziecie planować podróż do Zwierzyńca, to weźcie poprawkę na fakt, że jakieś 3/4 połączeń do i z tego miasta nie działa w weekendy. W Internecie o tym mogą nie ostrzegać.
Reklamy
Były znakomite, serio. Jeden stały blok, widziałem go wielokrotnie i nie mam dosyć. Każda coś w sobie miał – muzykę, warstwę wizualną albo humor. Nawet nie mówię o tym, że wiedziałem, co one reklamują. Nie żeby mnie do czegoś zachęciły, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, by festiwal dostał hajs od sponsorów, a widzowie nie byli wkurzeni lub zmęczeni reklamami. I ponoć w latach poprzednich było jeszcze lepiej!
W busie śpię godzinę. Około 10 dzwoni do mnie kumpel, że z Lublina o 9 odchodzi pociąg do Zwierzyńca bezpośredni. Będę pamiętać.
W Zamościu jestem około 10:30. Idę do piekarni i pytam, czy mogę przy stoliku poczekać na busa. Nie ma problemu, czekam. Około 11 wracam na dworzec, miał wtedy przyjechać bus do Zwierzyńca – przynajmniej tak twierdzi gigantyczna tablica. Bus podjeżdża 11:08, a kierowca mówi, że wyjazd będzie o 11:20 („Na tablicy bzdury pisze i nikt tego nie poprawia„).
Zamość – 5/10.
Konkurs na prelegenta.
Prelegent to osoba, która zapowiada film tuż przed seansem. Trudno to jasno zdefiniować, ale na ogół nikt nie lubi, jeśli prelegent zdradza coś z fabuły. Jeśli chodzi o inne zasady, to panuje wolna amerykanka. Można się zgłosić do konkursu i jak się zakwalifikujesz to karnet dadzą Ci za darmo, a nawet można wygrać co nieco. Za rok będę próbować!
Dzięki obserwacji obecnych ludzi na Dwóch Brzegach oraz LAF wiem, że nie powinienem robić następujących rzeczy:
– wymieniać nagrody, jakie film zebrał. To w końcu całkowicie zbędne, ale ludzie tak robią;
– zaczynać od stwierdzenia „nie będę mówić o filmie, film powinien bronić się sam”. Jestem pewien, że Bill Gates dostawał kiedyś dolara za każdym razem, jak to słyszał na tym festiwalu.
– mówić o fabule. Cokolwiek. Publiczność bardzo tego nie lubi, mogą gwiazdać oburzeni. Ponoć nawet zaczęli w jednym przypadku ostentacyjnie klaskać, żeby tylko prelegent skończył mówić.
Przy wysiadaniu w Zwierzyńcu pytam pasażerów, gdzie jest pole namiotowe. Kierowca mnie słyszy i mnie tam podwozi. Pokazuje nawet, jak iść, żeby dojść do Domu Kultury, gdzie będę mógł odebrać karnet. So far so good.
Pole namiotowe jest obok supermarketu Motylek i ma rozmiar stadionu piłkarskiego. Kuchnia z lodówką jest murowana, łazienki też, ale kabiny prysznicowe są połączone. Prywatność jest tylko za kotarą. Woda dzieli się na zimną i naprawdę zimną, a namiotów nie ma tak dużo. Są też domki. Sam rozbijam namiot i idę poznać miasto. Pan zarządca pola daje mi ulotkę LAF i informuje, że w tym roku jest nowy punkt, gdzie trzeba odebrać karnet. Zupełnie gdzie indziej od tego, co wskazał mi kierowca busa, ale to zmiana dopiero od tego roku. Tak ogólnie to polecam inne pole, chociaż to jest najbliżej LAF. A jak się poszuka, to na nawet pokój można znaleźć w podobnej cenie. Zarządca w ogóle nie przypomina tego człowieka, który dowodził analogicznym przybytkiem w Kazimierzu. Ten w Zwierzyńcu to raczej jeden z tych, co jak zostawisz telefon na 15 minut do ładowania (bo jest północ, masz 2% baterii, a rano nastawiłeś budzik), to po przebraniu się, skorzystaniu z łazienki i zabraniu telefonu usłyszysz pogardliwe „Chuja się naładował„.
2. Organizacja LAF
Biuro znajduje się w Browarze, tuż obok kina nocnego/plenerowego. Dają mi karnet (kupiłem wcześniej przez Internet, cena – 200 złotych i za to mogę oglądać wszystko co chcę; pojedynczy bilet to 10 złotych), prezenty do karnetu (koszulki, torba, plecak, katalog filmów) i informują, że nie ma systemu rezerwacji, wystarczy pójść na seans i przy wejściu na salę dać karnet obsłudze. Oni zaznaczają krzyżykiem, że o ten porze u nich byliście i oddają karnet. Proste. Ponoć parę osób burzy się, że nie ma rezerwacji, bo w ten sposób im film przepada. Czy ma to odzwierciedlenie w rzeczywistości? Potwierdzić tego nie mogę, chociaż teoretycznie jest to możliwe. Byłem na obleganej przedpremierze („Człowiek, który zabił Don Kichota”) i sala była pełna, ale nadal parę osób sadzało torbę na krześle obok. Po prostu dostawili krzesła i wszyscy się zmieścili.
W tym i innym sensie LAF naprawdę korzysta z faktu bycia małym festiwalem. Mało ludzi pozwala na prostą organizację bez komplikacji, co też ma swój urok. Gdyby jednak wjechało tutaj 130 tysięcy ludzi, jak na Nowe Horyzonty, to organizatorzy LAF zaczęliby pewnie skakać masowo do okolicznych stawów.
Udało mi się zgubić karnet. To taka prosta tekturka, bez danych osobowych. Jestem przyzwyczajony do karnetu na szyi, więc miła obsługa zrobiła mi w nim dziurki, dostałem smycz i byłem zadowolony. Drugiego dnia pobytu wracałem o północy do pokoju namiotowego i zorientowałem się, że niczego nie mam na szyi poza smyczą. Był wtedy już Adrian na LAF-ie, więc chwycił za piwo i poszedł ze mną szukać mej zguby. Karnetu wtedy ani później nie znalazłem, ale za to znalazłem menedżerkę Iluzjonu warszawskiego oraz dziewczynę, która wiedziała o istnieniu czegoś takiego jak Bohren & der Club of Gore i w ten sposób poszedłem spać półtorej godziny później.
Karnetu nowego nie dostałem, musiałem go kupić – co w sumie rozumiem, bo mogłem przecież sprzedać poprzedni za 150 i teraz oczekiwać nowy. Można mieć pretensje, że karnety nie są imienne, ale co za problem taki karnet podpisać i zrobić mu zdjęcie telefonem? Taka moja rada na przyszłość, ale też nie obiecuję, że to by coś zmieniło w mojej sytuacji. Wiele osób chciało mi dać karnet za darmo, ale byli za nisko w organizacji. Biuro otwierali równolegle z projekcją filmu, więc wpuścili mnie na film, bo mnie pamiętali, a dopiero potem poszedłem do biura. Taka miła obsługa była. Innym incydentem wartym wspomnienia był podwójny seans pewnego bardzo obleganego filmu, który miał być wyświetlany tylko raz. Było jednak tyle chętnych, że zrobili drugi pokaz po pierwszym. Ponoć wszystko legalnie.
Z drugiej strony był pokaz filmu z muzyką na żywo, w którym nie wspomnieli nic o filmie. Ludzie myśleli, że idą na koncert jazzowy, a tu Buster Keaton lata na ekranie w „Rozkoszach gościnności„.
Kino Skarb
To chyba jedyne kino pełnoprawne w Zwierzyńcu, bo są tam takie normalne fotele przybite do podłogi. I tam jest najgorzej, ponieważ… Goście nie umieją wstawać z tych foteli. Gdy się z takiego wstaje, to siedzenie wraca do pozycji pionowej, a w tym konkretnym obiekcie powrotowi towarzyszy bardzo agresywne i głośne uderzenie, jakby widz wstał oburzony, bo na ekranie padł pedofilski żart o papieżach czy coś w tym stylu. Każdy seans w Skarbie to właśnie słuchanie, jak ludzie nie uważają na fotel i podczas wstawania ich siedzenia wydają głośne dźwięki. Ja tam zawsze, w każdym kinie przytrzymuję takie siedzenie, nawet jak są cicho. Skarb nie był dla mnie zaskoczeniem, ale wysłuchiwanie innych ludzi było denerwujące.
Festiwal kobiet demakijaż
Wspomniana tutaj obok fanka Bohrena okazała się też w Lublinie organizować festiwal „Demakijaż” poświęcony kobiecemu kinu. W tym roku trzecia edycja.
Termin – koniec października
Miejsce – Lublin
Cena – darmowy.
Pewnie nie słyszeliście o nim, więc reklamuję.
Repertuar jest ułożony bardzo gęsto, często idzie zobaczyć 7 tytułów dziennie – i mówię tu o pełnych metrażach! Kina są cztery, w każdym jest po jednej sali – to tak naprawdę budynki przerobione do oglądania filmów (poza jednym), jednak w niczym to nie przeszkadza. Tak naprawdę oglądanie w takich warunkach jest często lepsze od normalnego kina – za salę służy sala gimnastyczna, ekran rozstawiony znakomicie, dźwięk jest ok, a siadasz na krzesełku, którym możesz manipulować do woli, super sprawa. Na film najczęściej przychodzi połowa ludzi, jest więc luz, dlatego na jednym krześle siedzisz, na drugim masz torbę, a na trzecim kładziesz nogi. Ktoś wysoki siada przed tobą? Przesuwasz się w bok. Można nawet na materacu lub leżaku leżeć podczas filmu, jak ktoś ma ochotę. Można wnosić jedzenie. Jedyny zakaz dotyczy zwierząt.
3. Zwierzyniec: miasto, jedzenie i ludzie
Miasto jak miasto, takie bardziej wioskowate. Tanie i nie jest nastawione na turystów, przynajmniej nie w podobnym stopniu jak Kazimierz Dolny. Nie ma licznych miejsc ze śniadaniem, kawą lub ogólnie: posiłkiem. Śniadanie można dostać w trzech miejscach i wszędzie można pójść dopiero po pierwszym filmie, wcześniej wszystko jest zamknięte. Jeśli chodzi o obiad to jest dobra knajpa, dobry lokal z pierogami oraz namiot, gdzie sprzedają grochowkę, kiełbasę z grilla, flaki czy żurek. Dlatego ostatnie kilka dni sprawdzałem, czy można przeżyć na drożdżówkach i grochowce. Można. Za to lody są nawet po 1,50 zeta za gałkę.
Trudno to dostrzec w sytuacji, kiedy organizatorzy cisną siedem filmów dziennie, ale Zwierzyniec ma też inne atrakcje poza filmami. Plaża, lasy, pagórek, Kościół na wodzie, spływy kajakowe, gokarty w parku, wynajem rowerów, tyrolka nad stawem… Poza tym jest kino nocne (darmowe) przez cały miesiąc, nie tylko w ramach festiwalu LAF. Przy tych wszystkich atrakcjach jednak po filmach wszyscy idą do Browaru, gdzie nie tylko jest kino nocne, ale też WiFi i koncerty. Do drugiej w nocy można siedzieć, jak masz z kim.
Ludzie? Poza wymienionymi wcześniej osobami będę jeszcze pamiętać dziewczynę, która w Azji spała ze skorpionami. Widziałem ją dwa razy i na tym moje szczęście się skończyło. Reszta ludzi to poziom bliski temu, co widziałem na Dwóch Brzegach – jest tylko więcej osób młodych oraz zainteresowanych filmami. Najlepszy kontakt miałem z obsługą właśnie, wśród nich szło usiąść i pogadać o wielu tematach, ale oni też głównie trzymają się w swoim gronie. Nie ma wiele nowego kontaktu, za to często słyszę rodziców krzyczących na dzieci. Przechodnie są nieświadomi, że ktoś oprócz nich chodzi po chodniku – przejście przez park w towarzystwie rowerów, gokartów i innych dwunożnych kończy się po prostu w krzakach, bo reszta udaje, że jest tam sama i robi co chce. Kojarzycie tych starszych ludzi, którzy w knajpach zanoszą tacki i resztki jedzenia do okienka z zamówieniem, chociaż obok jest strzałka i napis, gdzie odkładać takie rzeczy? W Zwierzyńcu jest mnóstwo osób, które podobnie zachowują się w każdej sytuacji. Byłem tutaj samotny i wiele razy chciałem wyjechać wcześniej, pierwszy raz już przy zgubieniu karnetu.
Miałem okazję pobawić się w ratownika
Zarówno w Kazimierzu, jak i Zwierzyńcu informowałem szefów pola namiotowego, że studiuję pielęgniarstwo, mam przeszkolenie z ratownictwa i jakby co mogę pomóc. W Kazimierzu nie miało to dużego znaczenia, bo obok pola był port, a tam stanowisko ratowników, ale przyjęli moje słowa do wiadomości i pokazali apteczkę. W Zwierzyńcu dostałem opierdol, jak chciałem ją zobaczyć. Nawet jej lokalizację musiałem znaleźć na własną rękę. „Umiejętności” jednak wykorzystałem podczas jednego z ostatnich dni, kiedy wyszedłem z kina, mając prawie półtorej godziny na późny obiad… I po drugiej stronie ulicy leżał rowerzysta na brzuchu, z głową w kałuży krwi. Totalnie nierealne doświadczenie to było, moje pierwsze tego typu, ale jakoś sobie poradziłem. Popełniłem kilka błędów, ale ustawiłem poszkodowanego w pozycji bocznej (był tak duży, że musieli mi postronni podnieść nogę) i tamowałem krwawienie czymkolwiek, co mi tam dali do ręki (ktoś miał jeden przy sobie, ktoś inny przyniósł z apteki). Największy szok był, kiedy zobaczyłem, że poszkodowany nie stracił przytomności. Był w kontakcie i zachować całkowity spokój, nawet nie palcem nie ruszając (a mógł). Po pogotowie zadzwonili jeszcze zanim ja się pojawiłem (karetka jechała z Zamościa), a po chwili pojawił się weterynarz z własnymi bandażami, więc mnie zmienił. W ten sposób zdążyłem na obiad, podczas którego adrenalina mi zeszła i zaczęły ręce trząść. Trwało mi to przez półtorej godziny. Dużej różnicy raczej nie zrobiłem, ale i tak jestem zadowolony. Ogólnie polecam.
4. Wrażenia ogólne
Niespecjalne, powiem wam. Za mną 15 dni oglądania filmów, co niewiele mi da. Byłem głównie sam przez ten czas i przy wytrzymaniu do końca trzymała mnie głównie myśl o napisaniu po wszystkim relacji na blogu. Lubię oglądać, lubię pisać, więc wyjazd był udany. Poza tym jednak była samotność, przyzwoite jedzenie oraz spanie w namiocie, od którego miałem ból pleców i karku, było mi zimno, a po pobudce jeszcze zimny prysznic. Do tego jeszcze wizja długiego powrotu do miejsca, w którym mieszkam, oraz problemy, które będą tam na mnie czekać. Szkoda gadać, chociaż LAF sam w sobie polecam. Kiedyś tu chętnie wrócę, chociaż opuszczałem to miejsce bez żadnego skrętu w żołądku.
Toalety
Każde kino ma po dwie toalety, męską i damską. W kolejce do męskiej można zobaczyć więcej kobiet niż w kolejce do damskiej. Jak jesteś facetem to czasami idziesz przodem przed kobietami, w końcu to „męska toaleta” i ustępują ci miejsca. A czasem widzisz taką kolejkę, a tam pięć kobiet udaje, że ich tam nie ma, jeśli tylko pozwoli to im na ignorowanie twojej obecności.
Wolontariat
Wolontariusze mają opłacony nocleg oraz karnet. W zamian pracują przez sześć godzin, np. przy kasie, kasując bilety. Taką opcję sobie cenią, ale nie polecają pracy w gazetce festiwalowej. Nie ma dużo roboty, ale po prostu cały czas jesteś na dyżurze i musisz być dostępny. A tak trudno się ogląda filmy.
Nie ma jednak co się poddawać. Ostatniego dnia na festiwalu stwierdziłem, że czas wykorzystać prawo Murhy’ego. Miałem zostać jeden dzień dłużej i odjechać z rana w niedzielę, ale przekonałem się, by pojechać wieczorem po filmach pociągiem do Lublina, tam przenocować u znajomego i z samego niedzielnego rana ruszyć w podróż. Lepsze to niż robić to samo jeszcze ze Zwierzyńca. Spakowałem namiot, zostawiłem go w kasie kina, zawiadowca pola namiotowego oddał mi kasę za ten jeden dzień. Skreśliłem całkowicie to miejsce i byłem gotów do podróży. Patrzę na program, miałem mieć wtedy dosyć luźny harmonogram. Pięć krótkich tytułów, z czego w południe wypadała przerwa czterogodzinna. Pójdę więc na plażę, może coś pozwiedzam… Najpierw jednak śniadanie. W południe, ale zawsze. W tym samym czasie zamawiała posiłek pewna dziewczyna, dosiadła się. Powiedziałem jej, że zgubiłem karnet. Odparła, żebym spojrzał na to z tej strony: „Ktoś go znalazł i teraz jest mu miło. Cieszy się i może zobaczy film, który zmieni jego życie? To tak jakbyś znalazł stówę, bez portfela ani nic o właścicielu. Kiedyś zgubiłam sto złotych właśnie i tak sobie pomyślałam. Ja bym się ucieszyła ze znalezienia takich pieniędzy„.
W sumie nie muszę iść na plażę. Kiedy tosty się skończyły, to zamówiłem herbatę, ale dali mi Liptona. Morał z tej historii jest taki, że prawa Murhy’ego zawsze będą działać. Trzeba się tylko nauczyć je wykorzystywać na swoją korzyść.
Ostatecznie więc wyruszyłem w podróż w niedzielę rano. 6:12 do Zamościa, 7:25 do Lublina, 8:50 do Warszawy… Tam na dworcu zobaczyłem kobietę o upośledzonej twarzy, która nagle stanęła w tłumie i zaczęła płakać. Scena jak ze szpitala, ale ona chciała tylko pięć złotych. Potem ktoś jeszcze podszedł do mnie i bardzo się obraził, że nie dałem mu pieniędzy, ani też nie poszedłem do sklepu czegoś mu kupić. Spotkałem jeszcze mamę i wsiadłem w pociąg. Ostatecznie tamtego dnia spędziłem 10 godzin na samej podróży. Za mną nie tylko Zwierzyniec i LAF, gdzie zobaczyłem 41 filmów (w tym jeden średniometrażowy i osiem krótkometrażówek). Za mną ciąg 15 dni oglądania filmów, w trakcie których zobaczyłem 95 produkcji (i połowę krótkometrażówki) na dwóch festiwalach. Przede mną powrót do pracy, pisanie bloga, poprawiania dwóch egzaminów (dzisiaj mogę już napisać, że oba zdałem) oraz kombinowania, jak opłacić ratę za studia (500 złotych) mając 400 złotych na koncie. Nie powinienem jechać tak naprawdę, ale nie mam zamiaru żałować. Następny mój wyjazd będzie pewnie dopiero w 2020 lub 2021 roku. Zobaczymy.
Zwierzyniec – 6,5/10. Muszę sobie teraz przypomnieć, jak spać w łóżku. Trudna sztuka.
Top 10 filmów na LAF
- Tully (2018) polska premiera 11 maja 2018
- Blask (2017) polska premiera 9 lutego 2018
- Jeszcze nie koniec (2017) polska premiera 16 lutego 2018
- Kapitan (2017)
- Boso po ściernisku (2017)
- Marcowe migdały (1990) polska premiera 5 lutego 1990
- Listy martwego człowieka (Pisma myortvogo cheloveka, 1986)
- Eisenstein w Meksyku (Eisenstein in Guanajuato, 2015)
- Balkon (2016) Krótki metraż
- Opowieści o duchach z Yotsui (Tokaido Yotsuya kaidan, 1959)
Pełny opis wszystkich tytułów, które widziałem na festiwalu można przeczytać W TYM MIEJSCU.
Najnowsze komentarze