John Wick 2 (2017)

John Wick 2 (2017)

29/12/2017 Opinie o filmach 0
john wick 2 poster
Keanu Reeves nie zna kung fu

Ładna strzelanka. Nie rozumiem jednak, dlaczego robią te filmy akurat o Johnie, skoro to najsłabsza postać w uniwersum filmu.

John z psem znowu są szczęśliwi po wydarzeniach z pierwszej części. W tym rozdziale bohater zostaje odwiedzony przez człowieka, który złoży mu propozycję: niech zabije osobę, której nie wolno zabijać – jak mówi podziemne prawo zabójców, do którego należy nasz protagonista. Jeśli wypełni zlecenie – wtedy złamie święty kodeks, czy coś w tym stylu. A wypełnić musi, bo paragraf 22 tego kodeksu tak mówi. Czy coś w tym stylu. Tak czy siak, dużo osób ginie przez to, i nic z tego nie wynika.

To ładny film jest. Spora część akcji rozgrywa się w Europie na tle cennych zabytków architektonicznych, które mieszają się z lokacjami nowoczesnymi, pełnymi szkła i fantastycznych kolorów. Strzelaniny są soczyste i krwawe, nakręcono je w czytelny i energiczny sposób. Praca choreografów, techników, speców od efektów specjalnych – to wszystko na piątkę z plusem, nie popełnili jednego błędu.

Problemem jest sam John. Kreowany na najlepszą postać w uniwersum – najsilniejszą, niepokonaną, niepowstrzymaną – okazuje się tak naprawdę najsłabszy od praktycznie wszystkich. Oczywiście, zabije cały szwadron statystów i nawet się wtedy nie spoci. W świecie filmu istnieje jednak wielu innych zabójców do wynajęcia jak on i każdy radzi sobie lepiej od niego. Tak właściwie to nasz bohater przeżył we własnym filmie wyłącznie przez przypadek – nie dzięki swoim umiejętnościom. To nie jest postać, której chciałbym kibicować, albo taka, która zasługuje na mój entuzjazm, kiedy coś jej się uda.

Kolejna sprawa to brak ciekawych wyzwań dla bohatera. Pamiętacie jak w „Commando” (1985) unieruchomili Arnoldowi samochód? Ten wziął i zepchnął pojazd ze wzgórza, wsiadając jednocześnie za kółko. Głupota kompletna, ale w ten sposób pokazano determinację tej postaci. I wykorzystano warunki fizyczne strongmana w akcji. Kiedy John Wick jest w kropce i nie ma broni, to idzie do murzyna z gołębiami i prosi go o broń. Zamiast więc pozwolić bohaterowi wydrapać swoją drogę na szczyt – podejść do ostatecznego zadania bez broni palnej, wymyślić inny sposób – twórcy poszli na łatwiznę.

A to byłoby ekscytujące – widzieć jak bohater, po kilku sekwencjach bez broni, w końcu ją odzyskuje. Znowu jest potężny i możemy oglądać, jak trafia wszystkich w głowę. To by był widok! Twórcy jednak nie umieją tego tak zróżnicować. Przez to „John Wick 2” jest kinem monotonnym, obojętnym… I fałszywym.

Chcecie więcej?

Free Fire” (2016) składa się z jednej sceny strzelaniny. Też z problemami, niemniej szanuję.

John Wick: Chapter 4 (2023)

Każdy mówi tutaj „Yeah” w zajebisty sposób. I to jest zajebiste.
 
Jak kiedyś jeszcze jakiegoś aktora polubimy (tak jak Keanu) i będzie on umiał się bić czy wyglądać fajnie z bronią krótką, to pewnie zrobią remake całej serii. I wtedy pewnie od początku będą działać w spójnej stylistyce, bo obecnie pierwszy film ze swoim lekkim noir jest tutaj najbardziej odstające. Kolejne były coraz bardziej w swoim własnym świecie, budując własne uniwersum, absorbując absurd podziemnych organizacji, wewnętrznej hierarchii, porozumień między mordercami i innych. Wtedy to był jeszcze film sensacyjny, dzisiaj na dzień dobry Morfeusz idzie kanałami i przemawia. Do nikogo, bo nikogo nie ma, ale zachowuje się jak prowadzący starożytne igrzyska w Koloseum – i od tego momentu jest tylko dziwniej. I chociaż sceny akcji wciąż są fantastyczne, to jednak to budowanie świata najbardziej mnie tutaj fascynuje. Twórcom puszczają kolejne hamulce, ich opowieść i świat jest coraz większe. Ta linia porozumień między postaciami, ten świat ukryty pod naszym… Trzy godziny metrażu to jedno, obejmując ciąg dalszy polowania na Johna Wicka, który traci kolejnych przyjaciół i decyduje się wyzwać przeciwnika na pojedynek jeden na jeden. To w zasadzie cała fabuła, tylko jak to jest zrobione! Atmosfera cyberpunku łączy się tutaj z arystokracją czasu renesansu – jakimś cudem w całość. Oświetlenie Blade Runnera w jednej scenie nie gryzie się ze sceną w Luwrze zaraz potem. Ta elegancja, ten system wartości – nie jest on ani trochę inspirujący, ale jednak fascynuje ta nić między ludźmi polującymi nawzajem na życie drugiego. Rozumieją się nawzajem i nie mają do siebie żalu, podchodzą do tego na niemal wyższym duchowo poziomie i walczą, a wygra ten, kto wygra.
 
Odnośnie scen akcji nie mam za dużo do powiedzenia – każda miała w sobie coś niezwykłego i chyba dopiero schody tuż przed finałem wydawały się nadużywać gościnności. To nadal wspaniała sekwencja, ale jednak wtedy był już ten element pośpiechu (żeby zdążyć na finał o konkretnej porze), a nie czułem z niej, że bohater faktycznie się śpieszy i traktuje zagrożenie na poważnie, że ten pośpiech dodaje tutaj dramaturgii. To była po prostu kolejna sekwencja. Highlight to oczywiście Hotline Miami i finałowy pojedynek, ale tak na poziomie atmosfery uwielbiam grę w karty, a na poziomie postaci i ludzi ryzykujących w imię przyjaciół, to scena na początku w hotelu jest najlepsza. To i łapanie strzał gołą ręką.
 
Świetny film – zarówno pod względem scen akcji jak i drogi bohatera czy budowania świata. Jestem usatysfakcjonowany.