John Wick 2 (2017)
Keanu Reeves nie zna kung fu
Ładna strzelanka. Nie rozumiem jednak, dlaczego robią te filmy akurat o Johnie, skoro to najsłabsza postać w uniwersum filmu.
John z psem znowu są szczęśliwi po wydarzeniach z pierwszej części. W tym rozdziale bohater zostaje odwiedzony przez człowieka, który złoży mu propozycję: niech zabije osobę, której nie wolno zabijać – jak mówi podziemne prawo zabójców, do którego należy nasz protagonista. Jeśli wypełni zlecenie – wtedy złamie święty kodeks, czy coś w tym stylu. A wypełnić musi, bo paragraf 22 tego kodeksu tak mówi. Czy coś w tym stylu. Tak czy siak, dużo osób ginie przez to, i nic z tego nie wynika.
To ładny film jest. Spora część akcji rozgrywa się w Europie na tle cennych zabytków architektonicznych, które mieszają się z lokacjami nowoczesnymi, pełnymi szkła i fantastycznych kolorów. Strzelaniny są soczyste i krwawe, nakręcono je w czytelny i energiczny sposób. Praca choreografów, techników, speców od efektów specjalnych – to wszystko na piątkę z plusem, nie popełnili jednego błędu.
Problemem jest sam John. Kreowany na najlepszą postać w uniwersum – najsilniejszą, niepokonaną, niepowstrzymaną – okazuje się tak naprawdę najsłabszy od praktycznie wszystkich. Oczywiście, zabije cały szwadron statystów i nawet się wtedy nie spoci. W świecie filmu istnieje jednak wielu innych zabójców do wynajęcia jak on i każdy radzi sobie lepiej od niego. Tak właściwie to nasz bohater przeżył we własnym filmie wyłącznie przez przypadek – nie dzięki swoim umiejętnościom. To nie jest postać, której chciałbym kibicować, albo taka, która zasługuje na mój entuzjazm, kiedy coś jej się uda.
Kolejna sprawa to brak ciekawych wyzwań dla bohatera. Pamiętacie jak w „Commando” (1985) unieruchomili Arnoldowi samochód? Ten wziął i zepchnął pojazd ze wzgórza, wsiadając jednocześnie za kółko. Głupota kompletna, ale w ten sposób pokazano determinację tej postaci. I wykorzystano warunki fizyczne strongmana w akcji. Kiedy John Wick jest w kropce i nie ma broni, to idzie do murzyna z gołębiami i prosi go o broń. Zamiast więc pozwolić bohaterowi wydrapać swoją drogę na szczyt – podejść do ostatecznego zadania bez broni palnej, wymyślić inny sposób – twórcy poszli na łatwiznę.
A to byłoby ekscytujące – widzieć jak bohater, po kilku sekwencjach bez broni, w końcu ją odzyskuje. Znowu jest potężny i możemy oglądać, jak trafia wszystkich w głowę. To by był widok! Twórcy jednak nie umieją tego tak zróżnicować. Przez to „John Wick 2” jest kinem monotonnym, obojętnym… I fałszywym.
Chcecie więcej?
„Free Fire” (2016) składa się z jednej sceny strzelaniny. Też z problemami, niemniej szanuję.
Najnowsze komentarze