Horrory lat 1950s
W tym roku przypominam i nadrabiam filmowe lata 50, wstawiając na bloga rankingi najlepszych filmów i seriali z poszczególnych roczników tej dekady. Horrory jak zawsze zasługują na swój własny temat.
Kolejna dekada i kolejna konsternacja: co horrorem jest, a co nie. Godzilla? Dementia? Przestraszyć kota? Kolejny raz dochodzę do wniosku, że spokojniej będzie po prostu przystać na to, co mówi Internet. Technicznie rzecz biorąc – ma rację, to są horrory. W jakimś stopniu. Tak samo nie czuję się w pełni komfortowo podejmując próbę jakiegoś opisania tej dekady pod kątem horrorów właśnie – jakbym zobaczył chociaż tysiąc horrorów, to wtedy w porządku, ale na podstawie ledwie kilkudziesięciu? Na tej podstawie mogę napisać: to była dekada Hammera, Vincenta Price’a i Potworów. Hammer właśnie zaczynał kupować od Brytyjczyków prawa do serii Quatermass, ale z niej zrezygnował na obecną chwilę, bo obok jeszcze lepsze rezultaty dało połączenie Terence Fishera i Petera Cushinga, do których często dołączył Christopher Lee. Na tle reszty horrorów – szczególnie tych z Potworami – było to połączenie, które umiało pokazać co się stanie, gdy przy tym gatunku zaczną pracować faktyczni artyści. Peter Cushing jest chyba pierwszym aktorem, którego wyróżniałem za występy w tym gatunku, ale miał ogromną pomoc w scenariuszu, który dawał mu skomplikowane psychologicznie adaptacje postaci znanych z klasyków – jego Baron Frankenstein jest fascynującą osobą, która ewoluuje przez kilka produkcji, za każdym razem stając się większym potworem. Vincent Price pojawiał się niemal w każdym klasyczniejszym horrorze amerykańskim, nawet jeśli był na drugim planie słuchając opowieści (Mucha). Nie grał może równie skomplikowanych postaci, ale zawsze wprowadzał grację do tych produkcji, swoją delikatność i wrażliwość, tak silnie kontrastującą z zachowaniem swoich bohaterów, często będących antagonistami.
I w końcu: Potwory. Pokaz efektów specjalnych podszytych obawami przed Zimną Wojną czy skutkami stworzenia bomby atomowej. Do tego nurtu warto włączyć adaptację Wojny światów czy Dzień w którym zatrzymała się Ziemia, czyli pacyfistyczne produkcje sci-fi przy okazji kreślące przerażające wizje przeszłości. „Them!” odkryłem dopiero przygotowując się do tej publikacji i to jest mój faworyt w tej sekcji. Aż sobie kiedyś kupię na nośniku fizycznym…
Poniżej zawieram swój ranking horrorów z lat 1950-1959. Już niech będzie, że te wszystkie filmy są horrorami. Jako ciekawostkę sprawdziłem jeszcze, jak wyglądają bardziej powszechne Top 10 tego gatunku w Internecie. Taka ciekawostka.
RYM
Godzilla (1954)
Invasion of the Body Snatchers (1956)
Night of the Demon (1957)
The Tell-Tale Heart (1953)
A Bucket of Blood (1959)
Dementia (1955)
Dracula (1958)
The Curse of Frankenstein (1957)
Claws for Alarm (1954)
Mucha (1958)
FILMWEB
The Tell-Tale Heart, 1953
Opowieść o duchach z Yotsui, 1959
Inwazja porywaczy ciał, 1956
Godzilla, 1954
Abbott i Costello spotykają Jekylla i Hyde’a, 1953
Pies Baskerville’ów, 1959
Noc demona, 1957
Mucha, 1958
Gabinet figur woskowych, 1953
Horror Draculi, 1958
MOJE
Dementia, 1955
Them!, 1954
Przekleństwo Frankensteina, 1957
The Fly, 1958
Invasion of the Body Snatchers, 1956
The Legend of Sleepy Hollow, 1955
Pies Baskerville’ów, 1959
A Bucket of Blood, 1959
The Beast From 20,000 Fathoms, 1953
The Tell-Tale Heart, 1953
Them! (1954)
Zarąbiste.
Jest w tej i podobnych jej produkcjach, co strasznie podziwiam. Do zrobienia takich obrazów trzeba było być mądrym – i ta mądrość była bardziej nakierowana na podążanie za sensacją niż cokolwiek innego, ale jednak dała efekt w postaci angażującego, przemawiającego do wyobraźni, naprawdę porządnie zrobionego filmu. Nie w sensie filmowym – ciężko powiedzieć, czy jakikolwiek filmowiec pracował nad tym tytułem (operator?). Mam tu na myśli umiejętność opowiadania historii – w taki ogólny sposób, nie poprzez filmowy język – budowania napięcia, tworzenia efektów specjalnych. Dialogi generalnie są – czasami na nie spada dar tworzenia chwytliwych nagłówków – aktorzy zresztą też, wykreowany świat jest w większości nieświadomie. A jednak zabawa jest przednia.
Na samym początku nie wiadomo, co się dzieje – widzimy tylko zbrodnię oraz zagadkę, do tego ta tajemnicza dziewczynka, która nic nie mówi. A gdy w końcu coś powie, to z krzykiem – i będzie to oczywiście tytuł filmu. „One!”, zawoła i oddali się w ten sztuczny sposób, który dziś kupujemy, bo to znak tamtych czasów. Podobnie jak dramatyczny obrót do kamery. Konfrontacja z potworami, kiedy już wkroczą na scenę, też nie będzie szczególnie dynamiczna: kreatury będą w jednym miejscu, a aktorzy zaczną krzyczeć, przekrzykiwać się i z całych sił starają się przekonać widza, że są w niebezpieczeństwie od czegoś, co się nawet do nich nie zbliża. To wszystko tu jest, ale i tak robi wrażenie samym projektem potworów, ich rozmiarem oraz konkretnym wejściem do fabuły.
Mądrość tej produkcji polega na podjętych tematach – oraz sposobie ich podejmowania. Jeszcze nie ma połowy lat 50, a tutaj już oglądamy mądry komentarz odnośnie broni atomowej, prób ich eksplozji, poziomu opadu radioaktywnego i wielkiej niewiadomej, w co się to wszystko rozpanoszy. Na tym samym w końcu kończy się 70 lat później „Oppenheimer” Nolana: strachu przed tym, jakie drzwi ludzkość otworzyła w ten sposób. Różnica jest tylko taka, że „One!” zamiast straszyć możliwościami, dowala do pieca konkretną wizją napromieniowanych mrówek oraz perspektywą wyniszczenia ludzkości w ciągu roku, jeśli szybko czegoś z tym nie zrobimy. I dostarcza wszystkiego, co powinna, co obiecała jako film, dzieło sztuki, cokolwiek tylko chcecie.
Tak, chciałbym, aby to było bardziej filmowe, żeby montaż i muzyka miały większe znaczenie, ale z drugiej strony surowość i b-klasowość tego wszystkiego jest częścią doświadczenia. Tak czy inaczej: to jest fenomenalne monster-movie. I prawdopodobnie mój ulubiony przedstawiciel tego gatunku.
The Revenge of Frankenstein (1958)
Druga szansa dla doktora Frankensteina, który udaje swoją śmierć przez oddanie się organom sprawiedliwości oraz ścięcie głowy na gilotynie, aby tym razem udowodnić, że miał rację. Błędy nie wynikały z jego pomyłki, gdyby tylko mózg był właściwy… Znajduje sprzymierzeńca, znajduje kandydata na dawcę, znajduje ciało. Tym razem mózg świadomie zmieni powłokę cielesną, co też będzie okazją do poruszenia nowych obszarów całego zagadnienia, jakim jest zabawa w Boga – bo czy decydując się na coś takiego, sam dawca nie próbuje sam podjąć tej zabawy? W efekcie potwór wcale nie jest potworem, a przynajmniej nikt tak nie będzie reagować na jego fizjonomię. Podoba mi się też rola postaci żeńskiej w tej historii – oferującej inne podejście, wzbogaca całą historię o inny punkt widzenia. Niby tylko ta kobieca delikatność i zdolność do dostrzegania innych rzeczy, bo i ambicje ma inne od męskich postaci, więc może po prostu dawno tego nie widziałem na ekranie i dlatego tak to doceniłem, ale jednak. Ponownie więc horrory tego reżysera (Terence Fisher) są bardziej studiowaniem charakteru – tutaj doktor dostaje drugą szansę. Teraz mamy pewność, że to on jest winny, a jemu nie zależy na wyciąganiu wniosków i ile krzywdy dokona po drodze. To on jest potworem w tej historii.
Pies Baskerville'ów ("The Hound of the Baskervilles", 1959)
Fisher i Cushing w adaptacji najbardziej znanej sprawy Sherlocka Holmesa, dołącza do nich nawet Christopher Lee w roli ostatniego spadkobiercy przeklętego rodu. Sama fabuła nigdy nie wydawała mi się szczególnie interesująca, ale udało się stworzyć w oparciu o nią krótki i bogaty film: ilość planów, różnorodność klimatów (ruiny, posiadłość, mokradła) oraz tematyki (przekleństwo rodu, fantastyczna bestia, ogólna tajemnica tego, co się dzieje i o ilu rzeczach nie wiemy) sprawia, że to jest atrakcyjny seans. Sam Sherlock umie prowadzić widza przez tę fabułę, zwracając nagle uwagę na świeczkę w oknie albo brakujący portret na ścianie – chociaż jego dedukcja jest jak zwykle z dupy, to nadrabia frywolnością oraz czystą zabawą: na tyle, na ile mógł nadal być dżentelmenem w XIX wieku w filmie z lat 50., więc te detale mogą dzisiaj nadal uchodzić za niewidoczne, jednak wystarczy zwrócić uwagę jak się porusza, jak siedzi, szczególnie w kontekście relacji z innymi postaciami, jak często podczas rozmów okazuje im brak należytego szacunku z pełną premedytacją. Twórcy nie mają zamiaru tutaj nadawać własnego stylu albo podchodzić do adaptacji w szczególny sposób, Sherlock nie jest nagle kimś, kogo jeszcze nie widzieliśmy. W tym wypadku dostajemy dokładnie to, czego chcieliśmy: solidną adaptację prozy Conan Doyle’a. Mi wystarczy.
Mrowiec ("The Tingler", 1959)
Dziwny film, ale go kupuję. O zagrożeniu, wobec którego trzeba krzyczeć, aby go „wyleczyć”. Zapamiętam opening, w którym reżyser uprzedza widzów, co mają robić, gdy seans stanie się dla nich zbyt ciężki. Zapamiętam Vincenta Price’a wyrażającego chęć obejrzenia „starych filmów Chaplina”. Zapamiętam tytułowego potwora (polski przekład chyba pasuje, ale nakierowuje całość na bycie komedią horrorową, więc). Chyba każdy potwór, który przyczepia się do ludzkiego ciała i zaczyna rosnąć – w ukryciu! – będzie dobrym, skutecznym potworem w horrorze. A tutaj tak jest. Nawet jeśli przez większość historii ciężko powiedzieć, o co tu chodzi.
Gabinet figur woskowych ("House of Wax", 1953)
Vincent Price skutecznie dodaje głębi i wrażliwości swojej postaci: czuć jego miłość do sztuki, którą tworzy. Zwraca uwagę, jak długa jest scena na początku z pożarem – ciągnie się ona wręcz, sporo tam powtarzalności i twórcy mogli lepiej ją wydłużyć, ale i tak osiągają cel: widz zapamięta to wydarzenie i będzie pewny, że było ono ważne. Czuć, że współcześnie cała te sekwencja byłaby skrócona znacznie: uderzenie w łeb, podpalenie, cięcie na zewnątrz, wybuch, to wszystko. Wtedy jednak woleli pokazać, jak ta walka trwa dalej, jak Henry Jarrod stara się ratować sytuację, jego ból i rozpacz w oczach, kiedy widzi to wszystko… Jego spokojny, delikatny głos będzie wybrzmiewać do końca. Dzięki temu działa reszta tego filmu oraz jego horror: odebrano mu wszystko siłą, więc teraz siłą weźmie to z powrotem. Nie jest potworem do końca i tak dalej. Chociaż żeby same figury tutaj straszyły, to trzeba mieć subiektywne odruchy.
PS. Scena, jak rozwalają maskę, może być najbardziej jump-scarem całych lat 50.
Zemsta kosmosu 2 ("Quatermass 2", 1957)
Brian Donlevy przewija się od czasu do czasu na ekranie moim i w końcu zaczynam czuć do niego sympatię. Nie był najlepszym aktorem, ale właśnie takim, którego lubi się oglądać. Tutaj wraca do roli profesora Bernarda Quatermassa, prowadząc kolejne dochodzenie próbujące zrozumieć, co się dzieje w tajemniczej placówce. Całość wciąga, nawet jeśli przez pewien czas ciężko powiedzieć, czy film ma jakiś kierunek. Na szczęście finał dostarcza dużo satysfakcji i zapada w pamięci, nęcąc wciąż wątpliwościami: czy to naprawdę koniec?
Mucha ("The Fly", 1958)
Zaczyna się jak kryminał – żona morduje męża, przyznaje się do wszystkiego i wygląda, że to będzie na tyle. Nawet pomyłki w zeznaniach mają zwrócić uwagę tylko widza. Na szczęście brat kobiety pragnie wysłuchać wszystkiego, o czym ta milczy. Zaczyna więc opowieść, która szczególnie wybrzmiewa w trzecim akcie i finale, a jako całość najbardziej zwracają tutaj różnice między tą wersją oraz Cronenberga: jaki los spotyka człowieka, który podejmuje się przekraczać granice, dlaczego to robi, jego motywacje oraz refleksje na koniec. Sam film dostarcza dla mnie dopiero w końcówce, ale było jak najbardziej warto do niej wytrwać i ją zobaczyć. Szczególnie SAMĄ końcówkę.
Potwór z Czarnej Laguny ("Creature From the Black Lagoon", 1954)
Poszukiwania potwora w górze Amazonki przypominające, jak mało wiemy o wodach, kiedy chcemy ruszać na podbój kosmosu. Tylko to się chyba odnosi do oceanów, a nie rzek. Mało relacji ludzkich postaci z potworem – to w sumie tylko polowanie, a sama bestia jest biedakiem, któremu powinno się dać spokój. Szkoda, że i tak robi typowe „Potworowe rzeczy” w końcu (porywa ludzi, zabija). Mało satysfakcji z seansu, jedynie kostium Potwora na plus. Tutaj najwyraźniej widać, jak niewielu filmowców pracowało przy tego rodzaju filmach.
Powiązane
1950s 1953 1954 1958 Blog Folk Horror Giant Monster Gothic Horror Horror horrory Psychological Horror ranking
Najnowsze komentarze