George Stevens

George Stevens

05/07/2018 Opinie o filmach 0

Pracowity człowiek, nad pojedynczymi tytułami potrafił spędzić nawet kilka lat. Oto George Stevens.

I just knew that if you engaged the audience with a promise that something would develop, you were in business. If not, you had to contrive automatic ridiculousness continuously. Comedy, in this sense, is all about preparation. Things have to be arranged and set up – cause and effect – and if the cause is apparent to the audience, they’ll stick with it until their sagacity is rewarded. It’s their intelligence that foresees things, while the comic character doesn’t.” – George Stevens

Mam 19 lat („Alice Adams”, 1935)

2/5

Katharine Hepburn próbuje reprezentować biedę. Obraziłbym się, ale mam prawdziwe problemy na głowie.

Tytułowa Alice składa się z trzech elementów: jest nieszczęśliwa, ponieważ jest biedna i odrzucona z tego powodu przez otoczenie, odstaje od nich zachowaniem, przyjętym wychowaniem i posiadanym majątkiem. Nic z tym nie robi, 100% jej problemów siedzi wyłącznie w jej głowie, na co dzień zajmuje się okłamywaniem innych i to w zasadzie tyle. Od razu zakłada, co inni o niej pomyślą i od tego momentu przekonuje innych, że ona jest inna niż w rzeczywistości, jej życie jest inne niż w rzeczywistości, jest sztuczna od każdego gestu ręką po każdą sylabę, którą wypowie.

Jeśli więc wkurzali was bohaterowie Perks of Being a Wallflower, Edge of Seventeen czy Lady Bird, to dla Alice… zabraknie wam skali. Każda z tamtych postaci miała mocny powód, by zachowywać się tak, jak się zachowywała, można było ich zrozumieć (Alice nie można zrozumieć, ponieważ to odrzucenie nie jest pokazane! Nikt nawet nie śmieje się z gościa za umawianie się z nią!). Każde z postaci we wspomnianych filmach pracowało nad sobą, aby zyskać przyjaciół, miłość i lepszą przyszłość. Alice żyje w zaprzeczeniu, chłop zakochuje się w niej ze względu na scenariusz i tak naprawdę nawet nie reprezentuje ubogich ludzi, bo ja sam byłem biedny i w sumie nadal jestem. Bardzo mi daleko do przyzwoitych warunków, w których bohaterka żyje, a miałem o wiele mniej lat, kiedy musiałem zaakceptować taki stan rzeczy, podobnie jak bycie faktycznie odrzucanym. I to też nie było trudne. Miałem w życiu inne problemy.

Najbardziej mnie zastanawia, jak taki tytuł mógł powstać w USA w 1935 roku. To przecież okres Wielkiej Depresji! Może intencje były takie, aby nauczyć bogatych empatii do biednych, żeby przestali gnębić biedniejszych od siebie. Nie pokazano gnębienia, więc została bohaterka z wymyślonymi problemami. To jest też adaptacja książki z 1932 roku, może sporo z niej wycięto. Krytykom ponoć się podobało.

A tak w ogóle to ponoć ten tytuł jest komedią.

PS. George Stevens i Hepburn chcieli bardziej realistyczne zakończenie, ale producenci naciskali na obecne. Takie pocieszenie.

George Stevens

Obecnie George Stevens znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #233

Top

1. Pamiętnik Anny Frank
2. Jeździec znikąd
3. Głosy miasta
4. Lekkoduch
5. Blond niebezpieczeństwo
6. Mam 19 lat

Ważne daty

1904 – urodziny (Kalifornia)

1930 – debiut krótkometrażowy

1932 – urodziny syna Juniora (przyszłego reżysera telewizyjnego i producenta)

1934 – debiut pełnometrażowy

1968 – drugie małżeństwo (do jego śmierci)

1970 – ostatni film kinowy

1975 – śmierć (Kalifornia, atak serca)

Blond niebezpieczeństwo (1938)

2/5

Peter odwiedza nocny klub tylko po to, by zagonić przyjaciela do domu, bo muszą wcześnie się zerwać na pociąg. Plan się zmienia, gdy na scenę wejdzie główna postać kobieca w filmie, więc bohater się w niej oczywiście zakocha. I oczywiście z wzajemnością, chociaż żadne z nich nie ma osobowości. I oczywiście się pobiorą po 5 minutach. I oczywiście znajdzie się powód, by musieli ten fakt ukrywać, o czym oczywiście zdadzą sobie sprawę dopiero gdy wytrzeźwieją… i oczywiście będą to ukrywać. Oczywiście w bardzo głupi i niezręczny sposób, służący jedynie zapychaniu taśmy filmowej niż produkcji gagów.

Pierwsze co twórcy powinni zrobić to przekonać mnie na samym początku, że gdyby nie ta cała drama i pokiełbaszona sytuacja to bohaterowie byliby ze sobą szczęśliwi i prowadziliby normalne życie razem. Zamiast tego pokazano relację, zaczęto do nich dokładać kolejne schematyczne kafelki („Nie mogą zdradzić, że się pobrali!”), co po prostu na kilometr śmierdzi podpuchą twórców, którzy wiedzieli, że nie umieją opowiedzieć uroczej historii, więc tylko ją obiecali, a potem zaczęli przeciągać tak długo, aż widz nie będzie pamiętać o niczym.

Bo wcale nie jest najgorsze, że film wychwala przeciętność. Gorsze jest, że każdy element opowieści zostaje pogrzebany pod jakimś schematem, niezręcznością lub wymuszonym i nielogicznym gagiem. I w ten sposób humor w ogóle nie zdawał egzaminu. W tym wszystkim podobał mi się tylko jeden moment pomiędzy dwoma kobietami, gdy jedna chce krzyczeć, a druga ją ucisza, co w końcu jej się to udaje. Więc od razu trzask ją w pysk, i ta oburzona znowu zaczyna krzyczeć, pierwsza znowu ją ucisza… i znowu trzask po poliku. Jak wiadomo, znęcanie się nad kobietami jest zabawne.