Fyre (2019)

Fyre (2019)

02/03/2019 Opinie o filmach 1
fyre
Chris Smith

Meta-dokument społeczny. W świecie realnych przekrętów Netflix robi dokument o mokrych namiotach na Bahamach. Netflix stoi na głowie.

2/5

Fyre Festival miał być reklamą aplikacji. Miała być prywatna wyspa na Bahamach, koncerty, supermodelki, alkohol i wygodne apartamenty. Wyszło z tego coś innego. W skrócie: nie udało się tego zorganizować, klienci byli oszukani, podwykonawcy nieopłaceni, wyszedł z tego pozew jak chuj i sprawiedliwości stało się zadość. Po co robić o tym dokument?

A no po nic, jednak istnieje on na poziomie meta – bo oto oglądamy świat ludzi oderwanych od rzeczywistości, by to jemu poświęcić się na półtorej godziny, chociaż są na tym świecie prawdziwe problemy. Świat, w którym Fyre jest istotne, to świat użytkowników na Instagramie, którzy dostają setki tysięcy dolarów za publikowanie jednego posta. To świat, w którym piszący do gazet udają wykonywanie zawodu dziennikarza poprzez pisanie o tym, co jest popularne. To w końcu świat twórców internetowych, których dzieła obejmują nagrywanie filmików o tym, że wsiada się do samolotu (i dokąd ten wehikuł zmierza). Oni wszyscy mówili, że o Fyre mówił każdy, wszędzie o nim było pełno, jakby to był lot na księżyc albo kolejny najazd na Polskę. Ja najwięcej związku poczułem do gościa w końcówce filmu, który nigdy o Fyre nie słyszał. Cóż za kontrast…

Ja rozumiem, że oszukali, że gdzie są moje pieniądze za las, że dużo ludzi źle się poczuło – ale winni zostali złapani, o sprawie było głośno, zapewne więc poszkodowani dostali zwrot. Przynajmniej dokument nie mówi o tym, że nie dostali, więc zakładam, że dostali. Poza tym zapewne zyskali sławę, relacjonując Fyre, więc na koniec na pewno wyszli na plus.

To doskonale zrealizowany dokument – tłumaczy krok po kroku każdą sytuację i każde stanowisko, w którym każda zaangażowana osoba się znalazła. Ale to wciąż podróż do świata ludzi, którzy narzekali, że musieli czekać na jednej z najpiękniejszych plaż na świecie. Polecieli samolotem na Bahamy, zobaczyli kiepskie namioty i powiedzieli: „O. My. God. This is the WORST day of my life”. I do tego 95 hashtagów.

Niesmak w ustach mam jeszcze z powodu podtekstu, jaki czuję w całym tym tytule. Oczywiście, jest tu śladowy anty-amerykański wydźwięk, jak przystało na produkcję Netfliksa, ale istotniejszy dla mnie jest tworzenie światopoglądu. Jakby producenci chcieli, żebym się oburzył faktem powstania tak dokładnego dokumentu poświęconego tak nieistotnej tematyce, żebym po seansie napisał: „Świat stanął na głowie, wszystko jest na odwrót, ludziom się w dupach poprzewracało”. Byle tylko mnie przekonać, ze świat jest zły, że społeczeństwo jest głupie, że ludzie są idiotami. A ja wiem, że świat nie składa się wyłącznie z influencerów. Kiepska próba.