Ekipa („Entourage”, 2004-2011)

Ekipa („Entourage”, 2004-2011)

28/06/2020 Opinie o serialach 0
Mark Wahlberg

Hollywood, modelki i drogie samochody, ale czy można to pogodzić z tworzeniem tego, co się kocha?

5/5

Od powtórki pierwszego sezonu, do 3x8

Czterech przyjaciół w Hollywood – jeden z nich jest aktorem, właśnie wychodzi jego najnowszy hit. Kariera stoi przed nim otworem, co więc zdecyduje dalej zrobić ze swoim życiem? I jak to wpłynie na jego przyjaciół, którzy z jednej strony unoszą się na fali ich popularnego kolegi i korzystają z miejscowych atrakcji, z drugiej wszyscy chcą od życia czegoś więcej.

Pierwszy sezon jest zaledwie prezentacją, która nijak nie oddaje sprawiedliwości temu serialowi. Fabuła zostaje ledwo napomknięta, głównie skupiono się nad pokazaniem życia bohaterów. Oni z całą pewnością noszą ten serial, chemia między piątką głównych aktorów jest niewiarygodna – ale z drugiej strony jeszcze nie wierzymy, że ci ludzie faktycznie są kimś więcej. Na razie widzimy jedynie, jak obracają głowy za modelkami, kupują drogie rzeczy i gadają o głupotach. Osiem odcinków to trwa i dopiero z perspektywy następnej serii można powiedzieć, że w tej pierwszej w ogóle cokolwiek się działo.

Od drugiego sezonu zaczyna rozkręcać się jeszcze fabuła. I jest ona naprawdę dobra. Bohaterowie stają przed trudnymi decyzjami dotyczącymi dalszego losu kariery Vince’a. Czy wejść w tytuł, który jest pewnym sukcesem, ale nie robi się tego z miłości? Albo, który z dwóch dużych tytułów zrobić, jeśli terminy się pokrywają? Zawsze wtedy ktoś się obrazi. Zawsze jest ryzyko i cały czas jest taka opcja, że wyjdzie się ze starcia z pustymi rękami. Czy można coś zrobić w sytuacji, gdy producent traktuje cię jak swoją własność? To historia dramatyczna, istotna oraz nerwowa. Bohaterom po kolei rosną jaja i z czasem wszyscy mają odwagę postawić się komuś, kłócić, walczyć o swoje. Nawet są gotowi postawić wszystko na jedną kartę, a raczej wiemy, co to oznacza dla seriali.

Później każdy bohater podejmuje indywidualne ryzyko, zaczynając własną karierę. Ekipa z czasem wyrasta na naprawdę solidną opowieść o przyjaźni, o radzeniu sobie z problemami, o konflikcie z dupkami w garniturach i o tym, jak ważne jest robić w życiu to, co się kocha. I to wszystko przy dostarczaniu kupy zabawy z seansu.

Realizacyjnie jest to niestety serial z poprzedniej epoki, kiedy serialu tworzyło się głównie w sposób czytelny – i to wszystkim wystarczyło. Nie ma co mówić o kompozycji kadru czy montażu. Jedno, za co można pochwalić twórców, to pozwolenie sobie na trzymanie dystansu i zrobienie przestrzeni dla aktorów. Aktorzy grają w całkiem fizyczny sposób, często dotykają jeden drugiego – ściskają, uderzają, wpadają na innych – i te relacje po prostu widać w kamerze. My oglądamy, a oni mogą biegać, bić się i robić inne rzeczy. Gdy Ari wraca po pijaku do domu, wywija na trawniku, krzyczy w stronę sąsiadów i bierze żonę na ręce, żeby z nią wrócić do środka – to wszystko zwyczajnie widać. W całości, od stóp do głów. Możemy zobaczyć energię tego serialu, uwierzyć w nią. To jest coś, czego nawet współczesne seriale mogą się nauczyć od Ekipy.

Za mną dwa i pół sezonu (a konkretnie urwałem na clifhangerze w 3×08). I nie wiem, jak długo będę oglądać. To chyba trzeba poznać w całości?

Na razie nie przewiduję, aby był to serial, do którego będę wracać. To raczej tytuł, który dobrze się ogląda i chce się go kontynuować, ale po odbyciu przygody pozostaną dobre wspomnienia. Ogólne. Nic, co chciałbym przeżyć jeszcze raz.

od 3x8 do 7x1

To chce się oglądać. Każdy odcinek jest perfekcyjnie skonstruowany. Chce się, by tym ludziom się udało, by mieli dobre życie. 

Chemia między bohaterami jest wspaniała, naprawdę oglądamy przyjaciół na ekranie, „bros before hoes” i tak dalej. Historia jest wciągająca i cały czas kontynuujemy wątek robienia filmu marzeń oraz motyw stawianie wyżej sztuki ponad tworzenie dla pieniędzy. Naprawdę idą z tym do końca, tworząc wokół tego rewelacyjną dramaturgię. Walczą o wsparcie studia, o kupno scenariusza (który został zakupiony przed nimi tylko po to, by film nigdy nie powstał), o budżet… A gdy go stworzą, to nadal muszą go sprzedać. Tylko co wtedy, gdy ich film życia nie jest dobry? To się ogląda na krawędzi fotela, łykając epizod za epizodem. Każdy pojedynczy jest idealny – kończy się wtedy, gdy ledwo poczułem, że w ogóle się zaczął. „To już?”, myślę, po czym włączam kolejny. I kolejny. Nigdy nic nie jest po prostu wypełniaczem, nie wciskają nam kitu, nie przedłużają nawet jednego żartu. Przechodzą do rzeczy, zaciskają pętlę napięcia, trzymają nas, wyprowadzają cios i zamykają na chwytliwej kwestii (najczęściej). Bezbłędna robota na wszystkich poziomach.

Jeśli miałbym coś zarzucić, to… nie mam nic. Co najwyżej żałuje, że sporo postaci pojawia się tylko jednorazowo – jak kolejne romanse w życiu bohaterów. Co do innych – chciałbym, by jednak trochę odważniej do tego podchodzili. Niech Sloan naprawdę będzie niedostępna, niech E znajdzie sobie kogoś innego. Fajnie by było, ale wiadomo. To nadal serial z 2000s, więc kto ma być ze sobą, ten jednak będzie. Ari nie będzie tak naprawdę zły na Lloyda – i tak dalej. Tutaj ryzyka twórcy nie podejmują.

Podejmują je tam, gdzie jest to istotne. Pomijając historię pełną artystycznych wzlotów i upadków młodych ludzi w Hollywood, to warto wspomnień o jednym: twórcy odchodzą od radosnej imprezy w stronę dorastania. A dzięki temu, że ta impreza była prawdziwą imprezą – z drogimi samochodami, posiadłościami i nagimi kobietami na każdym kroku, prywatnymi jetami do odległych krajów – te poważniejsze wątki są tak wiarygodne! Wierzymy, że Turtle ma dosyć życia na kredyt swojego przyjaciela; że Drama czuje wewnętrzny ból na myśl o tym, iż po tylu latach w biznesie nadal musi iść na przesłuchanie i może być odrzucony; że E chce mieć życie i być sobą, zamiast do końca być utożsamianym jako „manager” tego słynnego aktora. Nadal też wierzymy, że to są po prostu chłopaki z Queens, którym się udało, którzy mieli szczęście i teraz po prostu z tego korzystają. Rozumiemy ich rozpustne życie i nie ma w tym nic niewłaściwego, więc gdy wyznaczają sobie wyższe cele, są w tym całkowicie szczerzy i wiarygodni, a widownia im kibicuje. W końcu większość z oglądających tak właśnie podchodzi do życia: najpierw robienie wspomnień, potem zakładanie rodziny. I oba te etapy będą równie niezapomniane.

Właściwie jedynym minusem powrotu do tego serialu jest fakt, że znowu zauważyłem, jak niewielu moich filmwebowych znajomych widziało Ekipę. Za to dwa razy więcej widziało film. I kręcą nosem, że chuja rozumieją. Potrzebuję nowych Internetowych znajomych.

sezon VII (2010)

Sezon, w którym Vinnie Chase zostaje namówiony na numer kaskaderski, co chyba otwiera przed nim nową osobowość. Kończy upijając się, biorąc narkotyki i jest zazdrosny o swoją dziewczynę, gdy ta idzie ruchać pięciu ludzi naraz. Turtle porzuca limuzyny i zaczyna sprzedawać tekilę, Drama bierze się za podkładanie głosu animowanej małpie, E jest ze Sloan i mu dobrze.

Piąty odcinek to mnóstwo cameo. Sasha Grey zostaje nawet stałe miejsce w obsadzie. Polubiłem ją, chcę teraz coś więcej z nią obejrzeć. Grała w czymś godnym uwagi?

I to tyle ode mnie. Opis tego, co było i jakiś żart. To nadal jest fantastycznie napisane, tempo jest wysokie, w każdym odcinku nie ma zbędnych scen. Dostajemy to, co chcemy – ale to nie było potrzebne. Jak o tym myślę, to nie wiem, gdzie powinna przebiegać granica, ale ostatnie sezony robiono już na zamówienie, nie z innych potrzeb. Historia tych ludzi skończyła się już dawno, teraz mają przygody. I nadal fantastycznie się to ogląda.

sezon VIII (2011)

Wielki finał! Vince wychodzi na wolność i chce nowy film robić, Drama kłóci się, żeby z kumplem robić animację, Turtle chyba kupuje knajpę czy coś i jest rzucony przez Alex, której coś nie pasowało (czy coś), E. sypia z przybraną mamą Sloan czy coś, Ari ma kłopoty w firmie czy coś i prawie jest rozwód.

Ogląda się to świetnie, ale no, z rozbiegu. I to już ostatnia część tej serii, którą naprawdę polubiłem. Scenariusze i aktorzy nadal są rewelacyjni, pomysł na finał jest naprawdę dobry: wszyscy zbierają się na lotnisku, żeby lecieć do Paryża na spontaniczny ślub kolegi, który ostatni raz pokazuje, jak dobrym kolegą potrafi być. Problem w tym, że Vince bierze ślub – i to z babą, którą znał przez dwie sceny. Guzik nas to obchodzi, że będą razem. E. wraca do Sloan z jakiegoś powodu – byli chyba oddzielnie, bo rodzina Sloan nie lubiła E, a teraz ojciec Sloan chce zabić E, więc dlatego będą razem. No i Sloan to nadal tępa dzida, więc no, co mnie to obchodzi. Alex rzuciła Turtle’a, Ari za to zszedł się ze swoją żoną, która też jest tępą dzidą – ale to i tak najbardziej emocjonalna część finału. Jeremy Piven jako Ari sprzedaje to najbardziej, kiedy słyszy arię i ogarnia, co jest dla niego najważniejsze.

Więc jest tu sporo rzeczy, do których można się przyczepić. Ale w sumie to nie chcę.

Ale jak to jest scena po napisach?