Benny & Joon (1993)
Johnny Depp & Aidan Quinn & Mary Stuart Masterson & CCH Pounder
Wariaci są spoko & Żelazka są fajne & Chodzenie po drzewach też
Uroczy schemat, ale schemat. Nadal będę miło wspominać.
W 1993 roku powstał taki film jak „Co gryzie Gilberta Grape’a„. Johnny Depp grał tam nastolatka, który nie miał swojego życia, tylko innych ludzi na swojej głowie, mnóstwo obowiązków – w tym zmutowanego brata wymagającego nieustającej opieki.
W 1993 roku powstał też „Benny i Joon„, w którym to dorosły brat (Benny) opiekuje się swoją młodszą siostrą (Joon), chorą psychicznie, przez co nie ma własnego życia i jako istota we wszechświecie stoi w miejscu, nieszczęśliwa. Johnny Depp gra tu gościa z zewnątrz (Sam), prawdopodobnie również chorego psychicznie, który to zakochuje się w Joon.
Jeśli tak jak ja nie jesteście fanami występów Julienne Moore, to mam dla was dobrą wiadomość – „Benny i Joon” jest tym jedynym tytułem, w którym pani Moore nie jest irytująca. Co więcej, gra całkiem sympatyczną postać, i nie przeszkadzała mi, ilekroć powracała na ekran. Trudno mi jednak powiedzieć, w jakim stopniu to zasługa jej samej, bo cały film jest tu właśnie radosny, pocieszny i pozytywny. Nawet nie chodzi o to, że na koniec każdy poznaje miłość swojego życia – tu jest sporo uśmiechniętych detali, większość z nich należy do Deppa. Pierwszy raz, gdy go widzimy, siedzi na drzewie ukryty wśród liści – to postać niespodzianka, która wszystko robi tak po prostu inaczej. Nie wiemy wiele o nim, ale mamy pewność, że jest autentyczny. Gwoździem programu jest jego występ na ulicy, w którym zapożycza od Chaplina. Naprawdę! „Benny & Joon” pozwala widzom poznać bohaterów, poczuć sympatię w stosunku do nich i uwierzyć w nich. Dlatego, gdy spotyka ich coś miłego, gdy los się odmienia, mamy banana na twarzy. Podobało mi się nawet ukazanie Joon – osoby chorej, która nie musi być zamknięta. Po prostu bardzo łatwo jej wyjść ze stanu, w którym potrafi nad sobą panować. Widać, że ją można wyleczyć, nie trzeba jej zamykać i zapominać o niej.
Nieco mniej pozytywne jest to, że ważny punkt fabularny to moment, w którym Sam nagle zaczyna zwracać uwagę na to, co inni powiedzą wobec jego zachowania, oraz nie umie zachować się magicznie, by wywołać uśmiech u Joon – dwie rzeczy, których nigdy wcześniej nie robił. To nie wychodzi z postaci i historii, tylko schematu, w który na siłę poszli scenarzyści. Fakt ten ciągnie film w dół, kiedy twórcy zaprzestają prezentować choroby umysłowe w godny sposób, zamiast tego serwują cukierkowe tulenie bohaterów i udawanie, że wszystko będzie dobrze, chociaż w prawdziwym świecie wszystko potoczyłoby się kompletnie inaczej.
Ostatecznie więc emocje nie są w pełni szczere, poświęcono prawdę na rzecz oszukania widza. Film radzi sobie całkiem dobrze przez większą część, dopiero w finale idzie troszkę na łatwiznę. Mimo wszystko będę pozytywnie wspominał, chociaż już pewnie więcej nie wrócę do tego tytułu.
Trivia
Najwyraźniej tytuł ten miał w swoim czasie polski dubbing. Chętnie bym to usłyszał.
Najnowsze komentarze