Pluton („Platoon”, 1986)
Oliver Stone
Willem Dafoe & Charlie Sheen & John C. McGinley
Noce jasne jak dzień & Zabijanie, wybuchy i umieranie
Na serio o tym, że w trakcie wojny nie ma żadnych zasad. Cierpienie, cierpienie, cierpienie…
Każdy film wojenny skupia się tylko na jakimś aspekcie wojny. „Pluton” skupia się na wywoływaniu cierpienia oraz cierpieniu. To kolejna taka produkcja, z którego nie dowiemy się niczego o samym konflikcie – kto z kim, o co i dlaczego. „Pluton” jest, jak wiele utworów wojennych, opowiedziany z perspektywy młodego człowieka, który trafił na front i chce tam tylko przetrwać. Nie wie, dlaczego tam trafił albo o co gra się toczy. Wie tylko, że ci po drugiej stronie do niego strzelają, więc on strzela w swojej obronie. Widzi, jak jego bliscy umierają, zabici przez osoby z drugiej strony, więc strzela jeszcze chętniej. Tylko tyle i aż tyle. Dzięki temu „Pluton” jest uniwersalny i opowiada o konflikcie zbrojnym w sposób bliski każdemu widzowi. Trochę to zostaje nadszarpnięte w końcówce, kiedy zwykły, prosty żołnierz zaczyna „filozofować” nad cierpieniem i sensem życia – ale to też można uznać za zaletę. Wojna prowokuje do gubienia rozumu i szukania go ponownie, na kolanach – i zapewne tak to właśnie wtedy wygląda, gdy ludzie nadający się do zamiatania ulic stają się mięsem armatnim, którym jakimś cudem uda się przetrwać na tyle, aby wrócić do domu.
„Big Lebowski” żartował, że w Wietnamie nie było żadnych reguł, „Pluton” traktuje to samo śmiertelnie poważnie. Cała produkcja jest pełna znakomitych sekwencji, w tym efektowny finał, będący pirotechnicznym majstersztykiem (nakręcony w nocy, a od wybuchów jasno jak w dzień się zrobiło!), ale dla wielu – w tym mnie – najbardziej zapadająca w pamięci scena to masakra w wiosce. Bolesny i wstrząsający widok, któremu niewiele w historii kina dorównuje. W takich filmach jak „Wołyń” lub „Idź i patrz” były, owszem, ale ze strony antagonistów. „Pluton” z kolei pokazuje bohaterów dokonujących bestialskich czynów, robiących to, o co w wojnie chodzi. Żadnych reguł, żadnych zasad, żadnego celu. Tylko strach, paranoja i kwestia tego, jak daleko żołnierz posunie się, by robić, co do niego należy. Bez dramatyzowania, bez zasłaniania, bez kręcenia. Wojna jako miejsce, gdzie nie ma sensu pytać „dlaczego„.
Znakomicie oddano też uczucie siedzenia w okopie i wyglądania w mrok nocy, aby wyszukiwać krótkich mignięć ruchów, które równie dobrze mogą być sennymi majakami. Na tym monotonnym zajęciu ciąży ogromny ciężar emocjonalny, bo ukazane są również konsekwencje każdego błędu. Naprawdę znakomite kino, jedno z lepszych wojennych.
Najnowsze komentarze