Ostatnio obejrzane i polecane – październik ’24
Kilka tytułów, które obejrzałem w ciągu ostatniego miesiąca - powtórki i pierwsze seanse - które postanowiłem wyróżnić. Oto cztery wyjątkowe tytuły obejrzane w październiku 2024.
Caddo Lake (2024) Pozornie nieinteresujący i ciężki do przedstawienia film, który nagle staje się zagadką, mieszając ze sobą różne wątki oraz linie czasowe, zrzucając nagle na widza świadomość, że tak naprawdę nie wie, co oglądał do tej pory. Nie będę tutaj niczego zdradzać, największa przyjemność z seansu to właśnie samodzielne poskładanie tego wszystkiego w całość. Wszystko zależy od tego, jak bardzo cenicie sobie to uczucie mrowienia w mózgu, kiedy uważnie oglądacie jakiś film, który bierze was z zaskoczenia i po prostu musicie poczekać, aż będziecie mieć wszystkie detale. Tak jak w pierwszych dwóch sezonach „Westworld”, na przykład. Może i dwa ostatnie sezony już nie były warte oglądania, ale jednak nic nam nie odbierze tych dwóch pierwszych. Ja nadal to sobie cenię.
Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006) To jeden z tych tytułów, które wymagają, aby kolejny raz od nowa ustalić, czemu tragedia na ekranie może być tak piękna, a jej oglądanie nie jest tak dobijającym doświadczeniem, jakim mogło by być. Przynajmniej w teorii. To w końcu zniechęca do samego oglądania, bo kto by chciał poświęcać czas na patrzeniu, jak pijaki rzygają, ranią ludzi, krzyczą w delirce, a ich dzieci płaczą? „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” takie nie jest nawet na początku – a kończy się przecież w piękny sposób. Przedstawia wszystkie złe strony alkoholizmu w pełni, pokazuje je bez wstydu i odwracania oczu, ale obiecuje na końcu, że z tego można wyjść. I nigdy nie jest na to za późno. Finał tego obrazu jest jednym z najpiękniejszych momentów w polskim i światowym kinie, powinien istnieć w kulturze masowej. I mam nadzieję, że tak jest. To film, do którego naprawdę z przyjemnością chce się wracać.
Twarze na sprzedaż („Seconds”, 1966) Ten film jest ponadczasowy, przynajmniej póki co. Każdy ma twarz na sprzedaż, zmieniają się tylko powody, aby to zrobić, spróbować. Porażki za to będą wieczne. Próbować raz za razem, aż się uda, czy też zaakceptować własną porażkę i żyć z nią dalej? Niczym Adaś Miałczyński żałujący, że zmarnował życie, nie udało mu się. „Głupotą jest podejmować wszystkie decyzje za młodu, kiedy jest się kretynem” W tym obrazie porażki młodości można zrobić w każdym wieku. W każdym wieku też jest zdolność do poszukiwania człowieczeństwa, każdy na swój sposób. Każdy chce prowadzić wartościowe życie, każdy chce móc dokonywać wyborów i mieć wpływ na swoje życie. Tylko świadomość konsekwencji przychodzi za późno, kiedy już nic się nie da zrobić. Nawet wtedy, gdy jak to ten film oferuje, jeszcze „coś” zrobić można. Życie w tym filmie jest cenne – nawet wtedy, kiedy nie ma po co go kontynuować.
Słońce wschodzi raz na dzień (1972) Niesamowity seans, który po zakończeniu miałem ochotę cofnąć do przypadkowego momentu i oglądać jeszcze raz. Zostawiłem go nawet w tle, jak się ubierałem do pracy, żeby jeszcze raz słyszeć poezję dialogów. To ogólnie bardzo poetycki obraz jest, zarówno w słowach jak i konstrukcji kadrów. Ujęcia są złożone, często kamera prze wzdłuż kolejki ludzi, gdzie każdy coś powie, doda od siebie. Często ktoś wchodzi w kadr i gdy odchodzi, odsłania nową treść. Kilkukrotnie kadr jest też złożony z dwóch innych – i to po prostu trzeba zobaczyć samemu. W ten swój ludowy sposób film jest bliski prostym ludziom, o których opowiada – o ich świecie, przekazywanym z dziada pradziada, w który nagle wchodzi obcy element wraz z zakończeniem wojny. Nagle wszystko jest wspólne i „nasze”, ludzie są zmuszani do oddawania tego, co stworzyli i na co zapracowali, bo muszą myśleć o wspólnocie. I się na to nie zgadzają, tylko czy mają wyjście. „Co to jest ta demokracja?”, „Gadacie i gadacie, a ludzie nie mają co do gęby włożyć” to tylko niektóre ze słów, które padają. Scen wam nie opowiem, je musicie sami zobaczyć. To dzieło, które grozi, że będzie się bronić przed rządem. Nie ma tutaj poczciwości takiej „Konopielki”, tutaj sytuacja jest poważna. I symboliczna. To głos sprzeciwu wobec życia, gdzie trzeba dostawać pozwolenie na życie. To świat, który odmawia bycia częścią innego świata, w którym była jakaś wojna – działania na froncie są daleko, a tutaj trzeba siać i walczyć o przetrwanie na co dzień. https://35mm.online/vod/fabula/slonce-wschodzi-raz-na-dzien
Related
2024 Blog felieton ostatnio obejrzane i polecane październik publicystyka
Najnowsze komentarze