In The Heights

In The Heights

07/08/2021 Opinie o filmach 0

RECENZJA TEKSTOWA

„In the Heights” miało wejść do naszych kin w sierpniu, jakoś niedawno jednak datę tę wykreślono i póki co nie ma nowej – w przyszłości zapewne trafi u nas na Blu Ray i VOD, może nawet pod jakimś polskim tytułem. Osobiście stawiam na coś w stylu: „Słoneczny dzień w Nowym Jorku”, ale póki co „In The Heights” to „In The Heighst” i tak będę nazywał ten film.

5/5

Jest oparty o sztuce z 2008 roku, który mieszał tradycyjne musicalowe melodie z rapem, latynoską muzyką i popem, a przy tym opowiadał o życiu ludzi zamieszkujących jedną z dzielnic Nowego Jorku, czyli Washington Heights. To historia o marzeniach i codzienności tych ludzi, o szukaniu swojej tożsamości oraz sił, by walczyć o to, czego pragną w życiu. Składał się z latynoskiej obsady i aktorzy tam grający byli mile zaskoczeni, że nie muszą grać latynoskich stereotypów, gangsterów i sprzedawcy narkotyków, mogą wcielić się w rolę zwykłych ludzi chodzących do pracy, chcących zaimponować swojej miłości, pragnących coś w życiu osiągnąć.

Jest duży problem z tworzenie recenzji takich produkcji jak adaptacja In The Heights. Recenzja powinna dać odbiorcom wskazówki co do tego, czy powinni zaznajomić się z danym dziełem, a w tym wypadku odpowiedź nie może być inna: musicie zobaczyć In The Heights. To jest jeden ze skarbów ludzkości, jak przemowa gettysburska, Sonata Księżycowa albo druga solówka w Master of Puppets. Jeśli nigdy nie doświadczyliście takich piosenek jak 96.000 albo Carnaval the Barrio, jeśli nie wiecie, czemu bohater ma na imię Usnavi, jeśli nie rozumiecie takich zwrotów jak No Me Diga, Paciencia y Fe czy Alabanza, jeśli nie znacie finałowego monologu protagonisty i nie przeżyliście nigdy Blackoutu, to upewnijcie się, że gdzieś na przestrzeni swojego życia znajdziecie czas, by poznać In the Heights. I jeśli bootlegowe wersje sztuki albo szkolne występy, które można znaleźć na YouTubie, nie są dla was, to pozostaje wam filmowa wersja, która miała premierę 18 czerwca tego roku.

Jest to adaptacja – i to w najcięższym tego słowa znaczeniu. Zmieniono bardzo dużo. Wycięto niektóre postaci, obcięto charakter i znaczenie tych postaci, które się uchowały, pozbyto się wielu wątków, motywów, całe piosenek, dzięki czemu skrócono całość z dwóch godzin do prawie dwóch i pół godziny. I nie dlatego, że tyle dodali nowej zawartości, teraz po prostu film jest wyraźnie wolniejszy. Skomplikowane i pełne treści układy choreograficzne zastąpiono głównie pustym tańcem synchronicznym. Piosenki, w których kilka postaci śpiewa równocześnie, aby w ten sposób podkreślić harmonię panującą w tytułowej lokacji między jej mieszkańcami, zrealizowano tak, że po seansie nawet nie będziecie pamiętać, by takie momenty były. W ogóle w procesie adaptacji wycięto kluczowy dla tej opowieści motyw, czyli przedstawienia dzielnicy Washington Heights jako miejsca wyjątkowego – głównie dlatego, że o postaciach, ich relacji między nimi i szeroko pojętym tłem widz dowiaduje się mniej więcej tyle, ile jest w piosenkach. Część fabularna dodaje tak mało, że gdy w połowie filmu wszyscy bohaterowie spotkali się na kolacji, to byłem zdziwiony, że oni w ogóle wiedzą nawzajem o swoim istnieniu, a co dopiero mówić o tym, że się na tyle lubią, by wspólnie spędzać wieczór. Druga połowa filmu w ogóle tego nie naprawia. Społeczność w tym filmie nie jest zżyta i tworząca prawdziwą społeczność. Ponadto ta mała, intensywna historia trwająca zaledwie kilka dni, w swojej filmowej wersji została rozciągnięta na ponad miesiąc, osiągając w ten sposób tylko wolniejsze tempo oraz wprowadzając kolejne absurdy i sprzeczności, których i tak namnożyło się w tej nowej wersji.

Dramaturgia jako taka w tym filmie nie istnieje, głównie dlatego, że wycięto, w zasadzie co się dało z tego filmu i niczym tego nie zastąpiono. A to, co zostawiono, w bezpośredni sposób odnosi się do tego, co wycięto, w efekcie ta historia ma niewiele sensu. I wtedy osoba obok nam mówi, że w książce to było wyjaśnione. W pozostałych przypadkach mówimy o braku detali, których nowy widz nawet nie zauważy – ale to dzięki nim tak dobrze rozumieliśmy tych ludzi i ich sytuację, angażowaliśmy się w ich losy, a seans był prawdziwą przygodą. Trudno nawet powiedzieć, co się dzieje w tym filmie, przez wspomniane wycinanie wszystkiego. Oryginał podejmował wiele tematów, od poszukiwania swojego miejsca na świecie, po bycie prostą historią z gatunku „chłopak spotyka dziewczynę”. Film tego nie ma. Usnavi ze sztuki miał marzenie, aby wrócić do ojczyzny. Filmowy Usnavi w zasadzie zaczyna z gwarancją powrotu. Usnavi ze sztuki musiał pokonać nieśmiałość, żeby zdobyć dziewczynę. Filmowy Usnavi z  całą pewnością nie jest nieśmiały. Czemu więc tak trudno mu było zagadać do Vanessy? Jaki był jego problem? To w zasadzie myśl, na której skończyłem cały film: jaki był problem wszystkich tych ludzi? I nie ma na to odpowiedzi.

W takiej formie In The Heights wkracza w życie nowych odbiorców. Jest to forma drastycznie zmieniona, pełna niejasnych decyzji artystycznych oraz masy fenomenalnych piosenek, które nawet po wprowadzeniu zmian zachowują swoją właściwą energię. Możecie obejrzeć już tę wersję albo poczekać na kolejną, ale miejcie pewność, że pewnego dnia wprowadzicie ten musical do swojego serca. Nie ważne, w jakiej wersji.

NIEUDANA [WIDEO] RECENZJA + Analiza/recenzja spoilerowa od 7 minuty

Nie ma zgodności dźwięku z obrazem, prawdopodobnie dlatego, że program do montażu nie miał wystarczająco dużo mocy, aby pracować na tak dużych plikach. Trudno, ustawiłem jako „prywatny” i wrzucam jako ciekawostkę. Nadal można posłuchać jak podcast!