Family Guy (1999-)

Family Guy (1999-)

08/08/2020 Opinie o serialach 0

Jeden z tych seriali, które warto poznać, obejrzeć kilka odcinków… I przejść dalej.

3/5

Pozornie to kolejny aminowany serial o nie-wzorowej rodzinie z wulgarnym poczuciem humoru. Tata jest debilem, syn debilem, najmądrzejszy jest gadający pies, a najmłodszy członek rodziny z jakiegoś powodu chce zabić własną matkę. Brzmi fajnie, ale przede wszystkim bawi swoją spontanicznością i szaloną narracją – nie w takim znaczeniu, że śmieszy, ale potrafi zaskoczyć i w ten sposób sprawia frajdę. W tych najlepszych odcinkach naprawdę nigdy nie wiadomo, gdzie zmierza historia i co się zaraz przydarzy.

Problem polega na tym, że wydaje się, jakby był to serial celebrujacy kreatywność i wolność twórczą, artystyczną, kiedy w takiej narracji tak naprawdę nie ma wiele kreatywności czy odwagi. Pomijając pojedyncze odcinki na ogół Family Guy sięga po przeróżne schematy i wzory fabularne z innych utworów, dopasowuje je do bohaterów FG i dopisuje jakieś żarty. Sekret polega na łączeniu kilku takich utworów w jeden odcinek i już, gotowe, mamy energetyczne i zaskakujące 20 minut solidnej rozrywki. Dopiero po jakimś czasie przychodzi zrozumienie, jak niewiele twórcy faktycznie musieli wymyślać, aby stworzyć historię lub żarty w danym odcinku. Tak naprawdę, blisko im do twórców współczesnych parodii pokroju Epic Movie, bo w obu tytułach wydaje się chodzi o to samo – o wspominanie jak najszerszej listy innych pozycji, o opowiadanie wewnętrznych żartów nawiązujących do nich. To jednak nie znaczy, że mamy dobre żarty lub historię.

Mamy choćby odcinek, w którym Peter pije alkohol i okazuje się wtedy, że umie świetnie grać na pianinie będąc pod wpływem. Nie jest to śmieszne, ale uczestniczy w konkursie, więc aby „trenować”, poją go alkoholem do oporu. I wygrywa konkurs, grając… theme z serialu Mary Tyler Moore Show. Jestem jedyną osobą w Polsce, która to oglądała, więc to wychwyciłem, ale nie ma w tym nadal żadnego humoru lub treści. Tymczasem odcinek kończy się wejściem do głowy Petera, gdzie alkohol zabił wszystkie szare komórki poza jedną – ta nosi okulary i zauważa, że jest osamotniona. Mówi wtedy „na szczęście mam książki” i wtedy rozbija okulary. Szlocha w tragedii i tak to się kończy. Nawiązaniem do ikonicznego odcinka Twilight Zone, który niewiele osób w Polsce pewnie kojarzy. Jak to się ma jedno do drugiego? Nijak. Twórcy po prostu chwalą się, że oglądali takie skarby kultury, jak Strefa Mroku i MTMS, nawiązując do nich. A humor wynika chyba tylko z zaskoczenia, że w takiej sytuacji widzimy nawiązanie do takich odmiennych rzeczy.

Ogólnie serial nie prezentuje sobą niczego słabego lub złego – przynajmniej w tej części odcinków, które widziałem. Niestety jednak widać, że twórcy nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Szczególnie to widać po odcinku z maszyną czasu, jak pies Brian zapobiega tragedii WTC – albo jak bohaterowie walczą z cenzurą w telewizji. Walczą, żeby walczyć, żeby powtarzać ograne argumenty, ale tak naprawdę nie mówią nic od siebie i nie mają nic do powiedzenia, co cenzura mogłaby blokować swoimi absurdalnymi wytycznymi. W ten sposób tylko osłabia przekaz, skoro w rolę adwokata wciela się coś takiego, jak Family Guy. Chodzi o to, że taki tytuł w ogóle by nie zyskał na wywaleniu cenzury, dlatego łatwo pomyśleć, że w sumie nie ma po co walczyć o wolność artystyczną. A co do maszyny czasu – twórcy wymyślili sobie, że skoro atak na WTC został anulowany, to w tej alternatywnej historii południe Stanów oddzieliło się od Północy i mamy kolejną wojnę domową. Widać, że twórcy nie są zainteresowani czymkolwiek na ten temat i nic nie mają do powiedzenia.

Ulubiony odcinek: Death Is a Bitch (2000, 2×6) Tutaj autentycznie czuć, jakby scenarzyści z odwagą odkrywali nowe tereny. Przypierali swoją fabułę do ściany i mieli burzę mózgu: co dalej? co teraz? I każdy kolejny segment tego odcinka bawi i zaskakuje jeszcze bardziej. Humor działa, a ja chylę czoła przed scenarzystami, którzy mieli cojones, aby brnąć dalej w tę absurdalną historię. Ten odcinek naprawdę symbolizuje sobą coś ważnego.