24 (2001-2010)

24 (2001-2010)

08/08/2020 Opinie o serialach 0
24

Solidne kino sensacyjne! Takie otrzymujemy kilka razy na dekadę. Warto pamiętać.

4/5

Sezon I

Krótko po północy okazuje się, że życie kandydata na prezydenta jest zagrożone. Trzeba natychmiast podjąć działania, aby uratować sytuację. Serial ten toczy się w czasie rzeczywistym, każdy odcinek to jedna godzina z życia bohaterów.

Mówimy tutaj o produkcji, która jest telewizyjnym odpowiednikiem wysokobudżetowego kina sensacyjnego pierwszej klasy, jakiego kino dostarcza góra kilka razy na dekadę. Jest intryga, napięcie i przecinające się wątki, każdy dodający swoje do wagi całej sytuacji i nadchodzącego zagrożenia. Nie tylko los kraju wisi na włosku, ale też życie rodziny bohatera będzie pod znakiem zapytania, a wśród jego współpracowników najprawdopodobniej jest szpieg. Trzeba też pochwalić montaż i pracę kamery, dzięki nim faktycznie wydaje się, jakby akcja trwała w czasie rzeczywistym. Prezentacja wydarzeń często jest na nieco dłuższych, pojedynczych ujęciach. Cięcia najczęściej są tylko po to, aby przeskakiwać z miejsca w miejsce (tu strzelają, tu się bronią) albo podczas dialogu (typowe shot reverse shot). Równocześnie oglądamy kilka różnych ujęć na dany moment, co również dodaje realizmu. W inteligentny sposób wykorzystano też czas na reklamy, czołówkę i przeskakiwanie do innych wątków. Jak się przyjrzymy, często te chwile są wpisane w scenariusz: ktoś się przebiera, zaczynają się reklamy, a po nich jest już przebrany. Zaczyna zakładać opatrunek, wchodzi czołówka, a po niej już założony opatrunek. Mała rzecz, a cieszy – podobnie jak granie z oczekiwaniami odbiorcy, w inteligentny sposób pozwalając nam spodziewać się czegoś typowego, aby następnie to wykorzystać na korzyść produkcji.

Są również głupoty w stylu żony bohatera: jednej z tych, co są gotowe powiedzieć „Ja wiem, ratujesz świat przed inwazją obcych, ale o 18 mamusia przychodzi na kolację i masz być, rozumiesz, bo inaczej wyjdzie, jakby ci na mnie nie zależało”; albo koleżanka z pracy, która najpierw powie „Oczywiście, że wszyscy tutaj są podejrzani”, ale jak ją się oskarży, to będzie oburzona i zacznie gadać „Ty pomyślałeś w ogóle, jak ja się z tym poczuję?!” (oskarżenie było uzasadnione); jeden chłop w konfrontacji z policjantem będzie się śpieszył, więc zrobi absolutnie wszystko, aby dać mundurowemu powód do aresztowania go, a gdy o czwartej w nocy zajrzymy do szpitala, to spotkamy lekarza, który… Dopiero zaczął dyżur. O czwartej po południu to jeszcze by się zgadzało, ale o czwartej w nocy?!

Sęk w tym, że… te błędy nie są istotne*. Nie wpływają na dramaturgię – nadal jest zagrożenie i napięcie, czujemy to i jesteśmy zaangażowani, a elementy wyżej wymienione raczej potrafią zmęczyć niż osłabić impakt samej historii. Przez większość czasu, ale gdy poziom spada, to nie z powodu głupot – jest po prostu taki moment, że zaczynamy znać odpowiedzi na wszystkie pytania i teraz zamiast intrygi mamy grę w policjantów i złodziei, a scenarzyści mają już tylko tyle energii, aby zacząć się powtarzać, zamiast wychodzić z czymś nowym i zaskakującym. Powiedzmy, że bohaterowie po zapobieżeniu jakiejś sytuacji potem bez problemu znowu do niej dopuszczą. I to kilka razy.

Wciąż jednak mówimy o naprawdę solidnym kinie sensacyjnym. Takim, które chce się dalej oglądać, o powracaniu co tydzień na nowy odcinek nawet nie wspominając. 24 jest wystarczająco charakterystyczny, aby zapaść w pamięć, jako jeden z tych wyjątkowych tytułów – co prawda z perspektywy czasu nadal wydaje się wytworem poprzedniej epoki, ale dwadzieścia lat później naprawdę warto go odpalić.

*może z wyjątkiem bezbronnych bohaterek stwierdzających „Nie, nie ucieknę, muszę zostać i pomóc!”, bo to naprawdę spowalnia akcję.