Dotknięcie Meduzy („The Medusa Touch”, 1978)

Dotknięcie Meduzy („The Medusa Touch”, 1978)

20/10/2018 Opinie o filmach 0
dotkniecie meduzy
Richard Burton

Telekineza jako metafora zimnej wojny. Thriller to trochę wolny, ale jak już chwyci, to na dobre.

Pisarz zostaje zabity. Śledztwo rusza, ale zanim się rozkręci, to okazuje się, że tak naprawdę zabity wciąż żyje. A raczej jego mózg cały czas wykazuje aktywność. Niedoszły denat ląduje w szpitalu, a inspektor szuka winnego. Wkrótce dowiaduje się, że pisarz miał pewną wyjątkową zdolność: telekinezę. Cóż, przynajmniej usilnie wierzył, że taką zdolność miał. Czy dlatego ktoś chciał go zabić?

Dalszy rozwój fabuły to poznawanie przeszłości ofiary oraz licznych przypadków, kiedy siłą umysłu zdawał się doprowadzić do katastrofy różnego stopnia. A to samochód zaczął sam jechać w dół zbocza i strącił jego rodziców z klifu. Później doprowadził do pożaru szkoły, w którym zginął nauczyciel. Nigdy nie było wskazówek prowadzących do przyszłego pisarza, jednak sam wielokrotnie próbował sam siebie oskarżyć. Problem w tym, że nikt mu nie wierzył. Był bezkarny i robił, co chciał, chociaż tak naprawdę nigdy tego nie pragnął. Cierpiał, a po latach był pusty w środku. Czy więc morderstwo było czyimś aktem łaski? Spełnieniem prośby?

Dotknięcie Meduzy w pewnym momencie staje się nieco bardziej zaangażowane tematycznie – i tutaj wchodzimy na dosyć grząski grunt, co do którego nie jestem zbyt pewny. Wychodzi tutaj przede wszystkim atmosfera obawy przed zimną wojną i prawdopodobieństwem katastrofy, która może być spowodowana wyłącznie czyjąś zachcianką. Z drugiej strony twórcy zdają się wyraźnie mówić coś w stylu, że wszyscy ludzie są w pewnym stopniu telepatami i swoim wewnętrznym złem doprowadzają do tego, że świat jest taki zły i okropny, wyłącznie przy pomocy swojego myślenia i bycia. Innymi słowy Dotknięcie Meduzy może być kolejnym tytułem próbującym zakłamać rzeczywistość i przekonać odbiorcę, że człowiek jest jakiś z natury.

Jednak jest to na tyle niejasno podane, że to tak naprawdę są jedynie sugestie i przebłyski, może nawet z pierwszej wersji scenariusza czy coś w tym rodzaju. Nie będę seansu odradzał, nie – więcej, chcę was do niego zachęcić! Dla samej atmosfery tego thrillera. Wypełniony jest on paranoją. Inspektor i reszta maleją z czasem, kiedy coraz trudniej jest im nie wierzyć w telekinezę, a tym samym coraz bardziej uświadamiają sobie, jak niewielką kontrolę mają nad tym, co ich otacza; jak bardzo są bezsilni wobec nowego zagrożenia. Jakby tego było mało, to przecież nie wierzą w pełni w istnienie telepatii. Cały czas tylko operują na przypuszczeniach. I jak daleko posuną się, żeby potraktować je poważnie? Jak zniesie to ich sumienie?

Oglądanie finału posługując się zimną wojną jako kluczem to naprawdę rewelacyjne doznanie – również w ten przykry sposób, bo Dotknięcie Meduzy jest brudnym filmem, emocjonalnym i paranoicznym. Zupełnie naturalne w sytuacji, kiedy los świata zależałby od jednej osoby mogącej lub nie nacisnąć jeden guzik. Nie dziwię się, że ten tytuł jest tak często zaliczany do gatunku horroru, chociaż ja sam najchętniej zaliczyłbym go do thrillera apokaliptycznego (razem z Chińskim syndromem, który gorąco polecam!).