Wioska przeklętych („Village of the Damned”, 1960)

Wioska przeklętych („Village of the Damned”, 1960)

24/10/2018 Blog 0
Village

Małe brytyjskie miasteczko nagle zostaje odcięte od reszty świata. Nikt nie może tam wejść, bo traci przytomność. Po paru godzinach problem znika, wtedy zaglądamy do środka – okazuje się, że wewnątrz również wszyscy byli nieprzytomni. Jak jeden mąż, padli na glebę w tej samej minucie. Co się stało? Jaka jest tego przyczyna? I dlaczego tego dnia wszystkie kobiety w miasteczku zaszły w ciążę? Odpowiedzi są niejasne, trudne w uzyskaniu i często będą opierać się na domysłach. Wioska przeklętych to tak jakby pełnometrażowy odcinek Twilight Zone, ale w stylistyce klasycznego horroru psychologicznego, w którym największe obawy wywołuje niepewność oraz nieznane.

Poniższy tekst napisałem rok temu. Nie jest on recenzją ani opinią - planowałem go bardziej jako małe opracowanie i wyjaśnienie, czemu darzę ten tytuł szacunkiem. Rok temu wydawało mi się, że to tekst spoilerowy, a dziś mógłbym go nawet puścić bez ostrzeżenia. Jego jedyną wadą nie jest zdradzanie treści lub historii, raczej podawanie gotowych odpowiedzi na kwestie, które widz najpierw powinien sam sobie przemyśleć. Dlatego zapraszam do lektury dopiero po seansie.

SPOILERY

Tak naprawdę mamy tu do czynienia z filmem o inwazji kosmitów. Zamiast jednak wielkich statków kosmicznych czy ataku na Stany Zjednoczone, obserwujemy działalność, na poziomie którego nie umiemy nawet zrozumieć. Sygnał z kosmosu wystrzelony w kierunku naszej planety, precyzyjnie wymierzony w kilka punktów: Wielka Brytania, ZSSR na granicy z Mongolią, wioska Eskimosów. Zamiast broni i ataku dochodzi do zapłodnienia kilku kobiet. Mieszkańcy planety inaczej podchodzą do tego problemu – w większości dzieci giną przed narodzinami, niekiedy razem z matkami. Miejsce, które oglądamy w Wiosce przeklętych to jedno z niewielu miejsc, w którym dzieci dorastają i nikt nie ma wrogich zamiarów… Do czasu.

Wszystko zaczyna się od wypadku, do którego na szczęście nie doszło. Auto wyhamowało w porę i żadne z dzieci nie zostało uszkodzone. Dzieci w odpowiedzi na sytuację przekonują telepatycznie kierowcę pojazdu, by ten wrócił za kółko i wjechał w ścianę. Ten robi to, ginąc na miejscu.

Samoobrona? Pamiętajmy, że to obce istoty – czyli nie znają tego, co jest dla ludzi codziennością. Cholera, może nawet w ich pierwotnym środowisku nie istnieje pojęcie przypadku? Tego nie wiemy. Strach sam w sobie jest tu przeszkodą dla obu stron.

Bo chociaż dzieci są wyraźnie z innego świata, to są też bliscy ludziom: bronią się przed atakiem, rozumieją zjawisko emocji, są w staniu się uczyć. Można nawet powiedzieć, że to wyższy gatunek od ludzkiego. Czy można ich winić za to, jak potraktowali kierowcę (a później jego brata?). Owszem, ale w ten sam sposób, w jaki można winić ludzkich bohaterów za poddanie się lękowi i zaniechanie wszystkich innych możliwości poza anihilacją zagrożenia. Wiemy na pewno, że dzieci nie stanowiły zagrożenia same z siebie. Nie wiemy, co było potem.

W dużej mierze nie wiemy tego, ponieważ one same się bały – ludzi! Swoich rodzicieli, innych mieszkańców okolic i całej planety. Były świadome, co dzieje się z innymi szczepami ich populacji na Ziemi. Tak samo, jak ludzie, walczyli we własnej obronie – tylko po to, by przetrwać. To jest jeden z centralnych tematów filmu – ścieranie się dwóch istot o podobnym pierwotnie charakterze, jednakowo usposobionych. Pokojowych, ale reagujących agresją na otoczenie. Zdolnych do ufności, jak i podejrzliwości. Ostrożnych, ale żadne z nich nie miało na starcie bojowych zamiarów.

Niestety, na ich drodze stanął strach. Paraliżujący, okropny, zmuszający do robienia niewłaściwych rzeczy, nieludzki. Ostatecznie każdy mu się poddał, nawet jeśli była to obawa przed tym, co się stanie, jeśli nic się nie stanie. Albo przed tym, co wydarzy się w przyszłości – jej niepewności i ryzyka. W finale Wioski przeklętych wszystkie rzeczy kreślące się powoli na horyzoncie, zarówno pozytywne, jak i negatywne, zostały zduszone w zarodku. Jakby nigdy nic się nie stało.