Doczekać zmroku („Wait Until Dark”, 1967)
O źle, z którym trzeba nauczyć się grać w grę. Inteligentny thriller, który stosuje się do własnych reguł. Po latach wciąż duża satysfakcja z seansu.
5/5
W latach 60 powstała seria filmów, które nie są co prawda w żaden sposób powiązane, ale dla mnie zawsze układały się w pewien ciąg: Psychoza, Podglądacz, Kolekcjoner i w końcu Doczekać zmroku. Ludzie byli mordowani już wcześniej, ale te cztery filmy jakoś nadały temu aspekt prywatności, bezpośredniości. Zwykli ludzie nagle tracili życie, a widzowie zobaczyli to i zaczęli obawiać się prysznica. Bohaterami byli właśnie mordercy i skupialiśmy się, aby ich zrozumieć. Ich zło nie było niczym tajemniczym i niepoznanym, wręcz niebezpiecznie było czymś bliskim bycia… inspirującym. Ten mrok i strach stał się coraz bardziej oswajalny przez widownię, prowadząc do „Doczekać zmroku”, gdzie ofiarą stała się niewidoma kobieta, mieszkająca w niedużym mieszkaniu, musząca sobie poradzić z grupą ludzi gotowych nawet odebrać jej życie. A ona nawet tego nie podejrzewa. Nie robią tego tylko z jednego powodu: łatwiej będzie ją podejść, bo ona ma coś, czego oni chcą.
Ten film jest tak jakby kulminacją oraz spadkobiercą tego ciągu filmów – i zapewne innych, których jeszcze nie znam. Oto musimy zacząć podejrzewać ludzi, w których nie ma na pierwszy rzut oka nic groźnego, o bycie ucieleśnieniem zła. Poznajemy historię, w której bohaterowie nie tyle pokonują zło, ile muszą uczyć się je rozpoznawać, mieć odwagę zidentyfikować je jako coś złego – i w końcu, uczą się z nim współpracować, aby zachować życie. To inteligentny thriller, który stosuje się do reguł własnej gry – bohaterka faktycznie jest zwykłą kobietą, która na podstawie swoich ograniczeń oraz ich przezwyciężania zaczyna domyślać się prawdy… Oraz znajduje rozwiązanie. To thriller, w który możemy uwierzyć – w plan antagonistów, w jego przebieg, egzekucję oraz reakcję każdej z postaci. To też thriller, który trzyma w napięciu i daje satysfakcję z oglądania. Więcej nie muszę wymagać – Audrey Hepburn w głównej roli, gustowna scenografia i powrót po latach przynosi tyle samo z seansu, co za pierwszym razem. Dobry film.
Najnowsze komentarze