The Fugitive (1963-67)

The Fugitive (1963-67)

15/10/2024 Opinie o serialach 0
fugitive 1963

Ulubione odcinki: Wife Killer, Ill Wind, The Judgment

4/5
Serial i jego twórcy od początku pokazują, że wykorzystują zyskujące popularność medium do swojej misji: sprawiedliwość jest ślepa. Co oznacza też, że wyroki sądowe mogą być niewłaściwe, a osoby skazane, mające już przydomek „mordercy” lub wskazujące na inne popełnione wykroczenie, nadal mogą być niewinne. I są pozostawieni sami sobie nie tylko po to, aby przetrwać, ale też by udowodnić prawdę i znaleźć właściwego złego. W tym wypadku: mordercę żony. Doktor Richard Kimble zostaje skazany za zabicie ukochanej, chociaż tego nie zrobił. Podczas transportu cudem ucieka, przybiera nową osobowość oraz stara się przetrwać, jednocześnie próbując znaleźć jednorękiego człowieka, który uciekał z jego domu – najprawdopodobniej to on jest prawdziwym mordercą.
 
Scenariuszowo serial zaskakuje współczesnego widza – wyraźny podział na cztery akty oraz epilog w każdym odcinku (pojawiają się plansze z takimi oznaczeniami!) i dostarczają one podobnych, solidnych wrażeń. Każdy epizod to oddzielna przygoda, w innym miejscu i z innymi bohaterami dodatkowymi. Kimble zawsze mniej lub bardziej z własnej inicjatywy wplącze się w jakiś lokalny konflikt, policja zawsze będzie niebezpiecznie blisko zorientowania się, że nie jest tym, za kogo się podaje. W ostatnim akcie często będzie pakować się w pułapkę nie wiedząc o tym, ale widz dobrze będzie sobie zdawać z tego sprawę. Zawsze będzie jakaś postać, która nie będzie wierzyć, że Kimble jest mordercą i mu pomoże. I najważniejsze, chociaż to może tylko moje wrażenie – często Kimble sprawi, że czyjeś życie będzie lepsze. Gdyby nie był poszukiwany, gdyby z tego powodu tam nie zawędrował i nie spotkał tej osoby, jej losy potoczyłyby się diametralnie inaczej. Nawet to pomijając, to jednak każdy odcinek jest uczciwie zrobiony – jest tu dramaturgia, złożony problem, napięcie i rezolucja, dzięki której chce się wrócić do oglądania. Trzeba mieć tylko na uwadze, że wtedy telewizja jednak była inna, tak po prostu. Np. aktorzy wracali w różnych rolach – w większości pozostali nieznani, ale Telly Savalas wracający jako trzy różne postaci jednak daje się zauważyć dosyć łatwo. Albo brat protagonisty, który ma istotną rolę w finale całej przygody, pojawia się trzy razy i jest grany przez trzech różnych aktorów za każdym razem. Aktor, który wcieli się w niego w finale, wcześniej odgrywał pięć innych postaci.
 
Richard Kimble jest również tym, co wyróżnia całość. Jako postać – jest to przede wszystkim zwykły człowiek, który się nie poddaje. Ucieka przed prawem i wiele razy ma okazję, aby złamać prawo, aby coś zyskać (chociażby zwykłe ułatwienie sobie ucieczki i kontynuowanie życia na wolności), ale z tego rezygnuje. Wszystko, na co sobie przez te 120 odcinków pozwoli, to nieinterweniowanie, gdy powinien – ale i tak w trakcie odcinka dojdzie do wniosku, co jest właściwe. Twórcy idealnie odnajdują tą cienką granicę pomiędzy stworzeniem zbyt idealnego bohatera – w znaczeniu złotego chłopaka bez wad – oraz kogoś, kto cały czas jest wystawiany na próbę oraz potrafi wtedy postąpić właściwie. Ma wygląd kogoś, kto mijany na ulicy wydaje się pogrążony we własnych myślach, ponieważ jutro czeka go stresujący dzień w pracy, ale gdy spędzi się z nim więcej czasu to widać, że ten człowiek ma przeszłość. I radzi sobie z nią każdego dnia.
 
Tutaj staje się istotna rola Davida Janssena, który niewiele lat później umrze na atak serca w wieku 48 lat. Ponoć jego znakiem rozpoznawczym było takie ciche aktorstwo, „do wewnątrz” wręcz, co idealnie pasuje do Kimble’a. On po prostu ma twarz kogoś, kto jest już zmęczony, ale nie może po sobie dać znać o niczym, a co dopiero porozmawiać o tym z kimś, otworzyć się. Co samo w sobie sprawia mu ciężar. Jest zamknięty i wie, że inaczej nie może, ale jednocześnie wykonuje pewne czynności, które pozwalają mu na tworzenie powierzchownym relacji z napotykanymi ludźmi. Im dłużej z nim spędzamy czasu, tym bardziej widzimy w nim człowieka, który zapewne każdego dnia wstaje z myślą, że już dłużej nie da rady. I potrzebuje momentu, aby sobie powiedzieć: „dzisiaj jeszcze dam”. I nie jest to rola, która ewoluuje jakoś przez te cztery sezony, ale też nie zaczyna nudzić. Widz jest po jego stronie cały czas i liczy, że całość będzie mieć finał.
 
I miała mieć. Finał, który przeszedł do historii, inspirując później chociażby Damona Lindelofa, twórcę m.in. „Lost” i „Pozostawionych”.
 
Całość była kręcona w plenerze i w wielu różnych miejscówkach. Pisząc o realizacji trzeba pamiętać, że to miało być przede wszystkim czytelne na małych, czarno-białych telewizorach. W scenach rozmów twarze wypełniają ekran, ale to nie znaczy, że nie było tutaj miejsca na kreatywność, wielu twórców korzystało z gry światła i cienia do tworzenia atmosfery oraz napięcia. Muzyka poza czołówką nie wybija się, ale służy swojej roli, wypełnia tło i nie można powiedzieć, by jej czegoś brakowało. Aktorzy nie zmieniają się fizycznie i wizerunkowo przez te cztery sezony – a przynajmniej nie tak, aby zwykły widz mógł coś zauważyć. Dzięki temu całość nie trzeba oglądać po kolei i zapewne w coś takiego celowano, ale jednocześnie nie ma też poczucia progresu – również w tym znaczeniu, że protagonista czuje i zachowuje się tak samo po pół roku bycia ściganym, jak i po czterech latach. jak się nad tym zastanowić, to ciężko powiedzieć czemu coś takiego mielibyśmy akceptować.
 
Całość jest dobrym przykładem, że w walce o widza i jego pamięć trzeba zrobić po prostu coś dobrego. Serial nadal jest pamiętany, film nawet bardziej – ale nikt nie słyszał dwóch kolejnych prób adaptacji klasycznego serialu. Ostatnia nawet wydarzyła się całkiem niedawno i co? Coś po niej zostało? Nie wydaje mi się. A tymczasem serial sprzed 60 lat nadal dostarcza rozrywki, jest solidnym rzemiosłem oraz ma kilka odcinków mogących służyć za wzór nawet dzisiaj.
 
PS. Oglądałem cały 1 sezon oraz po pięć odcinków z każdego kolejnego.