Elia Kazan

Elia Kazan

17/10/2024 Opinie o filmach 0

What moves me most about Kazan’s work is his pioneering spirit. Emotions, passions were put up on the screen. That Mediterranean release is responsible for a lot of what we’re doing today.” – Sydney Lumet

Elia Kazan

Obecnie Elia Kazan znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #83

Top

1. Na nabrzeżach
2. Na wschód od Edenu
3. Wiosenna bujność traw
4. Układ
5. Tramwaj zwany pożądaniem
6. Dzika rzeka
7. Dżentelmeńska umowa

Ważne daty

1909 – urodziny Eliasa (Imperium Osmańskie, dzisiaj Turcja)

1937 – debiut krótkometrażowy

1945 – debiut pełnometrażowy

1947 – Elias robi jedyny film, którego będzie się potem wstydził

1949 – Elias reżyseruje sztukę „Śmierć komiwojażera

1952 – podczas przesłuchania wydaje członków Komunistycznej Partii; potem z tego powodu będą protesty, gdy Elias miał być uhonorowany Oscarem za całokształt twórczości w 1999 roku, bo wydając ich zrujnował wielu osobom życie

1956 – Elias reżyseruje sztukę „Kotka na gorącym, blaszanym dachu”

1976 – ostatni film Eliasa

1982 – trzecie małżeństwo (do jego śmierci)

1983 – urodziny wnuczki Zoe Kazan

2003 – śmierć (Manhattan, powody naturalne)

Na wschód od Edenu (1955)

5/5

Powtórka. Kolejna, dla pewności, bo gdy parę tygodni temu widziałem film na TCM, miałem wrażenie, że sporo mi umknęło. Jakbym oglądał jednym okiem. Obejrzałem kolejny raz… I zachodzę w głowę, co mną tak wstrząsnęło w tym filmie kilka lat temu. Pamiętam, że finałowa scena rozmowy ojca z synem wywołała u mnie niemal katharsis, a sam tytuł umieściłem wśród swoich najbardziej ulubionych. W międzyczasie zrobiłem podejście do książki Steinbecka, ale poddałem się po stu stronach, gdy to narrator doszedł w końcu do opisywania losów rodziców głównego bohatera z filmu. Wcześniej opisywał wcześniejsze pokolenia, a zaczął w ogóle od przedstawienia historii tego miejsca, skąd wzięła się nazwa miasta… Szlag mógł trafić, dlatego przerwałem czytanie.

A teraz myślę, że powinienem ją dokończyć, bo film wydaje się wielkim skrótem, który niczego nie wyjaśnia. Tak, jakby oryginalną historię zmontowano na modłę „Mroczny Rycerz powstaje”. Rozwój postaci, wątków, relacji – to wszystko jest dziurawe i zupełnie niejasne. Czasy przed pierwszą wojną światową – na wsi mieszka pewna rodzina. Samotny ojciec wychowujący dwójkę dorastających synów. Jeden jest jego faworytem, jest tym dobrym – to optymista, wierzy w swojego ojca i ma już narzeczoną. Drugi jest niekochany, samotny, złośliwy i zły. Przewija się tu kilka wątków – ojciec próbujący wynaleźć lodówkę, zły syn odnajdujący swoją matkę, która, jak się okazuje, żyje, i to w niej próbuje odnaleźć przyczynę tego, że jest zły.

Pierwszy problem to dziwna prezentacja konfliktów. Z jednej strony są one wręcz prymitywnie nakreślone – jeden syn jest zły, a drugi dobry, ojciec to po prostu ojciec, jest symbolem wszystkiego, czego tylko symbolem ojciec może być. Cały czas powtarzają się jak echo te same slogany – wybaczenie, miłość, dobro, zło, wybór, wojna… i przy tym jakby twórcy mnie zwodzili, pokazując, że to nie są tylko puste slogany, że za tym wszystkim stoją postaci z krwi i kości, oraz prawdziwa historia w niczym nieprzypominająca schematycznych fabuł z Hollywood. Pokazują mi Caleba rozwalającego lód i zachęcają, bym szukał odpowiedzi: dlaczego to zrobił? Dlaczego sytuacja tak się rozwinęła, czemu to Caleb jest tym złym? Co się wydarzyło w przeszłości?

I im dalej w film, tym częściej mam wrażenie, że nie ma na to odpowiedzi. Nie w filmie. Wszystko zostało po prostu przycięte do tych najbardziej chwytliwych sygnałów i powtarzania ich. Szczególnie że wiele składowych filmu jest sama w sobie całkiem przypadkowa. Abra zachowuje się jakby była na pograniczu bycia pełnoprawną postacią oraz bycia tłem do postaci męskich. Zupełnie nie mam pomysłu, skąd wzięła się jej początkowa obawa względem Caleba, czemu to się zmieniło, czemu zaczęła się oddalać od jego brata. Ów brat tak naprawdę to się teleportuje pomiędzy kolejnymi etapami swojej przemiany, nie ma żadnego przejścia lub uzasadnienia. W finałowej scenie gubię się zupełnie i nie mam pojęcia, co konkretnie tam osiągnięto. Na czym skończył się wątek Niemca?

Skupiłem się tak bardzo na wyjaśnianiu, czemu cenię sobie „Na wschód od Edenu” o wiele mniej niż lata temu, że nie pomyślałem o tym, dlaczego wciąż mimo wszystko wysoko go oceniam. Kiepsko. Ale naprawdę chciałem to z siebie wyrzucić. Może przeczyta to ktoś, kto jednak się w tym wszystkim odnalazł, a może czytał książkę? Warto spróbować. A sam film… nadal ma świetne aktorstwo i wiele dobrych scen, a i sama historia, w pewnym stopniu, jest całkiem dobra. Dobrze rozpisana na postaci, umieszczona w kontekście historycznym, i czuć wyraźnie konflikt wewnętrzny Caleba.

Układ ("The Arrangement", 1969)

5/5

Hollywoodzka awangarda wyprzedzająca resztę kina o kilka dekad; dekompresja człowieka sukcesu.

Elia Kazan ekranizuje własną książkę z 1967 roku będącego historią człowieka, który odrzuca układ, w jakim żyje: dotychczasową pracę pełną sukcesów, małżeństwo, rodzinę. Twórca zadaje pytanie tutaj, czy to w ogóle jest możliwe, czy odzyska wtedy „siebie” – czy to jego „prawdziwe ja” tak naprawdę jest inne od tego, kim się stał do tej pory? – i czy to jest tak w ogóle słuszne z różnych punktów widzenia. To „American Beauty”, tylko głębsze, prawdziwsze, mające bardzo dużo do powiedzenia – i to w okresie, kiedy przecież Amerykański Sen powinien być najsilniejszy. Od człowieka, który urodził się w Imperium Osmańskim i opowiada o doświadczeniach postaci męskiej mniej więcej w swoim wieku.

Różne kraje miały swoją „Nową falę”, albo „Awangardę”. Hollywood miało niby „New Hollywood”, ale oglądając „Układ” ciężko to zastosować – ten dynamiczny montaż, brak spójności obrazu i dźwięku (np. rozmowa zaczyna się, zanim ludzie do siebie podejdą i trwa, gdy chwilę później się rozstają), dozwolenie surrealizmu (bohater wychodzi sam z siebie na ekranie), odrealnienie, połączenie rzeczywistości z komentarzem telewizyjnym włączonym w tle… Jest tego naprawdę sporo. Autor przykuwa do ekranu, chociaż oglądamy człowieka, który wydaje się pragnąć samobójstwa, kilkukrotnie odmawia mówienia, może nawet jest niespełna zdrowego umysłu, szalony wręcz. Każdy aktor gra tutaj więcej i więcej, ale jednocześnie to zdaje się pasować do całości i ostatecznie nie ma tutaj przesady, nie ma krzyczenia i biegania. Energia aktorów i obrazów spotyka się w jednym tempie – przez cały seans.

Wszystko to, aby opowiedzieć historię, którą można zgłębiać wielokrotnymi seansami. Wyłapywać pewne detale, składać je w całość i widzieć, jak ewoluują. To obraz poważnie podchodzący do zagadnienia, jakim jest „zacząć życie na nowo” oraz wszelkich możliwych konsekwencjach. Może też służyć za ostrzeżenie: uważaj, w jaki układ ty się pakujesz. Nawet jeśli efekt ostateczny wydaje się idealny.