Sto lat w kinie – 1920

Sto lat w kinie – 1920

17/02/2020 Blog 0
kara 1920 the penalty

Rok 1920 w Polsce, w kinie, na świecie. Co się wtedy działo - i czy były wtedy dobre filmy?

W 1920 roku na terenie Rosji trwa wojna domowa jako konsekwencja zamachu stanu przez bolszewików (rewolucja październikowa), Irlandia nadal walczy o niepodległość, przez Polskę przechodzi wojna z bolszewikami, Górny Śląsk strajkuje przeciw niemieckiemu terrorowi, powstaje NSDAP, Traktat Wersalski oraz prohibicja wchodzą w życie, a nasz kraj cieszy się z pierwszego kasyna (otwarte w Sopocie) oraz odzyskania dostępu do morza. Węgry miały trochę mniej szczęścia, bo swój straciły, wraz z Traktatem w Tranon (reparacje wojenne, krótko mówiąc), który do dziś budzi kontrowersje. Stanowił on, że nasi bratankowie tracą ponad 2/3 terenu (i tym samym 13 z 21 milionów obywateli) na rzecz Czechosłowacji i późniejszej Jugosławii. Od tego momentu Siedmiogród zaczął należeć do Rumunii. a Węgrzy zyskali za to żałobę narodową – na utraconych terenach do dziś często żyją Węgrzy. Polska nigdy nie ratyfikowała tego traktatu, ale pewnie dlatego, że biła się z Bolszewikami i nawet nie zauważyła, że trochę jej się Karpaty poszerzyły w ramach tej umowy.

A jak już piszemy o naszego kraju – od 1920 jako waluta zaczęła obowiązywać marka polska i powstało Wolne Miasto Gdańsk.

Wybuchła wojna armeńsko-turecka, ponieważ Armenia ledwo co powstała, a już groziła jej likwidacja – zaczęli się bić i przegrali jeszcze w tym samym roku, chociaż podpisali porozumienie i przeżyli jako niezależna republika socjalistyczna. Estonia uchwaliła swoją konstytucję – a w niej brak prezydenta, demokracja bezpośrednia oraz władza ustawodawcza na pierwszym planie, ze słabą pozycją premiera. Zmiany zaczęto wprowadzać w 1932 roku. Formalne otwarto Kanał Panamski (chociaż już sześć lat wcześniej przepłynął tamtędy pierwszy statek). W ramach traktatu litewsko-sowieckiego Związek Radziecki uznał niepodległość Litwy (wiecie, na razie, okupacja Litwy zacznie się dopiero 20 lat później), z Finlandią też podpisali traktat pokojowy, uznali niepodległość Łotwy i Estonii. Ogólnie spoko ludzie. A we Francji stworzyli Liban (nazwa odnosi się do bieli śniegu na szczytach ich gór – niepodległość ten kraj uzyska trochę ponad dwie dekady później) i wprowadzili prawo zabraniające sprzedaży środków antykoncepcyjnych (ogólnie lata 20 XX w. to początek mocnej „dyskusji” na temat tychże). Dziewiętnasta poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych zabroniła władzom federalnym i stanowym dyskryminować wyborców ze względu na płeć (czyli że kobiety mogą głosować np. na prezydenta), a Poczta USA ogłosiła, że dzieci nie można wysyłać w paczce. Najwyraźniej ktoś spróbował. W Irlandii doszło do krwawej niedzieli. Nie, nie tej, o której Greengrass zrobi film 84 lata później. Nie, nie ta, o której śpiewa U2 na płycie War wydanej 63 lata później. Ta krwawa niedziela miała związek z Michaelem Collinsem. W skrócie była to część walki Irlandii o niepodległość. Jedna strona strzeliła do drugiej, druga w odpowiedzi do pierwszej, więc pierwsza otworzyła ogień do drugiej. Liczba ofiar: dwucyfrowa.

Można było kupić pierwsze radio domowe, w USA – akurat dobrze się składa, bo w Detroit powstała pierwsza na świecie komercyjna stacja radiowa. Teraz wystarczyło wydać 10 dolarów (wierząc slapstickowym komediom Harolda Loyda, była to równowartość miesięcznego czynszu, dzisiaj po uwzględnieniu inflacji płacilibyśmy blisko 500 złotych) i mogliśmy go słuchać u siebie w domu. W Wielkiej Brytanii i Francji po raz pierwszy pochowano nieznanego żołnierza. Ten Warszawski zacznie być projektowany rok później, ale pierwszy polski grób powstanie w Łodzi w 1925 roku. Inicjatorem był Fryderyk Simon, który stracił w I wojnie światowej trzech synów i nigdy nie odnalazł ich ciał, stąd wziął się jego pomysł na uczczenie pamięci, z którego mogliby skorzystać również inni – i oddać w ten sposób honory żołnierzom, którzy stracili życie w walce o ojczyznę. Pomysł był już w 1918 roku, realizacja zaplanowana została na drugą rocznicę kapitulacji Niemiec – i dzień 11 listopada.

W Grecji król Aleksander I został ugryziony przez małpę i zmarł. Miał 27 lat i ponoć lekarze obawiali się zasugerować amputację kończyny, na której zaczęła rozwijać się gangrena. Objęła więc ona całe ciało króla i nie dożył, aby poznać swoją córkę, która urodzi się już w 1921 roku. Po jego śmierci koronę ponownie założył ojciec Aleksandra, Konstanty I, który abdykował w 1917 roku.

Pewnie słyszeliście o studiu Columbia Pictures. Zostało założone właśnie w 1920 roku (inna data – 1918), chociaż wtedy inaczej się nazywało (od pierwszych liter w nazwiskach założycieli). Pierwszy film wypuścili dwa lata później, w 1922 roku, a nazwę Columbia Pictures przyjęli w 1924 roku. Sto lat później są jednym z największych studiów w Hollywood i dzięki nim możemy oglądać Bad Boys 3. Columbia pojawia się też w innych miejscach kultury, jest choćby uniwersytet o tej nazwie. Widzicie, Columbia to taki żeński odpowiednik Wujka Sama, czyli kobieca personifikacja kontynentu (a później samych Stanów). Europejczycy w XVI wieku wyobrażali sobie tę krainę w przeróżny sposób – jako kobietę na aligatorze, żeby przywołać tylko jedną z wizji. I ta kobieta właśnie nazywana była Columbią. Z czasem wujek Sam stał się bardziej popularny, le to już inna historia.

Najpopularniejszym filmem roku był dramat Griffitha Way Down East (warto obejrzeć dla finału i Lillian Gish). Pierwszy raz oglądaliśmy na ekranie Mary Astor i Gretę Garbo, a także zobaczyliśmy pierwszy film w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Z kin wychodziliśmy pod wrażeniem determinacji Lona Chaneya Seniora, który w filmie Kara zagrał osobę pozbawioną nóg bez pomocy efektów specjalnych – podwiązał sobie nogi z tyłu i chodził z wiadrami na kolanach. Ponoć było to niewiarygodnie bolesne i wszyscy mu odradzali, ale tak rodzą się legendy. Sto lat później nikt nie odważył się tego powtórzyć. Ponoć po seansie trzeba było wyświetlać „materiał zza kulis”, aby widzowie mieli pewność, że pan Chaney jednak ma nogi. Pamiętajmy, świat poznał go zaledwie rok wcześniej i to nie tak, jak dzisiaj, że o swoim ulubionym aktorze wiemy wszystko – łącznie z tym, który palec kochanka chciała mu odciąć.

Snoby za to mogli poznać kino z Europy, w postaci Gabinetu doktora Caligari (znaczy, musieli poczekać – w 1920 roku tylko Polacy i Niemcy go widzieli), czyli prekursor w zasadzie wszystkiego: cult movie, art-house’u, niemieckiego ekspresjonizmu, kina klasy B; co tylko chcecie, to tam znajdziecie. Roger Ebert później powie, że Caligari był pierwszym prawdziwym horrorem, ponadto był to też pierwszy popularny film, który można było odczytywać na wiele sposobów. Scenariusz powstawał na podstawie licznych osobistych doświadczeń (jeden z pisarzy udawał wariata, aby nie być zaciągniętym do wojska, więc wsadzili go do psychiatryka na badania). Widzowie dostrzegali tutaj komentarz polityczny, któremu sami twórcy odmawiali, ale z czasem przyznali, że w sumie to mogli podświadomie powiedzieć więcej, niż planowali. Nie było to kino abstrakcyjne (to jeszcze przed nami), nie było to kino artystyczne o czymś (jak Oskarżam! albo Nietolerancja), nie było to też kino wyłącznie rozrywkowe – to tytuł, który był oddawany do dyspozycji widza, ale obie strony były z tego zadowolone (twórcy i odbiorcy). Sto lat później bez problemu można powiedzieć, że jest to kino ponadczasowe.

Lubię pierwsze zdanie, jakie pojawia się w filmie „The Mark of Zorro”. Brzmi ono: oppression – by it’s very nature – creates the power that crushes it. Dzisiaj raczej każdy zna postać Zorro oraz utożsamia go jako pierwszego superbohatera: mściciela w masce, który pomagał i walczył – wtedy jednak trzeba było go przedstawić (chociaż to była adaptacja literatury, ta pojawiła się zaledwie rok wcześniej jako krótkie opowiadanie w „pulp-magazine”). Zrobiono to przy pomocy tego bardzo mądrego zdania, które nadaje głębi bohaterowi. Daje mu kontekst, powód do walki i do istnienia. Sto lat później musimy się tego jeszcze nauczyć. Jakby współcześni musieli tak przedstawić swoich bohaterów, którzy zresztą najczęściej walczą z czymś, czego są sami przyczyną, to raczej mielibyśmy mniej tych superbohaterskich filmów akcji.

I tak kończy się 1920 rok. Potem do niego wrócimy – choćby za sprawą Sergio Leone, który umieścił w tym okresie dzieciństwo swoich bohaterów z Dawno temu w Ameryce. Jerzy Hoffman mu zazdrościł i dlatego umieścił akcję swojego filmu Bitwa Warszawska w 1920 roku. Nawet dał datę do tytułu, taki był cwany. Poniżej wybieram najlepszy dramat i najlepszą komedię roku, zamiast najlepszego filmu tak po prostu. Ot, znak czasów. Grunt, że wybór był.

kara

NAJLEPSZY DRAMAT ROKU: "Kara" (The Penalty)

Przypadek, w którym genialny aktor i solidny scenariusz po prostu wystarczą. Mamy tutaj małego chłopca, któremu niepotrzebnie amputowano obie nogi poniżej kolan. Chirurg przyznaje się przy pacjencie do tego, myśląc, iż ten jest nieprzytomny. Jest jednak inaczej i mały krzyczy głośno, oskarżając doktora. W tej sytuacji medycy kłamią, twierdząc, że chłopak majaczy po zabiegu. 

Mamy więc zrozumiałą sytuację – nasz bohater został skrzywdzony na dwa różne sposoby. Możemy się w niego wczuć. Dlatego, gdy oglądamy dalsze losy kaleki – a wyrósł na potężnego gangstera z obsesją na odzyskaniu kończyn – robimy to z większą fascynacją. Jest przerażającym tyranem, ale też jest postacią tragiczną. Lon Chaney raz na zawsze udowadnia mi, że jest pierwszym wielkim aktorem w historii kinematografii. Nadaje życie i wiarygodność swojej postaci, osiąga każdy swój cel. A do tego nie zgodził się na żadne sztuczki z kamerą – skoro gra kalekę, to podjął decyzję o przywiązaniu sobie nóg do dupy, na kolana założył wiadra, i tak popieprzał po planie. Wchodził po schodach, grał na pianinie i tak dalej. Kamera brała go w całości. Nawet jeśli nie ma w was miłości do kina niemego, obejrzyjcie chociaż fragment „Kary„, by móc podziwiać oddanie Chaneya do swojego zawodu. To był Daniel Day-Lewis swoich czasów. Aha: zakończenie „Kary” również zasługuje na wyróżnienie. Zupełnie się nie spodziewałem takiego rozwiązania.

Inne dramaty warte uwagi: Gabinet doktora Caligari, Droga na wschód, Golem.

Buster Keaton

NAJLEPSZA KOMEDIA ROKU: "Jeden tydzień" (One Week)

Rewelacyjny krótki metraż o młodej parze małżeńskiej, która w prezencie dostaje dom – typu Zrób To Sam. I próbują sobie radzić. Przednia zabawa, a najśmieszniejsze jest to, że w ogóle udało im się zrealizować te gagi! Dzisiaj chyba nikt by tego nie powtórzył. Cyrk na kółkach. Dom na kółkach. I nawet pogoda przeszkadza…

Ponad to warto zobaczyć Sąsiadów. I jak jedli śniadanie w krótkim metrażu The Scarecrow. Upewnijcie się, że ją zobaczycie – kino nieme mało ma tak rewelacyjnych scen!

Urodzili się m.in. DeForest Kelley, Federico Fellini, Delbert Mann, Toshiro Mifune. Setsuko Hara, Maureen O’Hara, Mickey Rooney, Walter Matthau i Montgomery Clift.