Podsumowanie filmowe 2020 roku

Podsumowanie filmowe 2020 roku

24/01/2021 Blog 0

Hej, pogadajmy o dobrych stronach 2020 roku. To był dobry rok dla kina, kinomanów i kinofili. Mogliśmy uczestniczyć w festiwalach filmowych bez strachu, że ktoś wysoki usiądzie przed nami, albo będzie rozmawiać obok nas i przeszkadzać podczas seansu. Mogliśmy uczestniczyć w różnych festiwalach – nawet jeśli rozgrywały się równocześnie i każdy był w innym mieście. Nie było wielu nowości, więc mogliśmy skupić się na nadrabianiu klasyki albo odkrywaniu nowych perełek. Pod koniec mogliśmy nawet narzekać, że nam za dobrze, że za dużo festiwali naraz trwa, wiele z nich darmowych i gdzie tutaj znaleźć na to wszystko czas? I o tym będę teraz mówić: o najlepszych filmach i serialach, jakie mogliśmy w 2020 roku oglądać. Gwoli ścisłości zaznaczę, że biorę pod uwagę światową datę premiery.

Zanim przejdę dalej, wspomnę jeszcze o kilku wyjątkowych momentach czy scenach z tytułów, które nie pojawiają się nigdzie w zestawieniu, a są one warte zapamiętania: z całą pewnością więc zapamiętam makabryczny trzeci akt z japońskiej animacji Kropla piękna, szczególnie scenę w łazience i odsłanianie nóg jednej z postaci. Zapamiętam opowieść o rybce z Co w duszy gra, która chciała pływać w oceanie. Zapamiętam makabryczną kumulację wszystkich wątków w filmie Hunter Hunter. Zapamiętam ostatnie 30 minut nowego filmu Charliego Kauffmana: I’m Thinking of Ending Things, dla nich naprawdę warto przebrnąć przez pierwszą godzinę. Zapamiętam taras rodziny z filmu Wujek Frank oraz jak na koniec Procesu siódemki z Chicago mieli dać krótkie oświadczenie, a zamiast tego… Cóż zrobili coś innego. To było fajne. Nie miało sensu i tak naprawdę pewnie nikt nie wie, co chciano w ten sposób wyrazić, ale można się było uśmiechnąć, a to w sumie wystarczy.

Teraz czas na mówienie o najlepszych rzeczach, jakie ten rok ma do zaoferowania.

Ostatnia aktualizacja: marzec 2024

NAJLEPSZE FILMY ROKU

Miejsce #1: "Hamilton"

Udział w wojnie, w budowaniu systemu ekonomicznego, zakładanie rodziny oraz osobiste dramaty – i nie ma w tym filmie choćby jednej sceny, która nie byłaby przygodą. Wszystko jest tutaj ekscytujące, emocjonalne, niewiarygodne i co najlepsze: kumuluje się, dzięki czemu to nie jest po prostu jeden z najlepszych filmów roku, to jeden z moich ulubionych produkcji w historii. Miał premierę na początku lipca i od tamtego czasu zawsze jestem w trakcie oglądania Hamiltona. Niemal codziennie oglądałem fragment, by następnego dnia kontynuować oglądanie. To inspirująca opowieść, dzięki której chcę być lepszy i lepszy, a z każdym seansem odkrywam coś nowego. 

zabojstwo dwojga kochankow 2020

Miejsce #2: "Zabójstwo dwojga kochanków"

Prosty film o prostych emocjach, który działa, bo opowiada o ludziach, którzy wydają się prawdziwi. Tematem filmu jest separacja w małżeństwie, a my czujmy i rozumiemy wszystko, przez co przechodzą postaci na ekranie. Prosta próba spędzenia czasu z dziećmi na zabawie, z której nic nie wychodzi, dotykała mnie głęboko bo czułem, jaką tragedią dla bohatera jak i jego dzieci jest ten okres, przez który przechodzą. Pod koniec jest taka scena, w której troje ludzi stoi na ulicy i rozmawia. Krzyczą, kłócą się, waży się wtedy przyszłość tych ludzi i to jest naprawdę niewiarygodnie dobrze zagrana oraz napisana scena, którą koniecznie musicie zobaczyć. To dosłowny kopniak w krocze, gwarantuję wam. I nie miałbym żadnego problemu z umieszczeniem tego tytułu na pierwszym miejscu, ale tak się stało, że premiera Hamiltona została przesunięta na wcześniej, na 2020 rok, więc…

Miejsce #3: "Malarka i złodziej"

Czyli dokument, po którym nigdy byście się nie spodziewali, że to nie było stylizowane czy ustawione. Niewiarygodna opowieść, o której nie chcę więcej mówić. Polecam, bo życie czasami potrafi być naprawdę fajne.

Miejsce #4: "Materna"

Bo to film, którego potrzebujemy w 2020 roku. Jest w nim scena, w której brat z siostrą siadają do kolacji i ni stąd, ni zowąd zaczynają przekrzykiwać się bzdurami z telewizji na temat aktualnych problemów społecznych. Niedawno przy okazji protestów w Polsce pojawiła się teza, że dzielą nas polskie media, a tutaj wychodzi film amerykański o Amerykanach, którzy zachowują się dokładnie tak samo, więc problem jest o wiele szerszy. I nie chodzi o to, że media na całym świecie stosują te same sztuczki do manipulowania odbiorcami – chodzi o to, że wspólnie zapominamy dostrzegać w drugiej osobie człowieka. O tym jest „Materna” i dlatego ją doceniam i umieszczam tuż za podium najlepszych filmów roku

Miejsce #5: Amonit ("Ammonite")

Francis Lee jest teraz chyba jedyną osobą, która umie opowiadać o gejach. W jej filmach nie jest im źle, bo są gejami. Są ludźmi, takimi jak cała reszta, mają te same problemy. W całej opowieści brakuje elementu negatywnego – nie ma ukrywania się z taką relacją, nie ma poczucia grzechu. O romantyzm zawsze było ciężko, ale ludzie sobie zawsze mogli pomóc. Nawet jeśli pomagali tylko tym, których kochają. Inne czasy, większe problemy, cele te same: bycie szczęśliwą będąc sobą. Nawet jeśli nie ma się dzieci, prowadzi mały sklepik dla specyficznej klienteli, wolny czas spędza się samotnie na plaży, a celem jest jedynie przeżyć kolejny dzień bez kręcenia nosem. Zwykły to film, ale ma w sobie coś, co ujmuje. Można w tym odnaleźć samego siebie.

Miejsce #6: "One Night in Miami"

Adaptacja sztuki teatralnej próbującej pokazać fikcyjną sytuację, w której Sam Cooke, Malcom X, Muhammed Ali i James Brown są przyjaciółmi i spotykają się w dniu, w którym Ali ogłasza światu, że przechodzi na Islam, zmienia imię i tak dalej. Rozmawiają na parę ważnych tematów – jak choćby czy walczymy o słuszne rzeczy dla nich samych, czy po to, aby być w świetle reflektorów? Albo czy powinniśmy wykorzystywać swoją pozycję, aby o coś walczyć? A jeśli nie chcemy – to czy czyni to nas gorszymi od tych, co walczą? I czy zmuszanie nas do podjęcia takiej walki nie sprawia, że tylko zmieniamy wtedy swoich panów, czyli osoby mówiące nam, jak mamy żyć? Ten tytuł jest przykładem sytuacji, w której scenariusz 6/10 spotyka aktorstwo, które jest 8/10 i wyraźnie unosi słowa ze skryptu. Najważniejsza część tego filmu to właśnie rozmowy, najczęściej jeden na jednego albo ukryte monologi, gdy jeden z aktorów skupia na sobie całą uwagę. Jest taka scena, w której Leslie Odom Jr opowiada o nagrywaniu covera przez Rollings Stones i naprawdę, ten aktor potrafi przykuć do siebie wzrok odbiorcy. Słuchamy każdego jego słowa i nie wiemy, czy to trwa minutę albo może dziesięć minut.I jeszcze jedna ze scen roku, ta z koncertem w Bostonie. Jest budowana na coś wielkiego, Malcolm X opowiada i mówi, że to było niezwykłe, więc gdy oglądamy, to mamy spore oczekiwania i widzimy to na własne oczy… I gdy w końcu zobaczyłem ten koncert, to miałem dreszcze. Świetna scena. I naprawdę dobry film.

Miejsce #7: "Shadow in the Cloud"

Najbardziej absurdalny tytuł roku. Chloe Grace Moretz gra oficera, który podczas drugiej wojny światowej ma tajny pakunek i rozkaz, aby go dostarczyć. Wsiada więc do samolotu, nie ma dla niej miejsca poza małą gondolą pod podkładem i tam spędza zaskakująco dużo czasu, kłócąc się z seksistowskimi żołnierzami przez mikrofon, strzelając do japońskim samolotów i pilnując, aby jej paczka przetrwała podróż. Tajemnica z zawartością paczki naprawdę działa, dialogi są emocjonujące, a mniej więcej w połowie dochodzi do sceny, która jest mocnym kandydatem do tytułu sceny roku. Nie wygrywa, bo to rok „Hamiltona”, ale to jest scena, której nigdy w życiu nie zapomnicie. Będziecie wiedzieli, o czym mówię, gdy kamera zacznie się obracać, a wy złapiecie się za głową, myśląc „To się nie dzieje naprawdę”, ale to się dzieje naprawdę i wtedy wiecie, że ten film idzie na całość. Ja to kupiłem i bawiłem się naprawdę dobrze, dajcie mnie tego więcej.

Miejsce #8: "Obiecująca. Młoda. Kobieta."

Carey Mulligan jako była studentka, która udaje pijaną w barach, aby mili panowie ją zabierali do domu, a wtedy ona przestaje udawać, że jest pijana i daje im nauczkę. Interesujący pomysł, dobre aktorstwo, kilka świetnych decyzji castingowych – największą siłą tego filmu jest opowieść o młodej osobie, którą spotkała tragedia i ona teraz żyje tą tragedią, jednocześnie tracąc zainteresowanie życiem jako takim. I jak zmienia perspektywy innych osób. Przy tym jest to jednak wolny film, dopiero w 80 minucie pomyślałem: „Hej, to zaczyna być dobre”. Ostatnie kilkanaście minut jest najlepsze, pokazując jak różne osoby w swoim własnym zakresie dokładają się do problemu i nie chcą widzieć całości. Tak, są tam mocno naciągane momenty, ale ogólnie cały film jest naciągany i nie przeszkodziło mi to czerpać z niego frajdy.

Miejsce #9: "Never Rarely Sometimes Always"

Wystarczający film o aborcji. Tytuł odnosi się do odpowiedzi, jakie się udziela przed zabiegiem na różne pytania związane z twoją aktywnością seksualną czy relacji z twoim partnerem. Czy zmuszał się do seksu, do seksu bez zabezpieczeń, czy cię biję. Nigdy, rzadko, czasami, zawsze. W roli głównej Sidney Flanigan, nominacja ode mnie dla tej aktorki za jej występ i ogólne docenienie pokazania wyczerpującej drogi, jaką bohaterka musiała objąć, aby w tajemnicy dokonać aborcji.

Miejsce #10: "Na rauszu"

Grupa nauczycieli ma problemy w życiu osobistym i postanawia wyluzować przy pomocy małych dawek alkoholu. Powstał film opowiadający o alkoholizmie jako objawie większego problemu, a nie problemie samym w sobie. Plus naprawdę ładna końcówka, wlewająca dobrą energię do naszych ciał.

Miejsce #11: "My Heart Can't Beat Unless You Tell It To"

Wampir jako członek rodziny, którym trzeba się zaopiekować. Najlepszy przykład w tym roku przypominający nam, że nie ważne, co robimy – ważne, byśmy robili to z miłości.

NAJLEPSZE SERIALE ROKU

flanagan bly minor

Miejsce #1: Nawiedzony dwór w Bly - miniserial

Horror, który jest świadomy, jak straszna może być miłość. Możemy bać się, że ta druga osoba nas zrani. Możemy się bać, że następny dzień będzie ostatnim. Możemy się bać, że ta druga osoba umrze przed nami, a potem czeka nas tylko samotność i pustka… Bez tej osoby. Naprawdę jestem pełen szacunku dla Flanagana za to, że po osiągnięciu sukcesu nadal eksperymentuje, zaskakuje i dostarcza historie, które tak głęboko przeżywam. Wspaniały serial.

f is for family

Miejsce #2: Nie ma jak w rodzinie - sezon IV

Z przyjemnością zauważyłem, że czwartą seria nie jest tylko przedłużeniem, ale przede wszystkim istotną kontynuacją znanej historii. To wszystko pogłębia cały serial pod wieloma aspektami, dając najważniejszym postaciom zmiany życiowe – możemy nawet mówić o oświeceniu, gdy niektórzy przechodzą skomplikowane, życiowe drogi, aby zrozumieć proste rzeczy. To naprawdę przyjemne doświadczenie, oglądać serial, który potrafi to zrealizować – nie tracąc nic ze swojego humoru, stylu i wulgarności.

better call saul

Miejsce #3: Better Call Saul - sezon V

Czyli ciąg dalszy tragedii o człowieku, którego nikt nie zapamięta, chociaż te robi wszystko, co w jego mocy, a i tak przegra. A to oznacza, że sam serial też nie może zapadać w pamięci, dlatego tak właśnie jest. Oglądamy, sprawia to nam dużą przyjemność i wyczekujemy następnej serii, ale w naszej pamięci pozostanie raczej tylko przedostatni odcinek, niespodziewana konfrontacja z pewnym niebezpiecznym człowiekiem. Absolutna rewelacja.

Miejsce #4: Etos - miniserial ("Bir Baskadir")

Nie spodziewałem się Tureckiego serialu zrealizowanego dramaturgicznie z taką godnością i cierpliwością. Całość wygląda pięknie (zdjęcia i pejzaże, aktorki), ale większość scen polega na oglądaniu czyichś rozmów – a ja siedziałem i słuchałem ich. To spokojne, niełatwe kino o ludziach, którzy nie chcą mówić o osobistych rzeczach, ukrywają się, trzymają swój ból przed zasięgiem innych. Trzeba tylko zaakceptować ilość zbiegów okoliczności (obcy ludzie, ale wszyscy mają ze sobą jakiś związek), ale to też jakoś pasuje. To w końcu taka skondensowana i godna wersja opery mydlanej. Będę dobrze wspominać!

Miejsce #5: Alice in Borderline – sezon I

Ej, to było na serio fajne. Piła w świecie Young Adult – niemal wszyscy w całym mieście znikają, a ci, co są, muszą brać udział w bezlitosnych grach, inaczej ich żywot szybko dobiegnie końca. Walka trwa, ludzie umierają – pytanie tylko: „Dlaczego?”. I tutaj nie ma jeszcze nic jasnego. W pierwszym sezonie, bohaterowie oprócz walki o życie, walczą też o chęć do życia – dopada ich depresja oraz wina za los tych, którzy przegrali kosztem ich „wygranej”. W końcu nawet nie wiadomo, jaki jest zakres zmian – cały świat opustoszał? Czy tylko Tokio? To solidna rozrywka – i czekam na drugi sezon.

NAJLEPSZE ODCINKI ROKU

bojack poster

Miejsce #1: "The View from Halfway Down" (BoJack Horseman, 6x15)

BoJack spotyka ludzi i z nimi rozmawia – jednak ta prostota pozwoliła twórcom na upchnięcie w tym odcinku naprawdę skomplikowanych rzeczy. Każdy detal ma tu odniesienie do jakiegoś konkretnego wcześniejszego momentu w serialu – może chodzić o cytat słowny, ale też sposób ubioru danej postaci, jej posiłek czy obrazy na ścianie w tle, to wszystko niesie ze sobą jakieś znaczenie, które będziemy poznawać pewnie jeszcze przez wiele lat. Dzięki temu ten konkretny odcinek przynosi bardzo dużo nowego, jeszcze raz poruszając bardzo ważne tematy śmiertelności czy szukając sensu życia z perspektywy osoby, która nie ma siły go kontynuować, ale też nie chce go aktywnie kończyć.

south park poster

Miejsce #2: "The Pandemic Speciall" (South Park, 24x1)

Coś, czego wielu pewnie potrzebowało. Poza komedią i satyrą, chociaż ta też jest wspaniała (chociażby policjanci zastępujący nauczycieli albo prezydent z miotaczem ognia), ten odcinek przede wszystkim wyraża potrzebę powrotu do normalności. Tutaj szczególnie odnajdą się osoby, które chcą, by niektóre rzeczy wróciły do tego, co było wcześniej, żebyśmy znowu mogli spędzać czas z innymi.

ray donovan

Miejsce #3: "You'll Never Walk Alone" (Ray Donovan, 7x12)

To nie miał być finał całego serialu, ale nie będą realizować kolejnych sezonów, więc kończymy na tym i w pewien sposób dzięki temu jest to jeszcze lepszy odcinek. Nie będę niczego zdradzać, ale wszyscy bohaterowie na końcu swojej przygody są od siebie oddaleni. I nawet o tym nie wiedzą. Nie wiedzą też, że to już koniec. I uświadomią sobie to dużo później, a my pozostajemy z tą wiadomością i jest nam po prostu żal. Czułem też satysfakcję, bo to był kolejny wspaniały sezon tego serialu, ale równocześnie było mi żal bohaterów. I mimo wszystko trzymam kciuki za ósmy sezon.

cudowny-swiat-mikiego wonderfull 2020

Miejsce #4: "Just the Four of Us" (The Wonderful World of Mickey Mouse, 1x10)

Z jednej strony to odcinek o tym, że chcesz być sam, ale masz kumpli, którzy tego nie rozumieją, a z drugiej strony jest to – zapewne nieplanowany – komentarz do czasów covidowych. Myszka Miki w masce chirurgicznej jest po prostu straszna. Cały ten odcinek mógłby być horrorem i w sumie jest, tylko Kaczor Donald krzyczący ze strachu jest tak zwyczajnie przezabawny. A gdy Goofy go wystraszył i wyskoczył z siebie, to wtedy śmiałem się najmocniej. Prawdziwe dzieło sztuki animacji i komedii w jednym!

Miejsce #5: The Vat of Acid Episode ("Rick and Morty", 4x8)

Nigdy wcześniej artystyczne chamstwo nie było takie piękne i artystyczne, co niemej sekwencji, gdy Morty jest sobą i spotyka szczęście. Twórcy nie mieli wobec niego litości. Tragedia, tragikomedia, poemat, wszystko naraz. Przezabawny odcinek, z którego nie chciałbym się aż tak śmiać. 

Miejsce #6: Lovers Rock (Mały topór, 1x2)

Zbiór pięciu filmów, wszystkie wyreżyserowane przez Steve’a McQueena. Ten jeden odcinek wyróżnia się na tle pozostałych, bo jest najkrótszy i opowiada o ludziach, którzy poszli na imprezę. Tyle i aż tyle. Przyjemna rzecz, autentyczna, wiarygodna i pozwalająca odpocząć.

REŻYSER ROKU:

Robert Machoian („The Killing of Two Lovers ”)
Emerald Fennell („Obiecująca. Młoda. Kobieta.”)

MONTAŻ ROKU:

Brian Jeremiah Smith & Ken Blackwell & Mike Flanagan („Nawiedzony dwór w Bly”)

ZDJĘCIA ROKU:

Sturla Brandth Grøvlen („Na rauszu”)
Oscar Ignacio Jiménez („The Killing of Two Lovers ”)
Benjamin Loeb („Cząstki kobiety”)

MUZYKA ROKU:

Lin-Manuel Miranda („Hamilton”)

Wyróżnienie za tak jasny kierunek oraz wykorzystaniu tylu stylów muzycznych, każdy w konkretnym celu. Już nie mówiąc o tym, że po prostu znam każdą piosenkę na pamięć.

SCENARIUSZ ROKU:

Alison Tafel („BoJack Horseman”)
Lin-Manuel Miranda („Hamilton”)
Robert Machoian („The Killing of Two Lovers ”)

Alison Tafel według IMDb pisała tylko ten serial, a obecnie pracuje przy The Tonight Show, pisząc żarty dla celebrytów. Wygrałaby, gdy nie Hamilton. Technicznie rzecz biorąc musicale nie mają scenariuszy, ale trzeba docenić przede wszystkim, że ta historia została opowiedziana przez kogoś, kto zna ją na wylot i porusza się po niej z gracją. Autor miał w ręku niewiarygodny ciąg wydarzeń, ale rozumiał, że trzeba z nią popracować, by stała się prawdziwą fabułą. Teraz historia Hamiltona to historia przede wszystkim o dwóch ludziach o odmiennych ideologiach, którzy uczą się od siebie nawzajem. Za to, jak opowiada w zrozumiały sposób o trudnych wydarzeniach historycznych. Za piosenki, które w 80% znam na pamięć i zmusiły mnie, żebym nauczył się nie tylko rapować, ale też słuchać melodię w tle, zamiast przy śpiewaniu tworzyć własną. Każda piosenka w Hamiltonie ma kilkustronnicowe analizy, a całość potrafi zafascynować i wzbudzić zainteresowanie prawdziwą wersją wydarzeń, czego nie osiągnął żaden innych tytuł silący się na realizm. Poszedłem do biblioteki i czytałem o powstaniu USA, szukałem w Internecie listów Reynoldsa do Hamiltona, czytałem Federalistów, czytałem ostatnie słowa Waszyngtona… Znaczy, „czytałem” to za dużo powiedziane, bo tego języka w większości dzisiaj nie idzie zrozumieć, ale próbowałem. I czytałem o losach innych postaci, np że córka Burra umarła przed jego śmiercią, oraz że jest teoria spiskowa związana z tą śmiercią. I to wszystko zawdzięczam tekstowi, który można traktować jako scenariusz do Hamiltona.

Zanim przejdę do wyróżnień aktorskich, najpierw powiem jedną rzecz – i jest to pochwała w stronę całego zespołu aktorskiego w Hamiltonie. Jest coś, co zauważyłem,, oglądając kompilację różnych wykonawców podchodzących do realizacji ostatnich sekund Hamiltona. Jest tam taki moment, który w scenariuszu opisany jest jako wielokropek, ale Eliza Hamilton… Coś się z nią wtedy dzieje. I nie ma jednej oficjalnej wersji, co wtedy widzimy, to po prostu leży w gestii aktorki, by to zinterpretować. Nie ma niewłaściwych odpowiedzi. Czasami jest to wielki moment, czasami delikatny, ale niektóre aktorki podchodziły do tego jako: „To jest mój moment, wszyscy na mnie patrzą, to ja ich teraz zachwycę!”. W oryginalnej obsadzie Hamiltona tego po prostu nie ma. Może dlatego, że na tym etapie odegrali swoją część ponad sześćset razy, zdobyli nagrody i uznanie i nie mieli już nic nikogo do udowodnienia, ale faktem jest, że tego podejścia, z wybijaniem się przed resztę, z tworzeniem własnego momentu, tego nie widać na ekranie. A wiecie, co widać w tej ekipie? Miłość do Hamiltona. I tak to po prostu powinno wyglądać. Oni nie dają z siebie wszystkiego po to, aby ich potem oklaskiwać i dawać im nowe role, nie! Oni dają z siebie wszystko, bo kochają Hamiltona i wszystkie wartości, jakie ten tytuł sobą reprezentuje. I dzięki temu, że oni dają wyraz miłości do rzeczy, które my jako widownia również kochamy, w ten sposób chcemy nagradzać ich oklaskami i widzieć w kolejnych rolach, obdarzyć ich miłością. Więcej ludzi powinno rozumieć, że tak to właśnie działa.

AKTOR ROKU:

Will Arnett („BoJack Horseman”)
Eli Goree („One Night in Miami”)
Lin-Manuel Miranda („Hamilton”)
Shia LaBeouf („Cząstki kobiety”)
Leslie Odom Jr. („One Night in Miami” & „Hamilton”)

Nominacja dla pana Arnetta za samą recytację wiersza „The View from Halfway Down”.  Z kolei Eli Goree bezbłędnie odtworzył młodego Muhammeda Ali. Zrobił to tak dobrze, że go rozpoznałem bez problemu, chociaż w filmie jeszcze nie nazywa się Ali.

Lin Manuel Miranda to jest mój idealny Hamilton. Nie będę się rozpisywać nad milionem wspaniałych małych momentów, albo że grał obnażony i przeżywał dramat swojego bohatera, bo nagradzam go za stworzenie postaci, która faktycznie cały czas czuła, że musi udowodnić swoją wartość innym ludziom. Mógł zdobyć kobietę swoich marzeń, wygrać wojnę, stworzyć rząd, być doskonałym prawnikiem, ale gdy ktoś spojrzał na niego z góry, on nadal był przekonany, że musi zacząć udowadniać, że jest wart bycia obywatelem Amerykańskim, tak jak to zrobił na początku w My Shot, śpiewając I gotta holler just to be heard With every word. Czułem jego kruchość, widziałem jego delikatność i ciężar, z którym żył. A widząc choćby londyńskiego Hamiltona, mającego dwa metry i prezencję osoby, która jak mówi, to wszyscy milkną, już tego nie czuję, nie identyfikuję się z tym.

AKTORKA ROKU:

Carey Mulligan („Obiecująca. Młoda. Kobieta.”)
Sidney Flanigan („Never Rarely Sometimes Always”)
Carrie Coon („The Nest”)
Phillipa Soo („Hamilton”)
Vanessa Kirby („Cząstki kobiety”)

Philipa Soo to wspaniała osoba. Jest w stanie wykonać arie operowe, a do Hamiltona nauczyła się beatboxować, by jej postać mogła na tym skorzystać. Wyróżniam ją jednak za to, że doprowadza mnie do płaczu cztery razy na seans. I nie mam dosyć. Za scenę końcową i gdy przeżywa tragedię… Jej krzyk jest wtedy tak prawdziwy i pełny bólu, jakiego nikt nigdy nie powinien czuć. Tak samo, jak nikt nie powinien przeżyć tego, co ona przeżyła.