Odd Couple (1970-75)

Odd Couple (1970-75)

11/03/2023 Opinie o serialach 0

Gdzie dwóch się kłóci, tam sitcom tworzą. Od trzeciego sezonu jest naprawdę przyjemnie.

4/5

Sezon 1 - 3/5

Wyobraźcie sobie scenę: mieszkanie, jeden chłop w środku, drugi wchodzi i idzie do lodówki po piwo. Pierwszy chce coś powiedzieć, tamten odpowiada: „A co ty mnie tak atakujesz od samego progu?” A pierwszy: „Czy pozwolisz mi dojść do słowa?” I drugi: „A ty mi kiedyś pozwoliłeś dojść do słowa? Za każdym razem jak jestem zmęczony, ty zawsze coś wymyślisz”. I tak się kłócą pięć minut, by w końcu się okazało, że za oknem wisi kierowca autobusu i trzeba mu pomóc wrócić do środka, uratować mu życie.

Wyobraziliście sobie taką scenę? To macie początek każdego odcinka pierwszego sezonu tego serialu, tylko bez zabawnej puenty.

Czego taki opening wymaga? Konfliktu. Nie, że o coś – ot, byle tylko zaczęli się spierać. Tylko po to, by coś się działo, żeby wypełnić czas antenowy. Złe samo w sobie to nie jest – gdyby ta kłótnia była oparta na osobowościach bohaterów czy budowała jakąś historię czy coś. Cały pierwszy sezon, pełne 24 odcinki zobaczyłem – i nic nie wiem o tych bohaterach. Są po rozwodzie i mieszkają razem, poznali się na sprawie sądowej. Jeden teoretycznie jest bardziej męski w tym sensie, że niechluj, szorstki i krzykliwy. Drugi jest bardziej elegancki, pedantyczny, staranny, delikatny – ale to jedynie luźne wskazówki, które można modelować w każdym odcinku w dowolny sposób. Twórcy nie przedstawiają nam tych bohaterów, nie tworzą opowieści z ich udziałem. No są rozwiedzeni i co? Nic, na koniec tak samo jak i na początku, ale cały czas się kłócą i w każdym odcinku jeden idzie na ustępstwo, bo liczy się przyjaźń. Nawet jeśli później będzie tego żałować i będzie żartować o samobójstwie albo morderstwie. Do takich kłótni nie trzeba osobowości, charakteru, pasji, niczego wyjątkowego. Każdy może się tak kłócić na pusto, każda postać w każdym serialu. Nie mieli pomysłu na cokolwiek. Dosłownie, dotyczy się to również historii – ile razy jakiś odcinek kręci się wokół tego, że Felix jest chory? Przynajmniej pięć razy to samo, tylko w pierwszym sezonie, w kolejnych robią to samo. Zawsze Oscar musi coś zrobić i próbuje to osiągnąć pomimo chorego współlokatora, który namawia: „Nie, idź rób swoje, ja sobie poradzę” i sobie nie radzi w idiotyczny sposób… No właśnie: bohaterowie są idiotami. Do tego stopnia, że ich perypetie częściej mnie irytowały, niż śmieszyły. Albo wzdychałem i starałem się przeczekać odcinek do końca.

Zmiana nastąpiła gdzieś w okolicy znanych mi odcinków 3 sezonu. Wtedy dopiero scenarzyści i aktorzy ogarnęli konkretne charaktery dla tytułowego duetu, stali się spójni. Historie nie były specjalne, ale były wystarczające: dawały kontekst i cel, przy okazji też miejsce na żarty. Humor sam w sobie wyewoluował, nie tylko opierał się na kłótni i głupocie, ale na różnicach i próbach pogodzenia się czy dojściu do kompromisu. Co więcej, był wizualny, wymagał fizycznej gry aktorskiej! To nadal był prosty serial bez fabuły i z podstawowymi bohaterami, gdzie głównym magnesem do oglądania jest sympatia wobec aktorów – ale to było naprawdę dobrze zrobione! To się naprawdę dobrze oglądało! I ten poziom utrzymał się do samego finału – przynajmniej na tyle, ile sam widziałem.

Osobliwy jest tu obraz kobiet. Na widok każdej bohaterowie się ślinią, a one tylko głupio się uśmiechają i nie są świadome, jakie wrażenie robią na facetach. Każda jest przysłowiową blondynką, nawet jeśli występuje w każdym kolorze. Dziwne, jeszcze czegoś takiego w serialu nie widziałem, nawet tych starszych, począwszy od Make Room for Daddy, ale tam kobieta byłą głównie żoną. Tutaj są przypadkowo poznanymi laskami zapraszanymi na randki, współpracownikami itd.

Całość skończyła się po pięciu sezonach wyraźnym finałem: jeden z bohaterów pokazał przemianę i wrócił do swojej żony, co czyni ten serial pierwszym posiadającym takie zakończenie, na dwa lata przed Mary Tyler Moore Show. Pozostaję sympatykiem i chętnie zobaczę kiedyś więcej odcinków, chociaż marne są szanse, bym kiedyś nazywał Odd Couple najlepszym sitcomem wszechczasów, jak to poniektórzy robią.