Nowe Horyzonty 2022

Nowe Horyzonty 2022

20/07/2022 Opinie o filmach 0

Tutaj będę pisał o wszystkich filmach, które zobaczę na festiwalu Nowe Horyzonty 2022

46 filmów. Do zobaczenia za rok. Ranking na dole.

2/5

Błędny ognik

30 lipca

Najlepszy musical festiwalu.

I żeby nie było – serio scena taneczna na remizie na momenty. Zrobiona jest źle, ale aktorzy tańczą nieźle, a i sam układ jest ciekawy. A film? Szkoda gadać…

To komedia nawiązująca do innych wydarzeń, postaci i czego tam tylko chcecie. Nie przedstawia ich, tematu też nie, po prostu używa słów. Jedna z postaci wstaje podczas kolacji i odtwarza przemowę ku ekologii. Albo co chwila ktoś komuś zarzuca bycie republikaninem. Śmieszy to was? Więc oglądajcie, przed wami ponad 60 minut tego.

W sumie czułem się podczas seansu tak, jakbym oglądał monolog kogoś, ktoś źle używał słowa „kapitalizm”, ale że chce być lubiany, to dołącza się do popularnych żartów, bez świadomości, że kłamie. A że w tym przypadku ja też nie wiem, co to kapitalizm, to tylko tak oglądam i niczego się nie uczę. Nie chcę też na ślepo przytakiwać, więc tylko czekam na koniec seansu. Może twórca dobrze gada, tylko trzeba znać popkulturę, a to mi nie jest potrzebne. Nadal nie uzasadnia to alienowania widzów spoza tematu.

Najlepszy moment seansu – jak po scenie wzajemnej masturbacji jeden z widzów otworzył puszkę piwa.

2/5

Europa

30 lipca

Nawet niezły pomysł. Na krótki metraż.

Opowieść o kobiecie, która mieszka w obcym państwie i w trakcie jej pobytu dostaje polecenie opuszczenia go, bo przestaje mieć prawo przebywania tam. Nie robi tego, zamiast tego zostaje, żyjąc w ukryciu. Policja w końcu nie sprawdza wszystkich, kto jest legalny, a kto nie.

Nie ma tu historii, postaci czy doświadczenia, w zasadzie nic tu nie ma – poza pomysłem wizualnym. Gdy tylko bohaterka staje się niewidoczna, to dosłownie przestajemy ją widzieć. Jest poza kadrem. Gdy ktoś do niej mówi, to mówi poza obszar, który jest nam dane widzieć. Banalne, ale jednak doświadczeniem jest zrozumieć autora i jego intencje.

A potem film trwa dalej. Nawet nie wiem, czy to nastąpiło chociaż w połowie. Później w ogóle spotyka innego nielegalnego i jedzą razem kebab. Albo widzimy ją, gdy przemieszcza się po pustym mieście, gada z ludźmi, których my nie widzimy. Płytkie to.

2/5

Woda

30 lipca

Film o tym, że woda może wejść do ludzkiego ciała. Fajne, ale wolę z osłem.

Młode dziewczyny gadają na plaży o papierosach. To jest 1/3 filmu. Druga część to jedna z nich migdali się z facetem. Trzecia część to lokalne przypowieści o wodzie połączone z archiwalnymi nagraniami powodzi, która miała tam miejsce.

Język filmu to głównie kamera skierowana na twarz, która mówi. Ot, artyzm współczesny. Na plus ładne osoby płci żeńskiej, niektóre może nawet pełnoletnie.

Zasnąłem gdzieś w trakcie, obudziłem się na końcówkę. Znajomy siedzący obok mówił, że niczego nie straciłem.

4/5

Pamfir

30 lipca

Najlepsze kino akcji na festiwalu.

O przemytniku, który wraca do rodzinnych stron. Obiecał żonie, że już więcej nie będzie przemycał, aby syn miał się dobrze. Osoba z Białorusi, z którą rozmawiałem, doceniła, że to nie jest o przemycie z Ukrainy na Białoruś, ale do Rumunii. To i lokalny smak, w postaci tradycji miejscowej ludności.

To dosyć schematyczne kino na poziomie fabuły – wiadomo mniej więcej, jak się potoczy. Jego siłą jest energia obrazu oraz przebicie, z jakim autorzy trafiają do widza. Historia tytułowego Pamfira uderza między oczy, im dalej tym mocniej – chciał tylko zadbać o swoją rodzinę, znając swoją niską wartość i wiedząc, że nie jest mu pisane nic wielkiego albo chwalebnego. Wszystko, co może, to pomóc potomkowi.

Piszę wyżej, że to kino akcji, ale ostudzam emocje – po tym, jak będzie TA SCENA, to później już twórcy nie będą próbowali niczego podobnego. Mastershot festiwalu, czapki z głów, słowa więcej nie zdradzę wam. Piękny, brutalny film.

4/5

Klondike

30 lipca

Najlepszy film festiwalu o przeklinaniu.

Połowa roku 2014, Ukraina. Okoliczni mieszkańcy na wsi dzielą się na obozy – jedni wyczekują Rosjan i ich zbawienia, drudzy siedzą cicho. Nie wychylają się, chcą tylko przetrwać. Nasi bohaterowie należą do drugiej grupy, nie wierząc w nadchodzącą wojnę, klnąc na separatystów… I wyczekując narodzin dziecka, co może nadejść w najbliższych dniach.

I gdy Rosjanie wejdą w finale, wtedy zaczyna się dramat psychologiczny, odczłowieczony, prymitywny, dziki w swoim ignorowaniu oraz lekceważeniu drugiego człowieka, jego życia. Dyskomfort, ból i wiele innych negatywnych emocji towarzyszy przy oglądaniu – ale ten film może być też komedią. Baba zaraz rodzi, samochód potrzebny, ale wozu nie na, bo sąsiad separatysta pożyczył na cele wojenne, baba więc klnie na całą wieś, od pola do pola, co to komu urwie i gdzie to tej samej osobie wsadzi. Ludzie w kinie się śmiali, a ja, jako fan rusycystycznych wulgaryzmów, śmiałem się również.

Historia jednak jest okropna, bolesna i ciąży po seansie. Wizualnie jest przepięknie – długie ujęcia, kamera w ruchu, każda scena opowiada historię. Często kręcono o wschodzie lub zachodzie słońca. Małe środki, ale jednak ujęcia potrafią zrobić wrażenie swoim rozmachem. Szybko tego filmu nie zapomnę. Po seansie bardzo chce się nienawidzić Rosjan.

PS. Po seansie było spotkanie z aktorką, która rozszerzyła seans. Wyjaśniła tytuł (nawiązanie do gorączki złota, tylko teraz jest najazd na surowce naturalne Ukrainy), wspomniała o poleceniu wzorowania się na występach Monicki Vitti oraz wspomniała, że nie było prób przed pojechaniem na plan. Ćwiczyli dwa miesiące, ale na zasadzie improwizacji sytuacji z życia bohaterów, zanim miały miejsce wydarzenia z dużego ekranu: ich pierwsze spotkanie, kłótnie ze szwagrem, decyzja o zajściu w ciążę itd.

2/5

Wataha

29 lipca

Niepotrzebna kontemplacja nad nieinteresującymi postaciami.

Siedzą w dżungli, ponoć odbywają karę. Robią drzewa, wycinają je, gadają. Czasami pójdą na stronę i będą patrzeć przed siebie przez kilka minut, jak to ich życie wygląda.

(opinia była dłuższa, tylko mi ją wcieło)

4/5

Enys Men

29 lipca

Najstraszniejszy film festiwalu. 

Widziałem na tym festiwalu kino eksperymentalne o słońcu, gdzie przez godzinę widziałem tylko kolory, kształty i dźwięki. I nic na nim nie poczułem. Enys Men jest czymś w tym stylu, tylko tu już więcej czułem. 

Nie mówię, że to eksperyment – bo niby są tu elementy fabularne i pewnie idzie coś z tego sobie poskładać. Mówię, że to nie jest potrzebne, by osiągnąć satysfakcję z seansu. 

Lata 70. Siedzimy na wyspie, towarzyszymi kobiecie prowadzącej samotnie pomiary. Nic ciekawego, brakuje wyraźnego postępu czy celu, seans praktycznie pozbawiony słów. A jednak wizualnie ten film potrafi przejąć wyobraźnię odbiorcy – nic tu nie jest konkretne, przynajmniej na pierwszym seansie, więc cały czas jesteśmy zaskakiwani. Wizje, wydarzenia, strach, niepewność, wątpliwości. Tym zaczynamy żyć przez tę godzinę. 

Potencjał na cult-movie. 

5/5

Prześwietlenie

29 lipca

Najbardziej zagadkowy film festiwalu. 

Spotykają się tu w sumie dwa filmy, może nawet więcej – jeden z nich to historia głównego bohatera, który w sumie mało znaczy w tym filmie. Na pewno wprowadza motyw „prawdziwego mężczyzny”, który uczy swojego kilkuletniego syna rozpalania ogniska, bicia się czy też ogólnie nie-bania-się. Poza tym zamiast z matką swojego dziecka, woli wracać do kochanki, samotnie spędzającej święta, po pracy grając motyw ze „Spragnionych miłości”. A pracuje w firmie zajmującej się wypiekami, której brakuje ludzi – zatrudniają więc legalnych migrantów ze Sri Lanki. Oni z kolei nie będą mile widziani w wiosce, gdzie zamieszkają. Teoretycznie gdzieś tutaj jest właściwy film, poświęcony napięciom współczesnej Europy, która przyjmuje gości i później tego żałuje. 

Z jednej strony – słyszymy powtórkę tego, co już znamy. Z drugiej – są one faktycznie zebrane do kupy. Zamiast szerzyć nienawiść czy inne negatywne emocje, zamiast wskazywać palcem winnych, to przechodzimy od jednego detalu do drugiego, drążymy temat. Dochodzimy do tego, że ten problem jest tylko częścią czegoś więcej – ale nadal, wiemy o tym wszystkim. Rumunia pod tym względem też przypomina Polskę. Sekwencja zebrania na jednym ujęciu, gdzie każdy zabiera głos, ogląda się jak marzenie – humor, energia i wydaje się, że minęły tylko dwie minuty. 

Obok jednak jest jeszcze masa dodatków. Jak choćby scena otwierająca, w której dziecko wisi w lesie powieszonego człowieka. Co dokładnie widziało dowiadujemy się dużo później, ale na tym otwieramy ten seans, a później ten szczegół zostaje rozwinięty o kolejne rzeczy. Jak to się wpisuje w całość? Zaczynamy to jednak poważnie traktować dopiero po ujrzeniu zakończenia, które dopiero mówi wprost: to też było ważne. A przecież to miał być tylko film powtarzający oczywistości o rasizmie i ksenofobii… 

Film zdecydowanie do powtórki. 

3/5

Kawałek nieba

29 lipca

Najlepszy film festiwalu o górach. 

Tak trochę kilka małych filmów połączonych w jeden. Trochę to o górach, trochę o wsi. Scena z linką jest teraz dla mnie najlepszą rzeczą do oglądania w prawdziwym życiu. Pierwszy raz zobaczyłem nawet sikającą krowę, później próbowali ją zapładniać i w końcu do rzeźni dali. Trochę to film o gościu, który ma guza mózgu. Trochę to film o miłości. A w pewnym momencie dorzucili do tego jeszcze faceta mastyrbujacego się przed dzieckiem. 

Przewija się tu kilka motywów – porównanie losu mężczyzny do losu krowy… Chyba. W pewnym momencie myślałem, że to będzie film o tym, że kobiety nie umieją gadać o męskich emocji bez stawiania siebie w centrum uwagi i mówienia czegoś w stylu „Ty pomyślałeś, jak ja się z tym czuję?”… Ale też nie bardzo. 

To chyba o miłości więc. 

4/5

Tori i Lokita

29 lipca

Europejski thriller, gdzie proste rzeczy są najważniejsze.

Tytułowe rodzeństwo poznało się na łodzi z Włoch do Francji. Ona udaje starszą siostrę, żeby tak dostać papiery, ale i to nie jest łatwe. Wiele od tych dwojga zależy, ale przede wszystkim są oparciem dla siebie samych. Jakoś sobie muszą poradzić.

Bracia Dardenne znowu tworzą ludzki thriller, gdzie zwykle życie na konsekwencje, proste rzeczy są najważniejsze i dla nich podejmujemy ryzyko, ale cena za to może być straszna. Ten film ogląda się że skrętem w żołądku, a 88 minut dłuży się niemiłosiernie – bo obawiamy się, że zaraz wszystko pójdzie źle, a los bohaterów wcale nie jest obojętny. Wszystko to wypełnia czytelną konstrukcję fabularną o współczesnym świecie, w którym losy wielodzietnej rodziny zależy od wypłaty jednego z dzieci, wysłanego za granicę do pracy. Rząd opiekuńczy jedno co robi, to tworzy nielegalną niszę, w której działają ludzie faktycznie pomagający takim ludziom. Oby narkotyki nigdy nie były legalne, inaczej imigranci już w ogóle sobie nie poradzą. Obawiam się takiego świata, wtedy opiekuńczy rząd dający dupy prowadziłby już pewnie tylko do handlu nerkami i bardzo dziwnej prostytucji. Teraz przynajmniej mogą handlować trawką – bezpieczny, prosty, opłacalny biznes, tylko trzeba unikać policji. Ot, wnioski po oglądaniu Dardenne’ów.

Jedyny minus to ostatnia minuta. Dają dziecku mikrofon, żeby przesłanie było zrozumiałe. Wolałbym raczej, żeby to dziecko wsiadło wcześniej do samochodu po kryjomu, zrobiło porządek i otworzyło kinowe uniwersum europejskich imigrantów. Oglądałbym.

3/5

Podejrzana

28 lipca

Wizualnie interesujący kryminał. Do powtórki. 

Ostatni seans tego dnia, skończył się po północy i walczyłem, aby utrzymać przytomność. Ze względu na reżysera powtórzę. 

3/5

Koniec świata w dolinie łez

28 lipca

Piękny tytuł. Mało treści, mało informacji. 

Film opowiadający o ostatniej wiosce trędowatych w Europie, gdzie żyje garść ludzi czekających na śmierć. Zrealizowany z dystansu, obok, obserwujący i pokazujący, co akurat się nawinie. Bez wyjaśnień medycznych czy prawnych, jedynie podglądanie codzienności, ale nawet nie w sposób wyjaśniający ich codzienność. Znaczy – skąd mają jedzenie? Sklep tam działa czy im przywożą? Mają dostęp do internetu? 

Przynajmniej nie jest tam smutny i przytłaczający, jak się obawiałem. W sumie trochę się czuję tak, jakbym obejrzał zwykłą wioskę w Polsce i życie ichniejszych emerytów. 

PS. 10 rzędów w małym kinie, dwa z nich dla twórców i rodziny, pociotków i co jeszcze tam wpadło. Przesadzali, bo usiadłem nie tam, gdzie mogłem. Polska premiera, światowa będzie kiedy indziej. Serio. 

2/5

Boy from heaven

28 lipca

Banalny kryminał. Tyle. 

Miejsce akcji nie jest należycie przedstawione i nie jest jasna stawka, o którą toczy się intryga. Jeden chłop na uczelni zachorował, trzeba wybrać nowego i w sprawę miesza się islamski odpowiednik CIA. Sprawa wyboru następcy zostaje wygodnie odłożona do końca filmu, podobnie jak uczelniane życie bohatera, który został zaangażowany do filmu całkowitym przypadkiem. 

Każdy jeden zwrot akcji w tym filmie został zrealizowany na zasadzie:”ej, powiedz mi coś tajnego; ok, tylko nie mów nikomu, że to ja, bo mnie zabiją”. Powtórzyć to 14 razy i mamy koniec filmu. Historia wypełniona jest postaciami-przedmiotami, pojawiającymi się wygodnie dla historii, nawet i pięć minut przed końcem filmu. 

Na dodatek się dłuży. 

5/5

W proch się obrócisz

28 lipca

Najsmutniejszy film festiwalu. 

Każde z nich jest skreślone z innego powodu. Przez społeczeństwo, rodzinę, pewnie nawet samych siebie. Są połączeni trochę na siłę w związek małżeński, żeby być problemem dla siebie nawzajem, nie innych. Czasy to współczesne, ale bohaterowie są rolnikami i żyją na uboczu świata. Przez następne godziny będziemy oglądać, jak budują swój dom. 

Poczułem mnóstwo trudnych, ciężkich emocji – i to dobrze. Seans uderza mocno po głowie tym, że we współczesnych czasach nadal żyją ludzie, którzy wszystko muszą osiągnąć własnymi rękoma, własną pracą – w sensie dosłownym, od zbudowania domu po ogarnięcie pola. Praca z całych sił, aż nie padną gdzie leżą i nie ma przebacz, gdy będzie mieć losowe wydarzenie, to trzeba sobie z tym radzić. Nikt im nie pomoże, nikt za nich tego nie zrobi. I takie życie nadal potrafi być błogosławieństwem, jeśli je takim uczynimy. Nie jedzą dla przyjemności, ale by nabrać sił. Odpoczywają nie dlatego, że lubią, ale dlatego, że dłużej nie mogą pracować. Żyją nie dlatego, bo mają cel – żyją, bo muszą przetrwać kolejny dzień dla innych. I tak dalej. 

Największy problem mam taki, że to chińska produkcja i nie jestem pewien, jakie ma to znaczenie dla wymowy filmu. Każdy obywatel ma zapierdalać ku chwale ogółu i jest to szczytne? Martwię się, bo nie tak go widzę. 

Piękne kino o budowaniu domu z błota. 

3/5

Ukryty klejnot

28 lipca

Film złożony wyłącznie z zabiegów utrudniających zrozumienie narracji. 

Scena rozmowy. Kamera skierowana na stół, widzimy tylko talerze. Cięcie. Ciemny pokój, słyszymy rozmowę i nie widzimy, kto ją prowadzi. Cięcie. Ktoś jedzie motocyklem, nie wiemy kto – widzimy tylko jego plecy. Cięcie. Scena rozmowy, kobieta słucha kogoś spoza kadru. Cięcie. Coś się dzieje i kończy, opuszcza kadr, a my patrzymy na nic jeszcze przez minutę. Cięcie. Kolejna scena nie kontynuuje poprzedniej. 

I tak dalej. Nie było spotkania z twórcami, ale jakby było, to bym zapytał wprost, co jest pod spodem. Rozumiem, że widz na sobie sam to poskładać, ale ja tam nic konkretnego nie dostrzegłem. Ani też nie umiem uzasadnić takiej narracji. 

Ogólnie to kino o przemocy. 

3/5

Chora na siebie

27 lipca

Palahniuk robi to samo, tylko z głębią. Nadal świetna komedia! 

On jest „artystą”. Gdy mówi o swojej „sztuce”, ona ogłasza alergię na orzechy i udaje, że na atak. Wszyscy zwracają na nią uwagę, wspierają ją, troszczą się o nią. W tym filmie bohaterowie potrzebują atencji, ale jest jej za mało. Trzeba wytoczyć większe działa, żeby zwrócić uwagę wszystkich. 

Przygody bohaterki to absurdalny ubaw po pachy, gdy obserwujemy jej brnięcie w kłamstwa znając prawdę – albo będąc zaskoczonymi, jak prawda tak naprawdę była. Czarny, trochę mroczny humor, tu w pewnym momencie śmieszny nawet wymiotowanie krwią i inne urazy fizyczne.

Chuck Palahniuk robi podobne rzeczy, tylko najpierw buduje wokół nich świat, który popiera takie działanie, jest odpowiedzią na niego. W ten sposób tworzy satyrę i zadaje pytania o współczesne człowieczeństwo. Chora na siebie tego nie robi, a na dodatek rozgrywa się w Norwegii. Ja tu sensu nie widzę, ale wykorzystam okazję i polecę „Opętanych” pana P. 

1/5

Słoń

27 lipca

Co gryzie Gilberta Grape’a po polsku. Tak bardzo po polsku… 

On ma na głowie gospodarstwo, pracuje w barze, siostra wyjechała do Norwegii, ojciec wyjechał do Stanów, matka pije alkohol. Aha, jeszcze konie – bohater chce konie. To jego marzenie. Dodatkowo na wsi umrze chłop zostawiony przez żonę i syna, który teraz po śmierci taty wróci do domu, ponieważ ten film potrzebuje wątku romansowego z dwoma facetami. 

Wyraźnie jest to tytuł zrobiony na zamówienie, bez cienia refleksji nad czymkolwiek. Na być wątek gejowski i jest – ale bez zbudowania relacji, chemii między postaciami, osobowością. Są na ekranie razem w trzech scenach, w czwartej są w łóżku. Świat wokół miał ich nienawidzić, to nienawidzi – bez powodu, bo przecież tak to wygląda, widziałem to w kinie, więc tak musi być. Miało być o pracy na gospodarstwie, więc jest – ale nie ma to znaczenia. Bohater miał mieć marzenia, więc na, mówi o tym – ale nic z tym nie robi. Film miał powstał, więc istnieje – technicznie rzecz biorąc. 

Twórcy tego filmu nie umieją opowiadać o problemie inaczej, niż przy użyciu skończonych idiotów pozbawionych jakichkolwiek cech pozytywnych, więc tylko takich ludzi zobaczymy na ekranie. Będą przeszkadzać, pić alkohol, a jak wspomniany pijak wywali się w barze, to nikt mu nie pomoże poza bohaterem – ale po śmierci będą narzekać na jego syna, że go opuścił. Humanitaryzm opuścił kino. 

Tradycyjnie temat nienawiści wobec gejów jest przy użyciu stereotypów i stygmatyzacji osób przeciwnych gejom, którzy na sam ich widok rzucają cegłami. Widać jak na dłoni, że autorzy nigdy nawet nie rozmawiali z nikim takim – gardzą nimi i tyle, ktoś im będzie klaskać za nienawiść w stronę homofobów i wszyscy są zadowoleni. Poza tym, że problem dalej istnieje, poszerzony przez takie kino. 

Twórcy nie bardzo też znają prawdziwy świat, więc z prac na gospodarstwie rolnym bohaterowie mówią tylko o sprzątaniu stajni. Raz nawet to pokazują, ale jedno ujęcie grabienia słomy było za krótkie, więc jeszcze dokręcili rąbanie drewna jako część tego sprzątania. Ogólnie nie ma tu budowania napięcia w oparciu o natłok obowiązków w życiu bohatera, nie jest to przedstawione – jedynie wspomniane. Nie ma ryzyka, że jak odda się spełnianiu marzeń, to coś się zawali, bo i tak spędza cały film olewając obowiązki jak i marzenia. 

Po drodze różne drobiazgi też są słabe – jak absurdalnie słaba symbolika tytułowego zwierzęcia, albo śpiewanie na pianinie, wyjęte wprost z meksykańskiego serialu dla nastolatków. Jeszcze zostało zakończenie do zawalenia. Otóż bohater rusza dupę, żeby coś zrobić – wydaje się, jakby zostało jeszcze z 20 minut filmu – i robimy cięcie, zanim coś zrobi. 

W sumie mogli jeszcze rok poczekać i iść z tym do Cannes, Złota Palma gwarantowana. 

PS. „Mogę cię powąchać?” – ponoć na Q&A wyjawili, że to kwestia improwizowana podczas castingu przez samych aktorów. Reżyser uznał, by to wsadzić do filmu. 

PS2. Ludzie śmiali się i klaskali. To w drugie w momencie, gdy babcia z demencją powiedziała coś pochwalnego o gejach, nie mając najmniejszego pojęcia, co mówi. Klaszczącym widać tyle akurat trzeba. 

4/5

Godland

27 lipca

Najzabawniejszy film festiwalu. 

Przeszłość. Typ jest wysłany z Danii do Islandii, aby postawić kościół. Po drodze decyduje się obrać dłuższą drogę, aby poznać kraj, teren i ludzi. Chce zrobić zdjęcia, które później naprawdę odkryto i stały się inspiracją do tego filmu. 

Niestety, na początku filmu naprawdę jest tekst używający słów „do tego filmu”. 

Seans upływa na wymiotach od kołysania łajbą. Ogarniania dzikich ludzi, by stali nieruchomo do zdjęć. Wytwarzania tych zdjęć. Różnic językowych między Danią i Islandią, ale też konfliktów między nimi. Walka z naturą, terenem i temperaturą, jest scena przekraczania rzeki. Nauka jazdy na koniu. W końcu budowanie kościoła i społeczności wokół. Całość ukazana w kwadratowym kadrze, stylizowanym na zabytkowe obiektywy, którego używa sam bohater. Film wypełniony jest długimi ujęciami, pięknym arcyrzemiosłem operatorskim – w pejzażach jak i w akcji. 

I humor! Nawet nie wiecie, jak dużo tu śmiechu. Skromnego, pociesznego nie odwracającego uwagi od cierpień i tragedii życiowych bohaterów. Wielki szacunek za to osiągnięcie. 

I to jest chyba o tym, że to pochwała obecnych czasów, bo mamy teraz lepiej niż wtedy. Możemy robić zdjęcia, jakich potrzebujemy, podróżować, gdzie chcemy, ludzie nie muszą umierać, dogadujemy się i w ogóle. Nadal z przyznaniem, że stare czasy też miały swój urok. 

0/5

Odpowiedź słońcu

27 lipca

Nic nie poczułem. Niewiele tu słońca tak naprawdę. 

Abstrakcyjny pokaz świateł, barw, dźwięków. Z ostrzeżeniem dla osób z epilepsją, bo to w zasadzie opiera się wyłącznie na świetle stroposkopowym. Tak, wytrzymałem. I to nawet bez problemu. I było to dla mnie obojętne doświadczenie. Było, skończyło się i tyle. 

Reżyser (bardziej autor) zna naukę i badania nad zjawiskami, których użył. Dla pewnych osób na sali to było coś więcej, ale nie oczekuję, by to jeszcze tłumaczyli na słowa. Jakby nie było, lepiej, aby była możliwość to obejrzeć, niż nie. 

3/5

Keiko

27 lipca

Jest głucha i trenuje boks. Nie ma talentu, ale ma serce. Za dnia pracuje jako sprzątaczka w hotelu. Jest jeszcze kwestia jej klubu, który traci członków i grozi mu zamknięcie. Momentami to wydaje się film bardziej o klubie i jej założycielu, niż tytułowej bohaterce. 

Scenariusz zdecydowanie wymagał włożenia w niego więcej pracy, szczególnie w drugiej połowie, gdzie motywacje protagonistki oraz samego filmu są niejasne. Zostają nam teorie, dlaczego Keiko boi się podejść do walki – sam skłaniam się ku myśleniu, że na oba niskie poczucie swojej wartości i nie zasługuje na to, by poświęcać jej uwagę. Co w sumie nie jest istotne, bo film nie reaguje na żadną teorię. 

Ogląda się nieźle. Boks ukazano tu jak grę na perkusji. Spodobało mi się też pokazanie osobiste, prywatne życie tych osób, którzy w nocy biją się na ringu. Poza nim są tacy sami, a my ich o to byśmy nie podejrzewali. 

3/5

Rodeo

26 lipca

Furiosa! Furiosa! Furiosa! 

Twórcy niewiele wiedzą o swojej bohaterce. Tylko tyle, że lubi zapierdalać na motorku (przetłumaczonym na polski „bike”), więc dali jej w tle jakieś patologiczne korzenie czy coś, kazali dokonywać przestępstw czy coś. I tak to się toczy w tym filmie. Energia scen kaskaderskich z nudną fabułą i postaciami wymieszana, polana szybkim gadaniu po francusku. Mówią jednocześnie, plują śliną, fajne typy.

Jeszcze dodali zakończenie z pierwszego Clerks, które zostało wycięte, tylko tu je zostawili. I niby jest na serio xD

3/5

Płonąca ziemia

26 lipca

Jakbym oglądał „The Wire” w Brazylii, dwa surowe odcinki z sezonu, który nie wyszedł w całości. 

Dziwny to film, który bardziej wydaje się pozszywany z fragmentów, niż pomyślany jako całość. Zupełnie tak, jakby te framenty miały być rozwijane w dalszej części, która nigdy nie następuje. 

Co tu mamy? Niemal dokumentalne przedstawienie pracy przy benzynie, biorąc pod uwagę również przerwy na fajkę. Mamy niemal biograficzne momenty spowiedzi do kamery. Mamy fabularne wątki, jak zawieranie sojuszy z gangiem motocyklowym, napad na wóz pancerny, startowanie w wyborach do władz w mieście. I śpiewanie – nawet nie wiecie, ile tu śpiewania. 

W tym filmie intymna scena zwierzania się z własnych doświadczeń przeradza się w tanią strzelaninę z czymś poza budynkiem, jak na filmie Eda Wooda. 

Przy tym wszystkim to serio nieźle się ogląda, jak na film mający ponad 2 godziny, tylko no… Nie mogę go polecić w takiej formie

3/5

Turkusowa suknia

26 lipca

Prosty po irańsku.

Intymna, kameralna historia relacji kilku ludzi. Wszystko na ekranie kieruje na jedną emocję i się jej trzyma. Symbole są skromne, ale treściwe. 

Ten tytuł umie wywołać porządaną reakcję przejęcia się tym, co oglądamy. Nadal potrafi się dłużyć i trochę jednak zareagowałem na finał tak, jak Luke z Gilmour Girls na finał Love Story

2/5

Zatroskany obywatel

26 lipca

Czyli w Izraelu też mają białych ludzi? Film z dosłownym happy-endem. 

Biały człowiek – stereotypowo osoba uważająca, że jest za wszystko odpowiedzialna i wokół niej się wszystko kręci. Jak ona czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Od jej działań zależą losy ludzkości, kraju, gatunku. „Zatroskany…” jest komedią z takiej osoby, gdzie gej w Izraelu widzi murzyna opierającego się o drzewo. To dzwoni na policję, bo drzewo młode i może się złamać. Policja przyjeżdża, murzyna do gleby, kopa w łeb… Chyba nie żyje. Teraz gej nic nie robi. Śmiejecię się już? 

To zasadne pytanie, bo od niego wiele zależy. Wiele więcej tu nie ma poza tym, że się śmiejemy z białego człowieka, gdy ten zachoruje się biało. Nie na tu historii, bohaterów z osobowością, motywacją, nie na emocji czy coś. W tle jakieś rzeczy się dzieją, ale nic z nimi nikt nie robi – np. ktoś nasra na klatce schodowej. Albo geje starają się adoptować dziecko. Te motywy przewijają się, mają miejsce, ale to wszystko. 

W ogóle to film mający problem z kończeniem scen. Te ostatnie kilka chwil jest istotne, ale… Kończymy wcześniej. Ktoś coś mówi, rozkręca się i reżyser mu urywa w połowie słowa. Czy to też humor? 

Nie wiem. Tak samo jak absurdalny finał, który trochę jest śmieszny, ale chyba wg twórców miał być śmieszniejszy. Biali ludzie są dziwni, dziękuję za to odkrycie. 

4/5

Alcarras

26 lipca

Ładny film. Już taki widziałem. 

Rolnicy, zbierają owoce. Ojciec to typowy ojciec, szwagier to typowy szwagier, dzieci to dzieci, baby to baby. Relacje znane, osobowości własnej brak – wszystko jest uniwersalne, typowe dla każdego kraju i środowiska, znajome. Czas współczesny jest w sumie oznaczony jedynie obecnością paneli słonecznych. Fabuła to znajome „lud pracujący zmaga się z codziennym życiem”. Zapamiętam jednak, jak jedno z dzieci weszło na koparkę. To kino takich momentów. 

Na koniec rolnicy protestują w mieście przeciwko czemuś, co nie jest należycie zgłębione, analizowane, przedstawione, zrozumiane. Ale jest ważne. Pewnie wystarczy, aby wygrać jakiś festiwalu, gdzie też nic o tym nie wiedzą, ale chcą być zaangażowani. 

2/5

Niewiarygodne, ale prawdziwe

25 lipca

U Pana Dupieux kobiety chcą młodości, by na niej zarabiać. Faceci chcą mieć duże przyrodzenie, żeby się chwalić. Wszyscy są głupi. 

Pan Dupieux ma pomysły nawet nie na 1 akt, tylko na tagline. Całość trwa ledwo godzinę z hakiem i ciągnie się porządnie. Jest trochę zabawna w swojej nieporadności, głupocie, dziwności, sztuczności, oczywistości, słabości, banalności, niedojrzałości i co tam jeszcze się tu dopatrzycie. Trochę. Wiadomo do czego to zmierza i jak tylko twórcom znudzi się zwlekanie, to od razu robią montaż przyspieszający i kończą. 

Wszystko wskazuje na to, że za rok pan Dupieux wygra Złotą Palmę w Cannes. 

2/5

Nostalgia

25 lipca

Bohater wraca do matki, do ojczyzny, do Włoch. Na miejscu odkrywa, że mama mieszka gdzie indziej, na ulicy raz spotka po zmroku zbirów na motorach, a ksiądz odprawia mszę poza kościołem, na ulicy. Dlaczego wyjechał? Dlaczego wrócił? Co się stało? Film nie jest zbyt dobry w takich sprawach. 

Ten tytuł ma sprawnych ludzi w ekipie: reżyser, operator, aktorzy. Najlepszy jest w scenach z matką, gdy bohater opiekuje się nią na starość, robi jej kąpiel. Moje ulubione ujęcie pokazuje postać matki cieszącą się naturą, jej zapachem i dotykiem. Ten tytuł potrafi być rozczulający. 

Scenariusz ma braki na każdym polu – motywacje postaci, szczegóły jak działa świat, dramaturgia. Niby okolicą rządzi gangster, ale to nie jest pokazane tak naprawdę. Bohater ma życie w Kairze i chce wrócić, co w ogóle nie jest zgłębione. Relacje z dawnym przyjacielem też. Nagle jego życie jest zagrożone, ale on nic z tym nie robi. I tak dalej… Potencjał jest na western współczesny, ostatecznie to historia jakich wiele, robiona przez ludzi będących w stanie zrobić coś więcej niż telewizyjny tytuł na zadany temat. 

4/5

Kafka dla dzieci

25 lipca

Pee Wee przedstawia Kafkę. Najdziwniejszy film festiwalu. 

Nawet nie będę tego zdradzać. Czytamy dzieciom Kafkę, śpiewamy piosenki… I mieszamy w tej konwencji. Absurd, humor, kreatywność – trzeba temu tytułowi zaufać, pójść z nim tam, gdzie prowadzi. Aktorzy są świetni, robią wszystko z jajem, dystansem, cierpliwością. Długo trzeba czekać, aż wejdziemy pod spód tego szaleństwa. Może nawet zbyt długo. 

Finałowy, bergmanowski monolog trwa 17 minut, ale jest dłuższa wersja w innych krajach (23?). Tyle zdradzę. 

2/5

Nie zgubiliśmy drogi

25 lipca

Ujęcie stanu zawieszenia. Po polsku. 

Adaptacja książki, z której sporo wycięto. Film, który powstał w montażu. Tytuł, który mnie wynudził. Ma konkretny początek, by później przejść w medytację. Nic mi ten tytuł nie dał – nie wiem, czy twórcom udało się przedstawić temat, zgłębić go, coś o nim powiedzieć interesującego. Chyba tylko chcieli go przedstawić. Może nawet go nie rozumieją. Przynajmniej krótki. 

PS. Prowadząca Q&A zapytała obsadę, o czym wg nich jest film. I to jest teraz moje ulubione pytanie w historii, będę je zadawać na każdym Q&A. 

2/5

Do jutra, Robinsonie

25 lipca

W drugiej części będą sobie wysyłać memy na Telegramie. 

Obraz relacji dwóch artystów – reżysera Godarda oraz Ebrahima Golestana. Całość zrobiona z czymś, co pewnie jest niezbędne do oglądania, czyli poczucia patrzenia w górę, gdy patrzysz na tych artystów. Nie ważne, co robią – na pewno jest to ważne i mądre, musimy tylko do tego dojść. Tak więc slychamy i obserwujemy ich, gdy wymieniają się mailami, myślą nad właściwą reakcją. Do niczego to nie zmierza poza doświadczeniem samym w sobie. 

Nawet jeśli nie znamy tych osób, to czuć jednak, że mamy do czynienia z kimś, kto ma przyjemność z komunikowania się bez potrzeby tłumaczenia swoich myśli. Widzę tu nie tylko frajdę z robienia zagadek – im serio jest tak najprościej wyrażać swoje myśli. Za pomocą dziwnego zdjęcia, fragmentu wiersza i co jeszcze się znajdzie. 

1/5

A E I O U - szybki alfabet miłości

24 lipca

Ale to było głupie.

Ona jest aktorką. On jej zapierdolił torebkę. On później potrzebuje lekcji dykcji, ona mu ich udzieli. Wiadomo dokąd to zmierza… 

…tylko twórcy nie umieją do tego doprowadzić. Ma być TEN moment, ale dlaczego? Co on na oznaczać dla bohaterów? Opisy podkreślają różnicę wieku, że ona jest kilka dekad starsza. W filmie to nie ma znaczenia. Po prostu zaczynają być razem. 

I jakie to jest głupie… Zaczynają razem kraść portfele. W nocy idą kąpać się do morza i on nagi niesie ją nagą z powrotem do hotelu ulicami miasta. To po prostu głupia komedia romantyczna z Netfliksa. Po niemiecku. Na Horyzontach. Z festiwalu w Berlinie, konkurs główny. 

Niemniej pani koło mnie – starsza ode mnie, ale nie dużo – była zachwycona pośladkami na ekranie. I ogólnie na sali ludzie byli zadowoleni po seansie, klaskali podczas happy endu. 

2/5

Stany Zjednoczone Ameryki

24 lipca

Z Benninga taki śmieszek, że już nic nie myślę o tym filmie. 

Około 50 ujęć statycznych, każdy przez 105 sekund na ekranie. Obraz rzadko przedstawia jakiś ruch, ten wydaje się przypadkowy – przejedzie jakiś samochód. Celowo raczej ruch jest poza kadrem, słyszymy obok ruch pojazdów. Widzimy naturę, zbiorniki wodne, morze i niebo kilka razy, raz flagę amerykańską. Nastawiałem się na oglądanie drzew, a tu jest ich bardzo mało. 

Ostatni moment rozwala wszystkie przemyślenia – związków natury z działalnością człowieka czy coś, to był zły trop. Pozostaje pamięć pięknych kadrów, bardzo ładnie połączonych ze sobą w esej o niczym. Jak się o tym zacznie myśleć, to jest to półtorej godziny o tym, że stereotypy są głupie. Dzięki. 

1/5

Historya - szwy dla Laponii

24 lipca

„W dupie mamy wasze granice, nami rządzi Święty Mikołaj”

Dokument propagandowy o ludziach na terenie Skandynawii, którzy np w latach 70 protestowali, by nie budować tamy, bo to zniszczy krainę należącą do nich. Przyszła policja i ich pogoniła. Czemu budowali tamę? Jakie miało to pozytywne skutki? Negatywne? Nie ma to znaczenia. Tutaj poznajemy tylko jedną stronę. I mamy chcieć ją popierać. 

Bohaterka mówi, że jej celem jest przekazanie nauki następnym pokoleniom. Poległa więc całkowicie, skoro z dokumentu dorobek jej ludu to jedzenie reniferów i rozpalanie ogniska w lesie. 

Generalnie to dokument o globalnym ocieplaniu, więc nie będę zaskoczony, jeśli racja jest po stronie twórców. Zrobili po prostu o tym słaby dokument, tradycyjnie wywołujący poczucie winy u zwykłych ludzi. 

Na koniec jeszcze darli ryja na ulicy i kładli się na asfalt, mówiąc jednocześnie, że nie znają rozwiązania problemu. No to zróbmy kolejny problem, wkurwmy kogoś. Dobry film, naprawdę. 

5/5

Tama

24 lipca

Ogromna siła artystyczna. Do powtórki. 

Budowanie tamy. W tle rewolucja w Sudanie. Nawiązanie kontaktu z siłami natury, walka z nimi i nie tylko. W tej produkcji liczy się niemal wyłącznie obraz, słów tu prawie nie ma. Aktorzy to amatorzy, grają tutaj siebie, ale protagonista ma tę twarz, którą można wypełnić ekran i opowiedzieć wtedy historię. Siła natury jest tu przedstawiona w potężny, spektakularny sposób. To wizja, którą staramy się ogarnąć. 

Reżyser nie jest jednak debiutantem – zrobił dwa krótkie metraże i po prostu kolejny rozrósł mu się do pełnego. Wszystkie trzy zresztą tworzą całość. Na spotkaniu zadawałeś mu głupie pytanie, a on rozkręcał odpowiedź w esej o powstawaniu tytułu. Było widać, że przyjmuje czyjeś interpretacje obrazu, ale ma swoją wersję – nie narzuca jej, zamiast tego mówi, że na dane wydarzenie można patrzeć w inny sposób – – i tu właśnie o tym mówi. A przynajmniej tak to odbieram. Tak czy siak, ważny twórca, o którym chcę pamiętać. 

4/5

Rimini

24 lipca

Nie jestem fanem tego reżysera – jeśli mogę tam powiedzieć po seansie zaledwie dwóch cxy trzech jego produkcji, licząc z Rimini. Dlatego chcę odrazu zaznaczyć – ten skłonił mnie do przemyśleń. Chcę go sobie poskładać. Dojść do tego, o czym chciał mówić reżyser. Ta głębia jest tu właśnie najbardziej intrygująca. 

Bohater przedstawia się jako Richie Brawo – gwiazdor na kształt Elvisa, który gra na dancingach dla starzejących się ludzi, podrywa starsze kobiety i sypia z nimi za pieniądze. Żyje z tego, pomiędzy oddając się nałogom. Właśnie zmarła mu matka, ojciec jest w domu opieki i nawet nie wie, na czyj pogrzeb go syn zabrał (to akurat przykład poczucia humoru reżysera, obecnego w całej produkcji – naprawdę działa!). Historia rozwija się naturalnie, bez wyraźnego kierunku – ważna postać pojawi się dopiero w połowie seansu. 

Oglądamy więc te koncerty disco, seks starych ludzi, a jeszcze starsi w ogóle gubią się na ekranie. Pomiędzy w tle widzimy opuszczone miasto, oddane już pewnie naturze. Od czasu do czasu zobaczymy bezdomnych bezcielesnych, ich kurtki pod ścianami czy w przejściu – tylko tyle widać. W ostatniej scenie jedna z postaci słucha piosenki z młodości i woła zmarłą matkę. Na ekranie dzieje się naprawdę dużo, wokół bohatera prowadzącego swoje codzienne życie. 

Czy chodzi tu tylko o przedstawienie świata, który poprzednie pokolenie wykorzystuje, a młode ślepo wspiera, prowadząc do końcowych wydarzeń? Z wiekiem zostają sami, opuszczeni, traktowani sami. Młodzi mają jeszcze energię i tupet, domagając się tego, co im się należy. Korzystają z błędów swoich rodziców. A rodzice żyją chwilą. Podwaliny takiego stanu rzeczy nie są co prawda eksplorowane, więc trudno faktycznie wejść głębiej w ten film. I tak czuję, że nadinterpretuję. 

Smutny to film, ale po seansie czuję o wiele więcej.

3/5

Powrót do Seulu

23 lipca

Najlepsza scena taneczna roku. 

Bohaterka jest Koreanką, ale całe życie spędziła we Francji po tym, jak biologiczni rodzice oddali ją do adopcji. Teraz próbuje ich odnaleźć. 

Protagonistka – jej charakter, spontaniczność, żywiołowość – ten film jest przez nią ciągnięty. Dlatego też scena tańca działa, chociaż nawet nie była kręcona w całości, tylko od pasa w górę. To dzięki niej ten film emanuje uczuciem wobec jej braku pewności, zdecydowania i ciągłego zmieniania zdania. 

Bo to też jest w filmie. Nie czułem tak naprawdę, by chciała odnaleźć rodziców. Nie zna ich i nie wie, czemu ją oddali – i trudno. Mam podobną sytuację i mi ona zwisa. Jednak ich szuka, działa w tę stronę, by potem rezygnować, poddawać się i znowu zaczynać – wychodzi na to, że się denerwuje i nic z tego nie wyjdzie, więc nie próbuje. Opowieść oferuje różne spojrzenia na ten temat, łącznie z uwzględnieniem historii Korei. 

Nie wie chyba jednak, co chce powiedzieć. Bohaterka trochę jest zmuszona, żeby rodziców odnaleźć. Trochę słusznie unikała tematu. Otwartość ostatecznie wydaje się przypadkowa, jakby twórcy w trakcie kręcenia zmieniali zdanie. Efektem są też przeciągania – o każdej innej porze mógłbym to akceptować, ale nie o północy, gdy czekam 20 minut, by bohaterka zaczęła grać na pianinie i tak wszystko zamknąć. Całe szczęście pamiętam, co mówiła na początku. 

Aktorka lepsza od filmu. 

3/5

Historia drwala

23 lipca

Specyficzny, lekki, spokojny, pogodny. 

Fabuły nie chcę zdradzać, bo potrafi zaskoczyć lekko, ale chodzi o to, że losy tytułowej osoby nie jest łatwe, ale pozostaje on pozytywny. Niby jest to opowieść realna, o trudach życia i stawianiu im czoła, ale od czasu do czasu bohater pogada z rybą. Taki przykład. 

Kino z Finlandii umie łączyć takie rzeczy, dostarczać specyficznego humoru. To wolne kino, bardzo sterylne, w którym grupa ludzi może siedzieć bez ruchu, gdy nagle jeden powie coś dziwnego. A my uznamy to za zabawne. 

Niewiele tu więcej. I chyba od czasu do czasu wystarczy po prostu się pośmiać, by brnąć w życie dalej. 

PS. „Lekarz dał mi leki na sen, żebym się uspokoił, tylko teraz śni mi się fryzjer i jego wielki k…” 

3/5

Braty

23 lipca

Intensywne, dobre w oglądaniu doświadczenie frustracji młodej osoby żyjącej bez oparcia w innych. 

To jest film taki, jaki dzisiaj się po prostu robi – statyczny, uniwersalny, widz na sobie sam dopowiedzieć więcej od twórców. Bohaterowie nie mają imion (tzn. mają, ale nie są używane – równie dobrze mogli się nazywać Brat 1 i Brat 2), historia dopiero po seansie się klaruje, dialogi ponoć były wcześniej napisane, ale to nie świadczy o nich dobrze. Nie ma też wielu innych rzeczy, twórcy po prostu postawili na doświadczenie – życia bez matki, ojciec bezrobotny i używa, starszy brat pewnie za parę lat dostanie kosę pod żebra. W takiej sytuacji jest bohater, młodszy brat, próbujący jakoś ogarnąć życie bez oparcia w innych osobach. A właściwie, są mu oni ciężarem. Ogarnąć nie w znaczeniu samodzielności, ale by zacząć czuć się dobrze na tej planecie. 

Największy sukces tego filmu to uczynienie tego doświadczenia całkiem angażującym. A polega ono na rzeczach negatywnych, jak zrozumienie frustracji. To więc na plus. 

Minus? Zależy, jakie kino lubicie. Ten film z pewnością jest sobą i niczym więcej, wszystko tutaj jest celowe – problemem może być, czy się z tym zgadzacie. Np jest kilka znaczących momentów, które nie mają żadnej treści, bo to miało być do interpretacji widza. Dla wiele to będzie wymówka i lenistwo, dla innych ukłon w stronę odbiorcy, niedawanie mu gotowych odpowiedzi. Jakbym wam wymienił niektóre momenty, to raczej skłonicie się w tą pierwszą stronę – ten film po prostu nie ma za grosz psychologii, osobowości, charakteru, motywacji… Tylko że tak miało być. Efekt osiągnięty. 

PS. „Pan mnie pyta chyba o to, czym jest aktorstwo, a ja nie wiem.”, ogólnie Q&A było świetne, ekipa to naprawdę fajni ludzie. Od strony pytań to była katastrofa, oni już chcieli stamtąd wyjść. Tak, nawet było słynne pytanie „dlaczego ten film jest czarno-biały”. 

3/5

Takie lato

23 lipca

„Nawet nie wiesz, jak bardzo lubię się ruchać”, tylko jeszcze więcej gadania. 

Ośrodek pomocy dla osób z zaburzeniami seksualnymi. Trzy kobiety, troje prowadzących, trzy i pół tygodnia, z różnymi zasadami przez ten czas: tyle godzin dziennie masz dostęp do telefonu, tyle razy stąd wyjdziesz. 

Seans w dużej mierze sprowadza się do słuchania wyznań tych kobiet o ich zwyczajach, pragnieniach, jak gardzą sobą czasami, jak żałują, że są tym, kim są, że to uniemożliwia im bycie czymkolwiek innym, robienie innych rzeczy. Dosyć standardowe wejście w temat dla osób, które nie są świadome, że coś takiego istnieje i nie czytały Palahniuka, „Udław się” i nie pamiętają wzmianki o kobiecie, która prawie „zaruchała się na śmierć drążkiem w samochodzie”. Nawet scena wiązania pod sufitem nie jest bolesna, jak to jest na pornosach. Wygląda bardziej jak sztuczka magiczna przechodząca w dzieło sztuki. Największy ból to drapanie po udzie takiej związanej kobiety. Można więc oglądać z dziećmi. 

Monotonne wizualnie (celowego – aby plenery czy kostiumy nie odwracały wzroku od ciał ludzi), jednak pod spodem jest dużo czułości, ryzyka, odwagi, zdejmowania ciężaru i przyjmowania go na siebie. Otwartość, szczerość – jest tu co doceniać. 

PS. Reżyser nie chciał, by podjęcie tego tematu było odebrane jako omawianie problemu. Chciał przekonać odbiorcę, by ten zaakceptował bohaterki. Do tego gęsto emanuje od niego wstyd z powodu bycia facetem i brania się za temat, wobec którego czuję się za mały z powodu swojej płci. 

4/5

Peter von Kant

23 lipca

Gorzkie łzy Fassbindera po zamianie płci. Mnie chwyciło. 

Znany reżyser poznaje młodego aktora wchodzącego w biznes. Zakochuje się w nim, otwiera przed nim serce oraz możliwości branży. Tak zaczyna się dramat pełny niespełnionych, zranionych uczuć. Poczułem ból skomplikowanych, wewnętrznych sprzeczności, które nie są w sumie eksplorowane, jedynie portretowane. Nie jest to długi film, ale wydaje się jeszcze krótszy. 

Nie umiem porównać do oryginału Fassbindera i napisać, czy to hołd, parodia, coś innego. Opisuję jako film sam w sobie. Na pewno nie ma tu energii czy specyfiki niemieckiego reżysera, jego wizji, którą umiał sprzedać, przez co to może być jednym z powodów śmiechu na sali. Pojedynczych, gdy główny bohater płakał. 

Mnie jednak chwyciło. 

4/5

Coma

22 lipca

Nie wiem, co obejrzałem. W ten dobry sposób.

Dziewczyna siedzi w pokoju. Może ma wizje? Może ma bujną wyobraźnię? Może coś więcej się dzieje? Może to kino covidowe, o izolacji we własnym mieszkaniu – tak naprawdę kontekst nie jest tu nadany. Wierzę, że było to świadome, celowe.

Tak czy inaczej – jesteśmy świadkami ciągu miniatur. Każda jest inna: to może być krótki metraż nagrany lalkami, albo filmik na YouTubie. Nie ma tutaj jasnego kierunku czy sensu – oglądamy ciąg świadomości. Nudny, ale jednocześnie fascynujący tym, jak bardzo twórcy są otwarci na nowe sztuczki. Mogę wręcz powiedzieć, że trzymało mnie to w napięciu – bo oto np. ogladam sceny w lesie po zmroku, słyszę różne głosy. Albo jestem na rozmowie na Zoomie, tylko ta rozmowa jest oglądana w kinie, na dużym ekranie. I ja też ogladam ją, jak jest grana na dużym ekranie. Unikalne to kino, które bawi możliwością, że do czegoś zmierza. Nawet jeśli nie zmierza, a twórcy mają do przekazania jedynie banały. 

Pewnie nie powinienem tego tak lubić. Możliwe, że te wszystkie cuda na ekranie są jedynie cytatami odtworzonymi w wersji mieszkaniowej. W takim wypadku moja pozytywna energia wobec produkcji uchodzi, ale spotkania z twórcami nie było, więc wybieram wersję bardziej optymistyczną. 

PS. Z serii „nie wiem, czy twórcy są głupi, czy tylko śmieją się z głupoty”. Tutaj np. powtarzają mit o tym, że szef Amazona zaczął w garażu. 

4/5

Holy Spider

22 lipca

Kryminał wygrywający bardziej zaangażowaniem społecznym. Tu bardziej straszne od morderstwa są jego konsekwencje. 

Nie dam rady uwierzyć, że tak wyglądały wydarzenia, które naprawdę miały miejsce – a niby jest to wzorowane na wydarzeniach z 2000 i 2001 roku. Prostytutki umierają, dziennikarka robi więcej od policji, w końcu podejmie ona ostateczny krok… Wszystko w kraju lslamistycznym, gdzie za zamordowanie prostytutki dadzą Ci raczej kwiaty. W końcu jej wina, po co malowała usta i rzuła gumę? Społeczeństwo obu płci widzi tu tylko jej winę. 

Miły kryminał ze społecznym zacięciem – ledwo przyzwoitym rysem postaci, intrygą czy nawet tłem społecznym. Wszystko tu jest dosyć proste, zbiegi okoliczności pomagają, głębi przez większość filmu za bardzo nie ma, ale dzięki temu nie ma też narzucania czegokolwiek widzowi. Nie tym zresztą ten film chce was zyskać – on stawia ma siłę przekazu. Złapanie mordercy to pryszcz, bo problem jest większy – i film umie tym uderzyć w odbiorcę. Ma na to jedną szansę i jej nie marnuje. 

PS. Plus za śmieszną scenę mordowania grubej baby. Myślała, że to zabawa xD

1/5

W trójkącie

22 lipca

Najwięksi idioci świata odtwarzają najstarsze, nieśmieszne kawały. Alarmujący ubytek humanitaryzmu. 

 

Tytułowy trójkąt odnosi się do przestrzeni między brwiami – jedna z postaci słyszy na początku filmu, by go rozluźniła. Więcej związku filmu z tytułem nie stwierdziłem. 

 

Fabuła filmu polega na ciągu wydarzeń, im głupszym, tym najwyraźniej lepiej. A przynajmniej nie mogę póki co wymyślić idiotyzmu, którego w tym filmie nie ma. Tak musiało być, by doprowadzać do kolejnych wydarzeń, tak więc np. nikt nie steruje jachtem podczas sztormu. Wszystko w imię odtwarzania żartów, powtarzania obserwacji społecznych bez cienia refleksji – istotne jest tylko, że dany scenariusz komuś ubliża, poniża go. Wtedy jest to obserwacja celna. 

 

Komedia w tym filmie to dno, ponieważ żadna z postaci nie posiada osobowości. Dzieje się tak celowo, aby następowały kolejne żarty, które mogłyby nie pasować do jakiegoś typu osobowości. Nikt z postaci jej nie ma, więc w każdej chwili każdy zachowuje się inaczej, aby tylko mógł wyjść na jak większego idiotę. Nie ma tu śladu humanitaryzmu, głębi, logiki – ekran wypełnia jedynie głupota. Zresztą, wszystkie te żarty już znacie, twórca nie stworzył ani jednego swojego. Jest w tym filmie duży moment, bardzo ważny dla każdej postaci, w której lądują na plaży. Nie ma tam żadnej reakcji na to wydarzenie, każda postać po prostu leży i czeka. Czemu? Bo nikt w historii nie wymyślił słabego żartu na ten temat, więc scenarzysta nie miał czego tu użyć. 

 

Woody Harrelson jest zabawny i wypowiada śmieszny żart (nie mamy żagli), bo to Woody Harrelson. Rozpoznajemy go i jeszcze nie zdążymy zauważyć, że to nie jego postać z innego filmu mówi ten żart, tylko… Ktoś. Jeśli o mnie chodzi, ten żart wypowiadał Woody z „Cheers, to byłoby wtedy przezabawne. 

 

Ten film mógł się udać. 50 lat temu z podobnych założeń Peter Bogdanowich stworzyłby klasyka pełnego serca. Problem nie jest w tym, że reżyserowi „W trójkącie” wiele brakuje, jest za to nagradzany i nie ma zamiaru robić postępów. Problem w tym, że robi długie filmy podyktowane jednemu: obrażaniu. Nie ważne kogo, chociaż w tym filmie obraża chyba wszystkie większe grupy. Ważne, że obraża. I jemu to wystarczy – więc mi też. 

 

PS. Widownia na Nowych Horyzontach umierała ze śmiechu. Tak, na scenie mordowania osła też, kiedy biedny zwierzak ryczał z bólu. Tak, jak niepełnosprawna osoba wołała o pomoc po niemiecku, wtedy też się śmiali, jakby to była papuga powtarzająca „Pocałuj mnie w dupę”. 

3/5

Matka i syn

22 lipca

Moonlight, który zdal sobie sprawę bardzo późno, że może być Moonlight. 

Matka z dwoma młodymi synami przekracza granice i szuka szczęścia we Francji. Jeden z młodych jest zachęcamy do sięgania po szczyty w szkole, matka szuka nowego ojca, tego typu rzeczy. Sprzątają, przeprowadzają się, żyją. Film ma kilka przeskoków czasowych, ale wyglądają one bardziej tak, jakby twórcom zabrakło pomysłów, więc zaczęli skakać do momentu, gdy młodsi będą już nieco starsi. Kolejne segmenty nie są zbyt znaczące w tym sensie, że faktycznie coś pokazują znaczącego. To dosyć naturalny, mało filmowy obraz – kamera tylko pokazuje, co się dzieje. Bohaterowie gadają dużo i często w ogóle nie ma to znaczenia. Ważny jest montaż, silnie cieszący się z przypadkowych, dodatkowych ujęć, które można wkleić do właściwej sceny. To taki film, w którym jak butelka się przewróci, to będziemy na nią patrzeć, jak wylewa się z niej piwo. 

Takie historie o biednych ludziach bez perspektyw działają najczęściej dlatego, że mają w sobie coś szlachetnego – coś, przez co ich los wydaje się niesprawiedliwy. W bohaterach „Matki i syna” nie ma tej niezbędnej szlachetności, z wyjątkiem najmłodszego, który jest niewinny w tym wszystkim. Reszta jest w sumie na swoim miejscu, więc gdzie ten dramat? Matka szuka faceta na zaraz, jako rodzic popełnia błędy. Może zresztą o to chodziło? To mało filmowy utwór – również w tym znaczeniu, że fabularnie dużo bliższy prawdziwym historiom

3/5

Pacification

22 lipca

Bardziej cenię niż lubię. Surfowanie, paranoja, niemoc wobec silniejszych.

Polinezja, współczesność oraz historia o agencie rządowym, który ma tu pilnować testów nuklearnych. Film jest wypełniony obserwacją tajemniczych działań oraz miejscową codziennością: przebywaniem w barach, piciem, tańcem oraz sztuką wizualną. 

Chce być ważny o ludziach, pokazać zwykłych ludzi podczas globalnych spisków, w starciu z ludźmi mającymi władze i robiących, co chcą. Chce pokazać współczesną paranoję niewiedzy, co tak naprawdę się dzieje, oraz bezsilność wobec tego. Na pewno jest na te tematy, ale w jakiś znaczący sposób, jest zbyt pobieżny, a przez to obojętny dla mnie. 

Film zrobiony w luźny sposób. Kamera po prostu pokazuje wydarzenia, reżyser bardziej skupia się na narracji i tematach. Dialogi często są długie i mają problem, żeby przejść do rzeczy. A jednak mam słabość do tej produkcji – trochę za chęci, trochę za atmosferę i sceny surfowania, starcia z morzem. Ogólnie to było miłe doświadczenie, być na tym w kinie. 

5/5

Blisko ("Close")

21 lipca

Powołany do życia empatią i obserwacją. Oczu nie mogłem oderwać. 

Ogólnie mówiąc – film o trudach życia z perspektywy młodej osoby. Ten film robi dwie rzeczy niemal z miejsca – pokazuje młode osoby w realistyczny, naturalny sposób, ale też pokazuje oryginalność w pozornie znajomej historii. 

Mówi się, że wszystko już było, teraz tylko się powtarzamy albo jesteśmy głupi i potrzebujemy, by przypominać nam w kółko i w kółko te same opowieści. Blisko jest takim filmem, który mógłby powstać bez wszystkich innych podobnych, które nakręcono wcześniej, bez inspirowania się tamtymi, wzorowania na nich, bo do jego narodzin potrzebna była wyłącznie empatia i obserwacja. Każdy element tej opowieści jest zrealizowany tak, jak jeszcze tego nie widzieliśmy. 

Uderzyło mnie to dosyć późno, ale jak już to zaobserwowałem, to resztę seansu spędziłem z oczami szeroko otwartymi. Zauważyłem, że każda miniatura w tym filmie jest zrobiona tak, aby w sposób filmowy oddać wnętrze bohatera – i myślę: „no niemożliwe”. To musi tylko raz na jakiś czas, ale nie! Naprawdę każda sekunda tego filmu jest zrobiona tak, że jednocześnie jest dyktowana fabularnie, ale z drugiej strony też jest wizualnie podyktowana oddaniu emocji i myśli bohatera. To są naprawdę krótkie scenki, miniatury wręcz, ale każda ma coś, co nadaje jej głębi. I tak patrzę i nie wierzę, no naprawdę to się udało. Mówię o detalach, jak sposób picia mleka czy ubierania się, ale one naprawdę dają radę powiedzieć wszystko. 

Przez to możemy też mówić o obrazie, który będzie nudny dla odbiorcy. Na powierzchni tak właśnie wygląda jego treść – bohater gdzieś pójdzie, nic tam nie zrobi, wróci. Wypije mleko. Będzie z kimś gadać o niczym istotnym, by w końcu zapytać, czy może iść do łazienki. Bo ten film jest wypełniony dialogami, w których chodzi o to, co nie jest powiedziane na głos. Bohater może po prostu patrzeć przez okno, ale chodzi tak naprawdę o to, by pokazać, z czym zmaga się wewnętrznie. Obserwowanie tego, wymaganie od filmu takiej treści – to wszystko było dla mnie satysfakcjonujące, wyczerpujące, ale też intensywne. Ten seans naprawdę mi zleciał, od kiedy zacząłem od niego wymagać. Im więcej wymagałem, tym więcej dostawałem i lepiej go zrozumiałem. Przeżywałem jego każdą sekundę. 

Ciężki film, ale piękny. Dajcie mi proszę szansę. I sobie. I innym  ludziom. 

1. Blisko
2. Tama
3. W proch się obrócisz
4. Prześwietlenie

5. Klondike
6. Godland
7. Pamfir
8. Tori i Lokita
9. Alcarras
10. Kafka dla dzieci
11. Enys Men
12. Rimini
13. Holy Spider
14. Peter von Kant
15. Coma

16. Podejrzana
17. Historia drwala
18. Pacification
19. Powrót do Seulu
20. Takie lato
21. Keiko
22. Chora na siebie
23. Ukryty klejnot
24. Rodeo
25. Koniec świata w Dolinie Łez
26. Turkusowa suknia
27. Braty
28. Kawałek nieba
29. Płonąca ziemia
30. Europa
31. Matka i syn

32. Zatroskany obywatel
33. Nie zgubiliśmy drogi
34. Do jutra, Robinsonie
35. Niewiarygodne, ale prawdziwe
36. Stany Zjednoczone Ameryki
37. Nostalgia
38. Boy from heaven
39. Wataha
40. Woda
41. Błędny ognik

42. Historya szwy dla Laponii
43. A E I O U szybki alfabet miłości
44. W trójkącie
45. Słoń

46. Odpowiedź słońcu