Mumia (The Mummy, 1932)
![mumia 1932](https://i0.wp.com/garretreza.pl/wp-content/uploads/2024/04/mumia__300_427.jpg?fit=300%2C427&ssl=1)
Czekał na babę 3700 lat, a ta zmieniła zdanie. Życie.
Pewnie myśląc o tym tytule nastawiacie się na horror typu monster movie. W praktyce jednak jest to bardziej tragedia – dramat o ofierze, klątwie i powrocie zza grobu, aby spełnić coś w teraźniejszości. I jeśli ktoś ma wąty, to go zabić po drodze. Trwa to 75 minut i już na samym początku film nie ma oporów przed rechotaniem na głos z samego siebie – postać dosłownie śmieje się, że mumia wyszła na spacer. Przebudzona ze snu zaczyna kierować ludźmi w taki sposób, aby ci dokonali dokładnie tego, co ona chce osiągnąć. W grę wchodzi wielka miłość pokonująca czas i kolejne ciała, przez które dusza przechodziła.
Nie wiem, czy cokolwiek w tym filmie trzyma się kupy. Kolejne filmy z Mumią ignorują tę część całkowicie (ponoć). Na końcu zło zostaje pokonane, chłop i baba całują się, gra muzyka. Jakakolwiek. To nie jest ta sama nuta, która zazwyczaj obwieszcza tryumfująco zakończenie seansu, bardziej… taka akurat się wylosowała. Boris Karloff robi wrażenie jako hipnotyzująca i potężna istota, klimat robi robotę, całość jest naprawdę intrygująca i ma swój urok typowy dla starych horrorów zawierających liczne podteksty – czy to seksualne albo będące patykiem w oko dla arystokracji z nogą na nodze czekających, aż tubylcy im odkopią zaginiony budynek. Nawet pomimo taniej realizacji, niezręczności oraz syndromu pierwszej próby (aktorzy wyraźnie połowę czasu nie mają pojęcia, co znaczą słowa, których używają) doceniam samą wyobraźnię (poruszanie się mumii! jak ona brzmi! jak wygląda!), nieszablonowego potwora i atmosferę grozy: nieprzewidywalnego, nieświadomego, nieznanego.
Najnowsze komentarze