Gore Verbinski
„I like horror movies and in fact I like them even more now after making one.” – Gore Verbinski

Obecnie Gore Verbinski znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #211
Top
1. Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły
2. Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka
3. Polowanie na mysz
4. Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
5. Rango
6. Prognoza na życie
7. Lekarstwo na życie
8. The Ring
Ważne daty
1964 – urodziny Gregora (Tennessee)
1987 – ukończenie szkoły filmowej (UCLA)
1989 – debiut jako reżyser teledysku
1997 – debiut kinowy
2016 – najnowszy film, ale tworzy nowy
Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły (2003)
Całość trwa dwie i pół godziny – i czuć, jakby trwał dłużej, chociaż tak naprawdę po 130 minutach lecą napisy końcowe. Zacznę od pozytywów i przyznam, że widzę tutaj inspirację epickim kinem przygodowym – nawet w tym sensie, że podobnie jak Sergio Leone, bohaterowie w serii o piratach widzą tylko tyle, ile widzi kamera, dzięki czemu można zrobić efektowne odsłonięcia czegoś, co jest w zasadzie tuż obok i bohaterowie powinni móc to zobaczyć wcześniej, ale wtedy nie byłby to tak piorunujący widok z daleka, co z bliska. Dzieje się więc dużo i jest dużo pochylenia nad tym, co się dzieje, a gdy się dzieje, to – że tak powiem – bez pośpiechu. Moment jest ważny sam w sobie, bez patrzenia na motywację odgórną postaci lub fabuły. Ważniejsze jest, że obecnie ma miejsce efektowna scena akcji. I w tym sensie film z całą pewnością robi wrażenie oraz zapada w pamięci: pojedynek na szpady na wózku wymagającym balansowania, odbicie statku i ratowanie panienki Swan, noc z panienką Swan i kapitanem Jackiem, odkrycie klątwy… Jest tego mnóstwo. Film z całą pewnością zbiera punkty za to, że był tak spełniony i przemyślany już na początku – otwierająca część ma wszystko, co widownia utożsamia z całą trylogią.
Niemniej, powtarzam tutaj ten sam zarzut, który miałem przy drugiej i trzeciej części – przygoda jest solidna, ale odnoszę wrażenie, że był jakiś lepszy sposób jej opowiedzenia. Niby wszystko się zgadza i ciężko na szybko do czegoś się przyczepić, ale jednak… No nie porywa ten film. Na koniec zamiast czekać z ekscytacją, to czekałem, aż się to w końcu skończy. Jack na początku nie był na drodze do uzyskania statku, on najpierw musi uratować panienkę, która chyba bez powodu zemdlała i spadła do wody – potem musi uciekać, bo cała straż go rozpoznała. Ukrywa się, ale jeszcze się pojedynkuje najpierw. Potem ucieczka z więzienia z pomocą Willa, bo temu chodzi o panienkę, która w międzyczasie przez przypadek została porwana, bo sama się wpieprzyła do kajuty pirata… Mam dosyć tego mętliku tylko o tym pisząc. Jack chce statek, Will chce kobietę, kobietę trzeba uratować przed zagrożeniem – i to wszystko jakoś dopiero później połączy się z przygodą, poszukiwaniem skarbu i mitologią pirackiego podziemia.
Najdziwniejsze, że to jest tak stała wada – nie tylko na przestrzeni jednego filmu, ale ogólnie serii – że to musiało być świadomym zabiegiem. Albo chociaż film był pisany od tyłu i dlatego nikt nie spojrzał na film jak widz. Wiecie: musi być taka sekwencja i taka i taka i taka (może ma to związek z rodowodem serii, czyli atrakcji w wesołym miasteczku – trzeba nawiązywać do konkretnych jej elementów), więc jakoś do niej się doprowadza. Doprowadzono do niej? To film udany, takie jest podstawowe kryterium. Film bardziej ma kilka elementów spójnych i mnóstwo świetnych momentów, niż jest całością – oglądamy dla efektów, Jacka, muzyki, zaskoczenia kolejnej sceny, a nie dlatego, że interesuje nas ciąg dalszy.
Pytanie więc brzmi: czy mam ochotę znowu włączyć ten film, chociaż widziałem go wczoraj? Tak, mam. Dla samej zabawy. Film jest więc najwyraźniej udany, rozbudzając wyobraźnię o tym, jak współcześnie można zrealizować kino przygodowe, łącząc efekty komputerowe z praktycznymi, rozpalając w odbiorcy zew przygody oraz miłość do statków, morza i buntowników żyjących według własnych zasad. Awanturniczość w tym obrazie da się lubić, a wizualnie całość dostarcza niezwykłych doznań – jedynych ich przykrą stroną jest współczesna myśl przewodnia, czyli: „od tamtego czasu nie jest wcale lepiej”. Cóż – Piratów chyba zawsze będziemy mieli.
Najnowsze komentarze