Zacząłem oglądać esport

Zacząłem oglądać esport

27/03/2025 Blog 0

Gram w Counter Strike'a od 13 lat. Nabiłem ponad 2000 godzin, ale dopiero teraz zacząłem traktować tę grę poważniej, ponieważ zacząłem oglądać profesjonalne rozgrywki z tej gry. To pierwszy sport, którym zacząłem się w ten sposób ekscytować w swoim życiu. I żałuję, że nie zacząłem tego robić dwie dekady temu. Oto zbiór moich obserwacji i przemyśleń z tym związanych.

Zaczynam z perspektywy człowieka mającego najniższe oczekiwania oraz pamięć o tym, jak lata temu wydarzeniem było, że któraś stacja otwierała specjalny kanał w telewizji poświęcony esportowi. To były czasy, kiedy potrzebowali współpracy ze strony istniejącego medium i ich zgody, aby działać w jego rejonie. Dzisiaj? Własny kanał na YouTubie, tam trwa relacja na żywo. Jest też Twitch oraz różne kanały, gdzie ludzie nabywają prawa do własnych transmisji, byśmy oglądali ich relacją z ich komentarzem. Można też wejść na inną stronę Internetową i oglądać mecz na serwerze, samemu sterując kamerą albo i oglądając akcję z oczu pojedynczego gracza. Z turnieju — a raczej jego finałowej części — jest robione właściwe widowisko, czuć w muzyce i efektach specjalnych celebrację tego, co się właśnie wydarzyło. Nawet nagrywają własne spoty… Rozrywkowe, tak je nazwę. „Skecze” pewnie jest najlepszą nazwą, w pełnej współpracy z zawodnikami, którzy często pokazują dystans do siebie i swojej przeszłości. W przerwach między grami są analizy, chociaż to często tylko wypełniacze czasu i jedna osoba drugiej daje powód, żeby mówiła kilka minut, aby coś się działo podczas przerwy. Technicznie — jest idealnie. Nadal nie wiem, w jakim stopniu skrypty albo sztuczna inteligencja ma udział w tym, co widzimy oraz jak sklejane są podsumowania rundy, którą dopiero skończyliśmy oglądać, jak szybko to się dzieje. Wiem na pewno, że istnieje osoba „operatora”, ale aż trudno mi uwierzyć, by to był efekt pracy jednej osoby.

Komentatorzy… Jeśli użyję słowa „profesjonalni”, to będzie mi brakować słów na określenie wszystkich innych komentatorów w innych dziedzinach sportu, jakich słyszałem, bo przy ludziach omawiających mecze w CS2 są amatorami. Powszechne jest stanowisko, że te mecze nie byłyby tak ekscytujące, gdyby nie komentatorzy pełni pasji i energii — ale przede wszystkim ich wysoka wiedza o tej grze raz za razem mnie zaskakuje. Mało graczy tak na ogół ogarnia wiele aspektów tej gry — jak ekonomia, psychologia oraz wszelkiej maści bieżące info, które posiadają gracze o swoich przeciwnikach — jednak komentatorzy właśnie to dostarczają. Jak to robią? Nie wiem, ale przyznaję: spodziewałem się pitolenia w tle jak podczas piłki nożnej, a nie słuchania, jak dwóch gości ekscytuje się trzykrotnie złożonymi taktykami drużyny, która na papierze stoi w miejscu przez półtorej minuty — bo w tej grze liczą się niuanse, a oni faktycznie je widzą. I robią to właśnie w gorący, przezabawny sposób. Nie byłem zdziwiony, gdy zobaczyłem, że robią to na stojąco, gestykulują (jak podczas rap-battle) i robią generalnie wszystko, abym chciał oglądać również ich obok gry. Oby to się nie skończyło tym, że będę oglądać mecze na trzech monitorach.

Jako widz czuję się więc szanowany. Przyszedłem tutaj dla sportu i organizatorzy zadbali, abym to otrzymał. A tego też się nie spodziewałem. Esport to w końcu nie jest sport, a widowiskowość jest zerowa: to tylko grupa chłopów w skupieniu i często bez widocznych emocji delikatnie klikająca klawiaturę i myszkę. Wszelkie krzyki i inne ekspresje emocji dostają zbliżenie, ale koniec końców oglądamy ludzi przed komputerem. Nie wiem, czy jest szansa, aby poprzednie pokolenia mogły zacząć to oglądać — na pewno rzadko widuję osoby nawet młodsze ode mnie, które z miejsca by tego nie przekreśliły, a może nawet nie miałyby ochoty na zgryźliwe komentarze. Czy esport to sport? Cóż — biorąc pod uwagę, że to jest zajęcie, które wymaga twardej psychiki, kreatywności oraz że można w tym być lepszym od innych poprzez trening, to tak, jest to sport. Tak samo jak to, że gry mogą być sztuką. To po prostu kwestia otwartości i fakt, że tego brakuje przy zmianie pokoleniowej. Sport to to, czym był sport, gdy dana osoba poznała to słowo. Piłka, golf, skoki, szachy i na tym definicja się kończy.

Jednak esport w ogóle wydaje się tym niezainteresowany. Oni to robią od lat, mają milionową widownię i graczy wartych setki tysięcy euro, nie zajmują się tym problemem. Wiem jednak, że większość z tych graczy musiała zmierzyć się z zagadnieniem „zostaw ten komputer i wyjdź na dwór”. Teraz jednak żyjemy w czasach, gdy ich kariera jest w pełni szanowana. Każdy gracz ma tylko swój pseudonim i chyba tylko raz słyszałem, żeby użyto prawdziwego imienia któregoś gracza (to nie jest jakaś tajemnica, po prostu skoro chcą być tak nazywani, to są tak nazywani). Mówimy też o ludziach, którzy często na oczach widowni wchodzą w pełnoletność. Gracze na widowni tak samo — jest w nich zachwyt osiągnięciami tego i tamtego gracza albo drużyny. Obok oczywiście kłótni i wyzwisk, taki urok wolności słowa. Inaczej bym tego nie chciał widzieć. Już w tym roku chciałem jechać do Katowic na turniej — i bym pojechał, ale w niedzielę na noc musiałem iść do pracy, więc zrezygnowałem. Teraz nie wiem, czy byłbym zadowolony, bo spodziewałem się meczów przez cały dzień, a tymczasem były dwa dziennie przez trzy dni. Czy to byłoby warte jechania? I nieco bardziej istotne: czy bym to przeżył?

Widzicie: jedna z drużyn, która tam grała, była naprawdę nielubiana przez publiczność. Nawet nie wiem dlaczego. Widownia kibicowała rywalom tej drużyny niemal całkowicie, gwiżdżąc i bucząc z całej siły w chwili, gdy prowadzący spotkanie zapytał: „komu kibicujecie?” To była ściana złej energii… A ja właśnie chętnie bym kibicował tej drużynie. Tak jak kibicuję wszystkim, tak naprawdę. Nie wiem, jakbym zareagował, gdybym to zobaczył na żywo i co by się stało, gdybym zaklaskał na cześć ich zagrania. Może ma to tło etniczne? Widzicie, wielu zawodników pochodzi z Rosji. Byłem w szoku gdy odkryłem, że najlepszy obecnie gracz pochodzi z Rosji… I jest powszechnie uwielbiany. Z tym ostatnim wiadomo — silna przychylność jednych budzi potrzebę sprowadzenia na ziemię przez drugich. Wyobrażam sobie, że zachwyt komentatorów nad wszystkim, co robi donk — tak się nazywa ów gracz — może już u jednych wywoływać wymioty. Jeśli nawet nie donk, to jest cała plejada innych graczy z tego kraju — kraju, którego wykreślenie z gry większość z graczy wskazałoby na największą konieczność. Gracze CS’a nienawidzą graczy z Rosji — ponieważ ci nie znają angielskiego, nie komunikują się, szybko zaczynają przeklinać i krzyczeć. To jest wręcz uniwersalne stanowisko — gracze z Rosji są tak źli, że nikt nawet nie ma zamiaru czepiać się graczy z Polski, którzy też zasługują na potępienie (jak rozpoznać gracza z Polski? Kraj pochodzenia ustawiony na inny, niż Polska, a gdy napiszesz coś na czacie po angielsku, to po polsku odpisze ci, żebyś zamknął ryj — a jeśli masz go we własnej drużynie, to zacznie obrażać obcokrajowców w języku polskim). Tymczasem — gracze jednak umieją przejść nad tym podziałem, kiedy w grę chodzi sport i faktyczne umiejętności. Drużyna, która wygrała ostatnie mistrzostwa, składa się z czterech Rosjan oraz jednego Ukraińca. Rządy toczą ze sobą wojnę — nie ludzie, nie naród. Wyobrażacie sobie, że zablokowano by ich tak samo jak Rosjan z innych dziedzin życia? Nie ma Festiwalu Filmów Rosyjskich od 2022 roku, gdyby tak zrobiono w świecie CS2, to nigdy byśmy nie poznali donka. To jest ważna perspektywa, również w kontekście przekreślania graczy z jego ojczyzny. Oglądanie esportu sprawiło, że zacząłem dawać szansę tym ludziom.

To powiedziawszy — gdy na cdaction pojawił się news o turnieju w Katowicach, to pierwszy komentarz zadaje pytanie: „Czy my wpóściliśmy obywateli wrogiego nam państwa, by grali sobie u nas w gierki za duże pieniądze?”. Inne newsy wspominające o tym wydarzeniu są napisane tak, jakby pisali o każdym innym sporcie, za to bogate w wypełniacze: „Emocji w Katowicach nie zabrakło”. I są pozbawione komentarzy. Cdaction przynajmniej starało się napisać coś więcej, nawet jeśli jest to biedna obserwacja, że donk mało zabijał. Jest więc szansa, że gwizdanie miało źródło w fakcie, że oglądają Rosjan. Pod filmikiem z ostatnich Mistrzostw w Szanghaju jest trochę komentarzy porównujących widownię z tamtego miasta do tej z Katowic, tę drugą nazywając rasistami.

Cały czas piszę z perspektywy człowieka, który zaczynał grać jeszcze zanim miał Internet (w ogóle, a co dopiero taki na stałe). W tamtych czasach ludzie nie byli online w piątek wieczorem -a jak byli, to ten fakt ukrywali ze wstydem. Ludzie spędzający czas przy komputerze tak ogólnie byli widziani jako gorsi i tak naprawdę nawet nie zauważyłem, gdy to się zmieniło. Gracze esportowi mają różne ciała i aparycje — jeden wygląda jak przychlast z gimnazjum, drugi ma ręce z makaronu, trzeci jest pulchny, czwarty wygląda jak na wózku, piąty i szósty wyglądają jak dziewczyny — ale obok są też ludzie atrakcyjni, zadbani, z pomysłowymi fryzurami, wyraźnie aktywni i zdrowi fizycznie. Te wszystkie zawody stawiają między nimi znak równości i pomiędzy sobą gracze mogą być mniej i bardziej złośliwi (ewentualnie bez faktycznej złośliwości wyrażać wątpliwość, czy dany zawodnik jest męskiej płci), ale sami zawodnicy lub komentatorzy skupiają się tylko na wyzywaniu na podstawie czyichś umiejętności w grze.

(I tego, są tutaj też samice. Jest nawet cały team kobiet znany z tego, że grają tam kobiety, oraz komentatorki. I tylko to ostatnie mnie faktycznie zaskakuje, akurat w TF2 cały czas grałem w towarzystwie różnych kobiet)

Wyzywanie się akurat jest bardzo rzadkie. Tak naprawdę widuję dosyć przyjazne nastawienie oraz szacunek między tymi osobami w najlepszych drużynach. Nerwy puszczają im tylko podczas grania, ale to jest dla mnie oczywiste — zresztą najpierw są źli na siebie, ktoś z naprzeciwka krzyczy ci, że ssiesz i odkrzykujesz mu coś z powrotem. Problem w tym, że nie znają angielskiego — albo znają go słabo — więc nie umieją krzyczeć w jakimś wspólnym języku poza kilkoma wulgarnymi słowami, więc też ciężko jest się pokłócić. Czołowy krzykacz, z tego co zauważyłem, mówi po francusku. Śmiesznie wygląda, ale to wszystko. Spodziewałem się czegoś więcej — niszczenie klawiatur i monitorów oraz skakanie sobie nawzajem do gardeł to absolutne minimum, a tymczasem najwyżej ktoś wstanie i coś krzyknie. Nawet się nie będzie mógł wyprostować, bo kable od słuchawek go zatrzymają w połowie drogi.

Niski poziom angielskiego akurat witam z mieszanymi uczuciami. Sam zawsze miałem problemy z nauką języków obcych (tak, liczba mnoga — podchodziłem do wielu) i ostatecznie dosyć późno ogarnąłem angielski we własnym zakresie, dzięki muzyce i filmom, ale też właśnie grom wymuszającym używanie tego języka. I przez ten cały czas źle się czułem z tym, ponieważ byłem pod wrażeniem, że tylko ja nie umiem tego ogarnąć. Tymczasem zawodnicy udzielający wywiadów po wygranym meczu, gdzie wygrali grube pieniądze i są oglądani przez setki tysięcy ludzi na żywo, odpowiadają jakby znali łącznie 50 słów w języku angielskim i z tego składają odpowiedź na pytanie: „Jak się czują po tym zwycięstwie”. Nie mam zamiaru nikogo poniżać z tego powodu — mówię tylko, że tego nie rozumiem. Czy angielski nie jest już podstawą na świecie? Większość z tych drużyn zresztą jest międzynarodowa i rzadko trafia się taka, która mogłaby mówić o sobie, że reprezentuje jakiś kraj. Mówią innymi językami, mają inną ojczyznę, jak się więc efektownie komunikują?

Zacząłem się teraz bardziej starać, grając w CS2. Uczę się tego wszystkiego i czerpię z rozgrywek jeszcze więcej frajdy. Oglądam więc mniej kina — muszę w końcu znaleźć czas na te wszystkie skróty meczów oraz granie w inne gry. Żałuję, że odkryłem esport dopiero teraz i nie było mi dane przeżywać tego wszystkiego „na żywo”. O meczach KennyS czy Simple jedynie słyszałem pogłoski, to po prostu przeszłość. I myślę o tym wszystkim już w ten sposób — jest duża szansa, że o tych wszystkich dzisiejszych gigantach za kilka lat nikt nie będzie pamiętać, co wtedy będą robić z życiem? Czy po byciu na szczycie w wieku 25 lat będą mieć wartość, gdy umiejętności już będą inne, więc… Zaczną pracować w spożywczym? W końcu esport jak każdy inny tego typu zawód: poświęcasz mu się w całości od młodych lat i nie możesz opuścić gardy. Ciężko nawet ich nazwać graczami, skoro mogą mieć po 17 czy 25 tysięcy godzin zainwestowanych (żeby nie użyć słowa: przegranych) w jeden tytule, ale nic innego nie grali. To sportowcy, a ta jedna gra to życie i pasja, w którą nie „grają”, tylko trenują.

Tak samo jak odkryłem, że istnieją już gracze w CS2, którzy zmarli. Niektórzy nawet nie osiągnęli pełnoletności, zanim zginęli np. w wypadku.

Esport to więc zupełnie nowy świat, który odkryłem. I wiem, że jakbym odkrył go 20 lat wcześniej, to moje życie wyglądałoby inaczej. Nie w tym sensie, że aspirowałbym do bycia zawodowym graczem.

PS. Jednocześnie cała rozgrywka ma ciemną stronę i nie udaję, że jej nie widzę. Chodzi o to, że dużym składnikiem tej gry jest hazard, od którego uzależnia się pewna część graczy. Nie będę tego wyjaśniać, bo to rozprawka na wiele stron A4 – ale są zewnętrzne strony, które sponsorują zarówno zawody, jak i poszczególnych graczy, którzy na swoich streamach oraz filmikach reklamują je w zamian za pieniądze. To jest niestety obopólne — gracze oficjalnie są pełnoletni i wydają pieniądze (własnych rodziców), a bez tego te wielkie zawody ponoć nie mogłyby ruszyć z miejsca. A tym samym ci zawodnicy byliby tylko graczami po południu, gdy wrócą z „prawdziwej” pracy. Nie wiem, w jakim stopniu to prawda, a jak bardzo „wygodna prawda”, którą gracze sobie wmawiają, żeby uspokoić sumienie, a wygodna jest ona dla wszystkich, łącznie z tymi zarabiającymi wiele milionów miesięcznie na tym hazardzie. Tak, nasze ukochane turnieje bez nich nie mogą istnieć, musimy w to wierzyć.