Carl Th. Dreyer

Carl Th. Dreyer

11/09/2024 Blog 0

Carl Dreyer’s art begins to unfold just at the point where most directors give up„. – Pauline Kael

Carl Theodor Dreyer

Obecnie Carl Th. Dreyer znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #174

Top

1. Męczeństwo Joanny d’Arc
2. Wampir
3. Michael
4. Kartki z dziennika Szatana
5. Słowo
6. Wdowa po pastorze
7. Dzień gniewu
8. Gertruda

Ważne daty

1889 – urodziny (Kopenhaga)

1911 – małżeństwo, będą razem do jego śmierci

1919 – debiut reżyserski

1964 – ostatni film (Kopenhaga)

1968 – śmierć

Gertrud (1964)

2/5

Z serii: pozbawione życia. Sądząc po zdolnościach reżyserskich Dreyera, byłby on świetnym nadzorcą lotów kosmicznych.

Jeśli zobaczycie kiedyś zaplecze startu rakiety, czyli masę ludzi patrzących się w komputery i podążających za protokołem, aby niczego nie przeoczyć i zapewnić bezpieczeństwo operacji… To wygląda to trochę jak oglądanie filmów Dreyera, tylko jest mniej ekscytujące. „Punkt 4671, naciśnij przełącznik B4, aby zaświeciło się światełko konsoli A36. Czy światełko się świeci?” – tak wygląda taki start rakiety albo inny skok ze spadochronem z orbity. „Gertrud” z kolei wygląda tak: wejdź do pokoju, patrz przed siebie, bez patrzenia wykręć rękę za siebie sięgając za klamkę, zamknij drzwi, wykonaj trzy kroki w stronę przeciwległej strony pomieszczenia, stój 36 sekund, usiądź, teraz przesuń wzrok 15 centymetrów w swoje lewo. Twoja partnerka gada cały czas, ale masz to w dupie i równie dobrze mogłaby nic nie mówić” i tak dalej. To kino jest tak bardzo pozbawione życia i człowieczeństwa, że aktorzy mogliby nawet nie znać języka, w jakim grają. Mogli się nauczyć fonetycznie wymowy w nieznanym sobie dialekcie i w ten sposób dostarczyć nam swoje przedstawienie.

Pod względem treści to kolejne arcydzieło o niedojrzałych ludziach mających problemy z dupy. Forma współgra z tym wszystkim, bo bohaterowie nie są w stanie nawiązać ze sobą relacji do tego stopnia, że w ogóle nie patrzą sobie w oczy, ale trzeba być konkretnie odklejonym od rzeczywistości, aby pomyśleć, że to się będzie dało oglądać.

Najbardziej mnie dziwiło, że ktoś, kto zaczynał w epoce kina niemego, mógł na starość skleić tak przegadany film. 40 lat wcześniej nie dałby rady zrobić niczego tak kuriozalnego – i wtedy mi kliknęło, że to mógł być udany film niemy. Skupiony na ekspresji, zbliżeniach, jakby wywalić te wszystkie dialogi w cholerę… Ten film po prostu mówi za dużo, mając do powiedzenia okrutnie mało. Jak dobrze dla Dreyera, że był zmuszony zaczynać w epoce bez dźwięku.