Toy Story 4 (2019)
Keanu Reeves
Jeden dobry pomysł, masa przeciętnych. Nie żałuję, nie polecam.
Gdyby Toy Story było serialem z lat 80. lub 90., to Toy Story 4, byłoby epizodem z ósmego sezonu, który można by pominąć. Ten film nie ma żadnej wagi, która umożliwiłaby temu tytułowi bycie główną częścią serii. Jest, bo jest, ale pomysłu na nią nie było żadnego. Scenariusz skacze z jednego mało istotnego wątku do drugiego; zapominamy o postaciach, by do nich wrócić na koniec i udawać, że wcale o nich nie zapomnieliśmy, damy łzawe oraz wymuszone momenty w zakończeniu… I jakoś to będzie.
Najważniejszy w tym filmie jest wątek moralnego dylematu zabawek: czy zostać i uszczęśliwiać dziecko, czy też oddalić się i uszczęśliwić samego siebie. Podkreślona jest tutaj istotność zabawek w życiu dziecka, kiedy te towarzyszą im w ważnych momentach życia: jak czują się zagubione albo wystawione na nowe doświadczenie. Wątek ten nie jest tak naprawdę zgłębiony i można wątpić, czy twórcy są emocjonalnie gotowi, aby o tym opowiadać, ponadto tę opowieść porzucano kilka razy w trakcie filmu… Ale bez wątpienia ona w tym filmie jest. Tu i tam. Reszta filmu to bieganie od jednego wątku do drugiego, porzucanie go na rzecz kosmicznego zbiegu okoliczności, rozbudowywanie uniwersum filmu o niepotrzebne pytania, wobec których twórcy nie mają żadnych odpowiedzi… I jeszcze na widza zrzucono odpowiedzialność za większość warstwy emocjonalnej filmu. Tę albo budowały inne filmy z serii, albo widz musi wszystko robić od zera. W czwartej części żadna postać nie ma jakiejkolwiek relacji z kimkolwiek. Gdy się rozstają, to nie ma dramatu. Gdy do siebie wracają, to nie ma dramatu. Chyba że widz łaskawie to kupi, bo to w końcu film zrobiony za marne 200 milionów dolarów, za takie pieniądze nie można kupić scenarzysty (znaczyli, kupili bodaj 10, jeśli wierzyć napisom końcowym, ale wiecie, co mam na myśli).
Jeśli w pierwszym filmie przeszkadzało wam, że zabawka niewierząca w to, że jest zabawką, zamiera w obecności człowieka, to w tym filmie problem ten podniesiono do potęgi. Problem z nieruszaniem się w obecności człowieka zresztą w ogóle został olany w tym filmie, zabawki biegają, jak chcą i robią, co chcą. A że równocześnie nikt ich nie widzi, to żaden problem, najwyżej widz poczuje się urażony, bo zniszczono w ten sposób sporą część poprzednich Toy Story. Do tego wysilone, łzawe scenki pożegnań, doskonała technicznie animacja (ten deszcz na początku!) i ostatecznie… Nie żałuję seansu. Nudziłem się, krótko mówiąc, ale już z perspektywy czasu było tu akurat tyle, żebym mógł być zadowolony z obejrzenia – dzięki temu już wiem, że ten i ten moment miał miejsce w życiu tych postaci. Polecać jednak nie mogę, jedynie zalecić poczekanie na VOD. Tylko i wyłącznie, jeśli naprawdę lubicie poprzednie filmy.
PS. Najlepsze pomysły są na napisach końcowych. Serio. Zróbcie z nich filmy. Są bez sensu, ale skoro Archer dał radę cały sezon oprzeć o fantazje bohatera będącego w śpiączce, to dacie radę zrobić film na podstawie napisów końcowych Toy Story 4.
Najnowsze komentarze