Seks w wielkim mieście („Sex in the City”, 1998-2004)

Seks w wielkim mieście („Sex in the City”, 1998-2004)

20/06/2020 Opinie o serialach 0

Z humorem i swobodą o seksualności. Nawet dziś to dobry tytuł do oglądania z partnerem.

4/5

sezon I (1998) ★★★★

sezon II (1999) ★★★

Manhattan, lata 90., świat akceptuje powoli nowe wariacje seksualne, a bohaterką serialu jest właśnie osoba pisząca o seksualności do gazety. Ma własną kolumnę i jest nawet rozpoznawana na ulicy. Oglądamy więc jej losy, jak codzienność w postaci zakupów, imprez i niekończących się dyskusji z koleżankami inspirują ją do następnych artykułów – ale nie tylko. Seks w wielkim mieście to również autentyczny Nowy Jork, romanse oraz spojrzenie na życie z perspektywy (relatywnie bogatych) samotnych kobiet po trzydziestym roku życia.

I jedno trzeba tej produkcji oddać: otwiera dialog na tematy niezręczne lub nieznane, w szeroki sposób związane z seksualnością. To naprawdę dobra rzecz do oglądania z bliską osobą, bo nagle podczas seansu możemy dowiedzieć się o czymś, o co w ogóle nie pytaliśmy drugiej połówki albo siebie. Możemy też spojrzeć na swoją osobą w innym świetle i dostrzec, jak bycie w związku wpływa na inne osoby. Całość jest tak swobodnie poprowadzona, że możemy być zdziwieni, widząc datę premiery – tak, ten tytuł ma ponad dwie dekady na karku. I pod wieloma względami wyprzedza również dzisiejsze czasy, kiedy podchodzimy do seksualności w raczej agresywny sposób – to wciąż coś, o czym mówimy cicho, chociaż z każdej strony jesteśmy wystawieni na bezsensowną seksualizację tego lub tamtego, aby to sprzedać. Oglądamy przemoc w towarzystwie i nie czujemy się źle, oglądając scenę erotyczną na sali kinowej, czujemy już niekomfortowość – i z tą myślą okazuje się, że każdy z nas mógłby skorzystać na obejrzeniu odcinka lub dwóch Seksu w wielkim mieście. Humor, dobre dialogi i naprawdę solidne aktorstwo bardzo to ułatwia.

Cwanym pomysłem było wybranie głównej bohaterki jako autorki felietonów w gazecie. Dzięki temu naturalnie wypada jej narracja z OFF-u, łamanie czwartej oraz ciągłe zastanawianie się nad problemem związanym z relacjami damsko-męskimi. Nie trzeba wyjaśniać, dlaczego bohater jest zaangażowany w dany temat, albo jak kolejne wnioski przychodzą mu do głowy. Owszem, jest akcja i rozwój wydarzeń, które inspirują Carrie, ale też myśli mogą przychodzić jej do głowy w naturalny sposób, a następnie może się nimi dzielić z nami: odbiorcami jej serialu lub felietonu. To wszystko po prostu pasuje.

Jedynym problemem jest tylko główna bohaterka, której każda randka wygląda jak marzenie, które zwykła dziewczyna przeżywa raz na całe życie. Carrie jest największą cnotką z grupy, ale to jej seks jest zawsze najbardziej niezwykły. Pisze do gazety, ale naprawdę rzadko sama ma coś do powiedzenia – najczęściej od innych bohaterów słyszymy, jak ubierają w słowa ciężkie tematy. Ona najwyraźniej tylko je kradnie, bo na co dzień jakoś nie błyszczy retoryką lub oczytaniem. I jakby tego było mało – często jest zwyczajną wariatką, która zrobi aferę o byle co, a gdy będzie w błędzie, to poczeka, aż facet ją za to przeprosi. Pieniądze wydaje chyba tylko na buty i taksówkę, ale posiłki je wyłącznie w restauracjach, a wieczory – jeśli nie na wspomnianych najlepszych randkach – spędza na imprezach i ważnych wydarzeniach towarzyskich (chociaż to akurat problem wynikający z próby ściśnięcia życia nowojorczyka za każdym razem w danym odcinku).

Obejrzałem teraz dwa sezony (pierwszy powtórzony po latach) i z czasem nadal dobrze się to ogląda, humor jest, ale temat danego odcinka często traci na znaczeniu albo jest opowiadany w mało subtelny sposób (temat abstynencji seksualnej i równocześnie każda z czterech bohaterek znajduje sobie chłopa niezainteresowanego seksem albo świadomie z niego rezygnującym). A niestety nie jest tak, że gdy tematyka traci na sile, wtedy serial ma coś innego do zaoferowania. Bohaterki prowadzą nudne życie i trudno sobie wyobrazić, żeby dały radę istnieć bez znajdowania nowego faceta co tydzień, żeby mieć z nim te same problemy. Momentami też jest problem z poważnym traktowaniem serialu, gdy ten zapędza się w bycie opowieścią o czterech kobietach z problemami, które własne doświadczenia w relacjach z innymi ludźmi rozciągają na całą ludzkość. Nie mam ochoty oglądać dalej również dlatego, że widzę chwilowe problemy z empatią w kierunku męskich emocji – i obawiam się, że później ten problem może tylko się pogłębiać. To i fakt, że serial jednak stara się utrzymać wizję relacji damsko-męskich, w których kobiety mogą wariować, faceci muszą się domyślać, a problemy są tylko wtedy, gdy kobiety czują się nieszczęśliwe.

A ja nie chcę przestać lubić tego serialu. Jest naprawdę miły. Niech taki pozostanie.