Seven Seconds (2018)

Seven Seconds (2018)

13/01/2019 Opinie o serialach 0
seven seconds
Jonathan Demme & Gavin O’Connor
Michael Mosley & Regina King

Kryminał zaangażowany i z potencjałem. Kilka odcinków oglądałem z zaangażowaniem nawet.

Tytułowe siedem sekund można zrozumieć dwojako. Może chodzić o siedem sekund potrzebnych kierowcy na to, żeby widzieć wszystko, co się dzieje wokół niego w trakcie jazdy (sprawdzenie lusterek itd.). Siedem sekund może też odnosić się czasu potrzebnego do zauważenia, czy potrącona przez samochód osoba jeszcze żyje. Na obu tych wydarzeniach opiera się fabuła serialu. Jest jeszcze trzecie: w którym osoba postronna poleca zignorować wydarzenie, uniknąć odpowiedzialności i kontynuować dzień jak gdyby nigdy nic.

Peter jest policjantem, przeniósł się właśnie z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych na wschodnie i działa w okolicy Nowego Jorku. Jedzie do szpitala, gdzie jego żona jest w ciąży. Po drodze przez przypadek potrącił nastolatka. Peter dzwoni po kumpla, policjanta, który przybywa z resztą ferajny. Wszyscy pracują w wydziale narkotykowym. Kumpel ma na imię DiAngelo i podejmuje decyzję: zostawiamy nastolatka jak leży. Umywamy ręce, nie bierzemy za to odpowiedzialności. Peter ma dziecko i nie może się nim opiekować zza krat więzienia, a dziecku już nic nie przyjdzie z tego, że Peter się przyzna. Później tego dnia dowiadujemy się, że nastolatek wciąż żył. Mało tego – udało mu się przeżyć aż do przyjazdu policji i trafić do szpitala, gdzie miał operację. Rodzina zmarłego domaga się sprawiedliwości, Peter z kumplami zaczynają kombinować (również z własnym sumieniem), a prokurator wszczyna śledztwo i szuka mordercy.

Zalążek fabularny kojarzył mi się z The Shield, jednak nie jest to pochwałą. Ten drugi serial jest co prawda arcydziełem kinematografii, ale Seven Seconds przypomina go tylko w jeden sposób: jest nim, gdyby marnował każdą możliwą okazję do stworzenia złożonej opowieści. Po szczegóły odsyłam do ramki*, tutaj tylko napiszę, że fabuła „Seven Second” pozbawiona jest prawdziwych zwrotów akcji. Wszystko na koniec idzie mniej więcej tak, jak można było się spodziewać. Momentami to może naprawdę zaboleć, jak mocno twórcy naginają zachowanie bohaterów tak, aby pasowało im do ich planu. Jaki jest to plan? O tym za moment.

Zwroty fabularne to jedno, ale po drugie brakuje postaciom głębi. Ten serial byłby czymś zupełnie innym, gdyby perspektywa narracyjna stało za DiAngelo i dano mu więcej charakteru – gdybyśmy mogli widzieć w nim kogoś więcej niż brutala, który robi wszystko, byle tylko się nachapać i przetrwać bez patrzenia na innych. Niestety, jest postacią poboczną i służy fabule, a scenarzyści dają mu jedno jedyne zdanie, żeby sprawiedliwości stało się zadość: w kolejnych odcinkach powie, że gdyby wiedział, iż nastolatek wciąż żyje, to by go tak nie zostawił. To tylko jedno zdanie, ale wciąż jest to co najmniej próba stworzenia trójwymiarowej postaci – i tak sprawa wygląda z dominującą większości bohaterów. Poza kilkoma osobami na pierwszym planie (detektyw, prokurator, matka zabitego, Peter) wszyscy w tym serialu są prości, służą fabule i nie pozwalają na żadne skomplikowanie fabularne.

I jeszcze jedno, bardzo istotne: każdy w tym serialu to dupek. Jedyne rozróżnienie polega na tym, że albo jest dupkiem wyjściowym, albo zaczyna się zachowywać jak dupek w odpowiedzi na to, że ktoś inny zachować się nagannie. Każdy. Absolutną królową tego jest główna bohaterka, która robi dwie rzeczy: po pierwsze jest absolutnie nieudolna we wszystkim, co robi, a po drugie płacze i upija się do nieprzytomności i robi inne rzeczy, żeby następnego dnia być jeszcze bardziej nieudolna. A spróbujcie jej powiedzieć, że ma nieświeży oddech, to będziecie mieć szczęście, jeśli was nie zje na miejscu. Nie przechodzi też żadnej drogi przez czas trwania serialu, nie zmienia się i niczego nie osiąga. Ostatni odcinek zaczyna pijana w kałuży moczu, bo ktoś jej pokazał język. Nikt w tym serialu się nie zmienia.

To powiedziawszy, fabuła jest właśnie najlepszym elementem całości. Co prawda przez to całe napięcie towarzyszące myśleniu o możliwościach, co z tym można by zrobić, ale muszę oddać – oglądałem zaintrygowany. Były nawet odcinki, które zaczynałem oglądać, jak tylko skończyłem poprzedni. Ostatnie trzy odcinki wszystko to zepsuły, ale po więcej odsyłam do ramki. Teraz pochwalę Seven Seconds za umiejętną konstrukcję. Widzicie, jest to serial zaangażowany społecznie, ale nie tak, jak The Wire, które tworzyło świat filmowy podobny do rzeczywistego i w ten sposób możemy bardziej zrozumieć to, co nas otacza. Seven Seconds buduje raczej świat filmowy na rzecz swojej własnej misji i to do niej ma wszystko w nim pasować. Zamiast więc poznawania postaci sędziego, żeby móc zrozumieć, dlaczego ten daje niski wyrok, twórcy wolą nam przedstawić wydarzenie. Sędzia daje niski wyrok, ktoś postronny dodaje: „Bo oskarżony był biały” i na tym kończymy. Wiadomość wysłana, odebrana, idziemy dalej.

Niemniej, naprawdę udało się tutaj stworzyć świat, w którym pytanie „kto zabił” jest najmniej istotne. Znamy odpowiedzieć od samego początku, to nie jest istotne – ważne jest wszystko poza nim: że morderca miał inny kolor skóry, niż zabity; nie to, co prokurator mówi, ale jaką ma opinię; nie fakty, ale opinia o nich. Gdy policjant zostaje oskarżony o morderstwo, nikogo tak naprawdę nie interesuje prawda. Jedni mówią o tym, że zabity był członkiem gangu. Inni odbierają oskarżenie jako atak na policję i bronią się przed tym. Morderstwo samo w sobie jest nic niewarte. Trzeba udowodnić, że było na tle rasowym. Brzmi to prawdziwie i bardzo blisko rzeczywistości. Dlatego tak przeszkadza uproszczenia i nagięcia fabularne oraz w charakterystyce postaci. Wierzę, że twórcy tak widzą rzeczywistość, ale czy ona taka właśnie jest? Seven Seconds nie robi na mnie takiego wrażenia, abym mógł w ten tytuł uwierzyć. Również ze względu na głupoty oraz emocjonalne zachowanie w sądzie, tak dalekie od prawdziwych sądów, jak to tylko możliwe. Tak, chcieli dobrze: chcieli zwrócić uwagę na problem, który istnieje, ale polegli. Żeby nie zdradzając za wiele: polegli dlatego, że nie umieścili tego problemu we własnym serialu tak naprawdę. Zaczęli naginać wydarzenia z serialu, żeby się zgadzały z tezą, a w ten sposób przestały być wiarygodne.

Ostatnie trzy odcinki

Widzę tu wyraźną konsekwencję decyzji o tym, że produkcja ma mieć X części i koniec. Fillery były już wcześniej (całe cackanie się z Natalie to filler), a w siódmym epizodzie mamy właściwe zakończenie. Potem mamy jednak festiwal głupoty i lanie wody, od którego boli głowa. Pojawiają się nowe postaci (bez osobowości oczywiście, służą jedynie „misji” serialu; więc mamy np. panią adwokat, która broni policji – chociaż dobrze wie, że dokonali morderstwa! Dlaczego? Nie trzeba mówić. Wystarczy ubrać ją na czarno i kazać aktorce grać ją jak sukę) a historię wam teraz streszczę: sędzia wypuszcza oskarżonych policjantów za niską grzywną (bo są biali, wiadomo), ci porywają Natalie (jedynego świadka) poprzez podejście do niej na ulicy (chociaż miała niby być zamknięta i obserwowana 24/7 w specjalnym ośrodku), następnie ją mordują w lesie, lekarz medycyny sądowej mówi: „Cóż, była narkomanką, więc powód śmierci przedawkowanie”; nikt nie bada DNA na ciele zmarłej, chociaż mogłoby być go więcej tylko wskutek gwałtu zbiorowego. Bez świadka prokurator wypuszcza DiAngelo i resztę, zostaje tylko Peter. Decyduje się oskarżyć go o mord na tle rasowym i zaczyna podkreślać, że Brenton był czarny. Adwokat mordercy pyta: „Jak niby miał wiedzieć, że wjechał w murzyna, skoro murzyn miał kaptur?” i to zostaje odrzucone, adwokat wygrywa, ale morderca wciąż jest mordercą. Potem jest jeszcze manipulowanie rodziną i najbliższymi mordercy, żeby sami się wkopali, ale ogólnie rzecz biorąc, niewiele z tego wynika. W ostateczności już sami twórcy starają się obrócić sprawę w zabójstwo na tle rasowym i ukarać Petera za wszystkie tego rodzaju wykroczenia, strzelając sobie tym samym w stopę. Morderstwo przestaje być morderstwem w tym serialu z ręki jego twórców i tyle. To oni zabiegają o to, żeby morderstwo czarnego było czymś innym niż morderstwo białego. Z drugiej strony, nigdy nie jest podkreślone, że zabity był nieletni. To najwyraźniej już nie jest warte nawet melodramatycznej przemowy – ale że był czarny, to już trzeba podkreślić, żeby coś w ten sposób ugrać. Ostatecznie Peter idzie do więzienia na rok (ZA MORDERSTWO!!!) i wszyscy przegrywają oraz wygrywają jednocześnie, a murzyni na sali wstają, kiedy czarna prokurator wychodzi z sali, no żesz…

Jonathan Demme

Wśród reżyserów tego mini-serial warto jeszcze wymienić Gavina O’Connora (autora Wojownika z 2011 roku), ale przede wszystkim chcę tu wspomnieć o udziale pana Demme, którego to praca jako reżyser drugiego odcinka była najwyraźniej ostatnim aktem twórczym twórcy Filadelfii i Milczenia owiec. Robota poprawna, nie zauważyłem różnicy względem innych odcinków, ale hej, Demme to Demme.

*aneks*

Spoilery, ale chciałem podać tylko kilka przykładów na to, w których miejscach twórcy mogli zaszaleć z fabułą. A gdyby Peter jednak się przyznał? Albo jeszcze lepiej: gdyby się przyznał w połowie serialu? Gdyby Mike z Marie zaczęliby szantażować Petera, by ten trzymał ryj na kłódkę? Gdyby jednak go zabili? Albo, gdyby ten bezdomny jednak faktycznie poszedł siedzieć na stałe za morderstwo, którego nie popełnił? Mógłby zacząć własny wątek, może pisałby listy do mediów, może zostałby wypuszczony w kolejnych odcinkach i szukał zemsty? A gdyby Natalie była bardziej samodzielna? Jej rodzice też mogliby cokolwiek zrobić, zamiast uprawiać marsz w dwóch scenach.

Oglądać czy nie oglądać? Ja nie żałuję, chociaż trzy ostatnie odcinki momentami przewijałem. Mimo to, sam finał był ciekawie pomyślany i nie dziwię się twórcom, że tak mocno pragnęli do niego doprowadzić. Seven Seconds ma potencjał i oferuje konkretną rozrywkę przez większość czasu. Nie warto na pewno tej produkcji zignorować, jeśli lubicie zaangażowane produkcje odnoszące się do współczesnych problemów oraz kryminały rozpisane na liczne strony konfliktu. Chociaż oczywiście lepiej zabrać się za The Shield, zapewne jeszcze tego nie zrobiliście. Tam kolor skóry większości postaci faktycznie był istotny dla rozwoju fabularnego.

PS. Połowa scen byłaby lepsza, gdyby tylko bohaterowie wstali z krzeseł. Cały serial to siedzenia i gadanie bez żadnej aktywności, nawet jeśli to nie jest logiczne. Ważne wydarzenie, musimy się śpieszyć, ale najpierw będziemy siedzieć i czekać, aż ktoś przyjdzie, potem jej to powiemy, że trzeba się śpieszyć, kilka uwag jeszcze wymienimy i dopiero teraz będziemy się faktycznie śpieszyć.