Earl i ja, i umierająca dziewczyna
Olivia Cooke
„Ja” w tytule odnosi się do Grega – nastolatka kończącego liceum. Jest szczęśliwy ze swojej neutralności wobec wszystkich, jest idealnie niewidzialny.
Earl jest jego współpracownikiem, z którym kręci hołdy dla wielu klasyków – przez co rozumieją wzięcie jakiegoś tytułu, przekręcenie go tak by wciąż przypominał swoją oryginalną formę… a dalej już improwizują. Takie nagrania powstają szybko, niskim nakładem kosztów, i nikt ich nie ogląda. A co do umierającej dziewczyny… dobra, powiedzmy to już teraz: ona przeżyje. Nie skupiajcie się na niej za bardzo, ok? Sam narrator to punktuje dosyć wyraźnie i wcześnie w historii. Niemniej, jest istotna, ponieważ ma białaczkę. Teraz matka Grega zmusza go, by ją wsparł… chociaż ledwo są świadomi swojej wzajemnej obecności. Niemniej, skutkuje to spotkaniem się tych dwojga. Wtedy wiele rzeczy się zacznie.
Ten film warto obejrzeć dwa razy. Może nawet jest to konieczne, by w pełni dostrzec ilość smaczków i „foreshadows-ów” (choćby fakt, że czwarty rozdział nosi tytuł „punkt bez powrotu„). Pierwszy seans minął mi w pozytywnej atmosferze, ale żałowałem, że postać Rachel – tytułowej dziewczyny – nie jest ciekawa. Ma wygląd właściwy dla współczesnego coming-of-age, czułem też do niej sympatię, ale też nie poznaliśmy jej za bardzo, nie robi wiele, głównie jest tam i reaguje… I ma to sens, cel i wytłumaczenie. Nie powiem jakie, jednak było to widać już wcześniej. Właściwie przez cały seans ów powód był tuż przed naszymi oczami, niewidzialny i sprytnie ukrywany. W świetnych dialogach, szybkim montażu i kreatywnej stronie wizualnej, gdzie nie pozostawało wiele miejsca na przypadek.
Obejrzyjcie ten film uważnie. Zwróćcie uwagę na dłuższe ujęcia, zapamiętajcie, jaka była ulubiona zabawka Rachel i zauważcie, że każda postać w tym filmie chce zwrócić na siebie uwagę innych. Pojawia się w scenie i zawłaszcza ją dla siebie. Chce, by to było o niej. Wiele tu ekscentrycznych postaci, szczególnie na drugim planie: rapujący diler, brat Earla z psem, ojciec pijacy yerba matę. Często ich nawet nie potrzebowano w danej chwili, ale przychodzą i nie mogą odejść. Znacie to?
Reżyser dedykuję ten film swojemu ojcu, co – jak zgaduję – odnosi się do kontaktów z umierającą osobą, ale to nie jest sedno filmu. Twórca zdaje się też chwalić swoim uczuciem do kina i nie mam tu na myśli jedynie kręcenia własnych dzieł przez Grega. Znajdzie się też miejsce dla inteligentnego łamania czwartej ściany (kpienie z oczekiwań widzów, że Greg i Rachel zakochają się w sobie), a energia bohaterów na tym polu inspiruje i zachwyca – zaakceptowali, że kręcą coś słabego, ale dalej się w to bawią. I to też nie jest sedno tego filmu. To tylko zasłony ludzie używają, by zdystansować się, odciąć od życia, od prawdy, od bliskich. Od rzeczywistości i samego siebie. Z wyjątkiem Rachel.
Najnowsze komentarze