Bagdad Cafe („Out of Rosenheim”, 1987)

Bagdad Cafe („Out of Rosenheim”, 1987)

16/09/2018 Opinie o filmach 0
Bagdad Cafe
CCH Pounder

Jarmuschowe zestawianie ludzi. Kłócą się, krzyczą, grożą deportacją z kraju, ale koniec końców wypiją razem piwo i wszyscy będą szczęśliwi.

 

Tytułowe Bagdad Cafe to motel na środku pustyni w Stanach Zjednoczonych. Jasmin jest Niemką, która pojawia się tam z walizką pełną męskich ubrań i łamanym angielskim. Melduje się, a następnie odmienia życie pracujących tam ludzi.

Właścicielką motelu jest Brenda – właśnie opuścił ją mąż, dlatego jest poddenerwowana absolutnie wszystkim. Jej córka rozmawia, nie zdejmując słuchawek z uszu, drugie dziecko jest za młode, żeby przestać płakać w kojcu, a w knajpie kelner, zamiast pracować, gra na pianinie. Interes podupada. Wokół nie ma wielu ludzi, ale wszystkich łączy jedno – nie dogadują się. A Bagdad Cafe jest o tym, jak ci wszyscy ludzie zaczynają ze sobą gadać. To wszystko. Niektórym wystarczy zwykły gest lub dobre słowo, w przypadku innych sprawa będzie nieco bardziej złożona. Oni będą musieli najpierw przyznać się, że mają problem i dostrzec, że odreagowują go na innych.

Dziesięć lat temu widziałem ten film pierwszy raz i nazwałem go Jarmuschowym. Dzisiaj też chcę to zrobić, ale już wiem, że muszę uściślić, że chodzi mi o coś w stylu Inaczej niż w raju, Mystery Train, trochę Patersona też w tym widzę. Niewiele się dzieje, humor nie jest oczywisty, ale z całą pewnością jest. Na pierwszym planie są bohaterowie, zrozumienie oraz emocje, jakie w nas wywołują ich losy. Tu chodzi przede wszystkim o oglądanie zwykłego życia, do którego z czasem wkracza magia we własnej osobie i fakt ten nagradzamy uśmiechem z naszej strony.

Kilka słów jeszcze o sposobie realizacji tego filmu. Najprościej można go określić jako coś pośrodku dzieła człowieka, który opanował wszystkie potrzebne sposoby, oraz dziełem amatora, który nie ma zielonego pojęcia, co robi i wszystko kręci na zasadzie tak mi się wydaje. Tu jest dosłownie wszystko – co jakiś czas połowa kadru zaczyna tonąć w żółtej barwie, okazjonalnie montaż przyspiesza i zaczyna być szarpany, kamera przekręca się i kręci pod kątem 30-45 stopni. W skrócie więc realizacja oddaje duch filmu – jest żywiołowa i nieprzewidywalna. W okolicy 39 minut pojawia się moje ulubione ujęcie – zaraz po rozmowie policjanta z Jasmin. Przedstawiciel władzy idzie na parking, Brenda za nim, w tle jeździ tir, aktorzy krzyczą i kręcą się wokół kamery, robiąc kółka, a sam obiektyw stoi w miejscu przez większość czasu. W życiu nie widziałem podobnie zrealizowanego dialogu – ekscentrycznego, ale jednocześnie jak na dłoni widać, że nie było tam przypadkowego kroku ze strony kogokolwiek na planie. Od strony czysto technicznej to po prostu perełka do analizowania, od strony widza – usta od ucha do ucha i jedna myśl: żeby więcej filmów powstawało w taki sposób. Przecież to czysta frajda w oglądaniu!

I co dalej się stało z tymi ludźmi? Nie wiadomo. Percy Adlon (reżyser) dalej robił filmy, ale żaden nie zyskał popularności. Marianne Sagebrecht (Jasmin) zagrała w pierwszym aktorskim filmie o Asteriksie i Obeliksie; CCH Pounder zajrzała na plan Robocopa 3, by w końcu odegrać rolę życia w serialu The Shield i jest jedyną osobą, która uzyskała zasłużony rozgłos. Nawet Jevetta Steele, autorka Calling You, po otarciu się o Oscara za najlepszą oryginalną piosenkę, nigdy już nie powtórzyła swego sukcesu (wygrała Carly Simon, którą też lubię, za kawałek do filmu Pracująca dziewczyna Mike’a Nicholsa). Wygląda na to, że Bagdad Cafe to jeden z tych tajemniczych, małych tytułów, które stają się kultowe w bardzo małym gronie. Małym, ale wiernym. Nie jest to kino dla szerokiego widza, ale spróbować powinno jak najwięcej.

Prosty obraz o ludziach, którzy zaczynają się dogadywać. Może to jest to, czego potrzebujecie?

Chcecie więcej?

Posłuchajcie Look On Down From The Bridge Mazzy Star. Potem mi podziękujecie.