What is America (2018)
7 odcinków po 30 minut
Ludzie robią z siebie idiotów. I tyle. Wasz odbiór zależy głównie od tego, jak mocno uwierzycie w Cohena jako człowieka.
Sacha Baron Cohen przebiera się, prowokuje i wkręca ludzi w Ameryce. Po pierwszych dwóch odcinkach myślałem, że czegoś nie dostrzegam, ale po przejrzeniu reakcji w internecie okazało się, że nie – widzowie lubią w tym serialu to, że pokazuje ludzi robiących z siebie idiotów. To nie jest dla mnie takie proste.
Humor jest raczej prosty, chociaż stoi za nim kilka mechanizmów: raz nasz bohater robi z siebie idiotę, jego rozmówcy zaczynają się czuć komfortowo i dołączają do niego. Innym razem nawiązuje kontakt z rozmówcą, zgadzając się z nim w jednym temacie, po czym zaczyna gadać głupoty na inny temat, ale jego rozmówca przyłącza się do tego, bo w końcu zgadzają się na ten pierwszy temat. Trzeci sposób – zacząć się zachowywać jak członek konkretnej grupy społecznej i zacząć z siebie robić idiotę, kpiąc tym samym z owej grupy.
Dla przykładu bohater wciela się w postać artysty malującego fekaliami, po czym idzie ze swoimi obrazami do galerii i sprzedaje jako sztukę, gdzie jego dorobek w barwie brązowej zdobywa uznanie. Głupie i absurdalne, a więc może bawić. Ja mam z tym problemy.
Pierwszym, mniejszy, jest taki, że ja muszę uwierzyć w autentyczność tych ludzi; że oni naprawdę wierzyli w to, co mówili. A sam serial krytykuje takie podejście, w końcu mamy się śmiać z ludzi, którzy nabierają się na przesadzone postawy Cohena i jego postaci. Czasami tylko widzimy kilkoro bohaterów w innych nagraniach, gdzie np. uczestniczą w kampanii Trumpa albo mówią o czymś w telewizji. W przypadku pozostałych osób, które są wkręcane, nie mamy nawet tyle.
Drugi problem jest większy, bo musiałbym uwierzyć w Cohena i fakt, że jest w nim coś więcej ponad głupie żarty nastawione na szokowanie. Mogę mu oddać wysokie zdolności aktorskie czy improwizacyjne, ale czy jest mądrzejszy od swoich kreacji? Tu po prostu trzeba by mu ufać aż za bardzo, że jego żarty i ich zakres są większe, niż to się pozornie wydaje. To oznacza szukanie drugiego dna we wszystkim, co robi, dlatego od razu przejdę na skróty do końca: bezideowości. Obejrzałem cały sezon i nawet na moment nie widzę w nim żadnej innej idei, żadnego powodu poza tym, który można zawrzeć w słowach: róbmy z tych ludzi idiotów. To wszystko.
Mało. Wolałbym wrócić do czasów, kiedy ludzie sami robili z siebie idiotów i potem to umieszczali w Internecie. Super partia, kurwo, Gdzie są moje pieniądze za las, Paweł, to się kameruje i tak dalej… Żaden ze skeczy Cohena nawet nie zbliżył się do nich. Może poza numerem w restauracji.
Najnowsze komentarze