Pogadajmy o „Twarzy” Szumowskiej

Pogadajmy o „Twarzy” Szumowskiej

16/04/2018 Blog 0
Twarz

Najpierw obejrzałem sam film. Potem przeczytałem w Internecie, jak inni go odbierają. Warto się temu przyjrzeć!

Zacznijmy od klimatu, w którym premieruje sam film – na arenie międzynarodowej Polska i Polacy mają złą opinię. Ponownie wrócił chociażby temat „Polskich obozów śmierci„, czyli oskarżanie narodu polskiego o ponoszenie odpowiedzialności za to, co spotkało Żydów w trakcie drugiej wojny światowej. Żąda się od Polaków, aby zapłacili odszkodowanie za krzywdy wyrządzone narodowi Żydowskiemu. O Polakach i Polsce zawsze mówi się w sposób sugerujący, że pojedyncze przypadki antysemityzmu, głupoty lub rasizmu to dowód na to, że cały naród taki jest. Dlaczego tak się dzieje? Są tylko teorie, w większości skupiające się na tym, że rząd polski jest szantażowany przez inne rządy za pomocą takiego szkalowania – na zasadzie „zróbcie coś dla nas, wtedy przestaniemy, damy wam spokój, może nawet zaczniemy dobrze o was mówić„. Polacy, szczególnie ci poczuwający się do określania siebie jako reprezentujących tzw. prawicę, obecnie są już poważnie wyczuleni na punkcie takiego szkalowania, reagują atakiem na każdą choćby sugestię, że polski obywatel jest człowiekiem drugiej kategorii, żeby nie powiedzieć: podczłowiekiem.

W oparach takich nastrojów na ekrany kin wchodzi „Twarz„, polska produkcja o Polakach, w której główny bohater chce kraj opuścić, a pozostałe postaci… Cóż, nie zachowują się po szlachecku, to na pewno. Na dodatek ich zachowanie jest albo przerysowane, albo przerysowane skrajnie. Reakcje na ten obraz dzielą się na dwa obozy: są widzowie oburzeni, bo odbierają „Twarz” jako szkalującą Polskę i Polaków, żeby przypodobać się rynkowi zagranicznemu, gdzie zresztą dostał ważne nagrody (co jest odbierane jako wyróżnienie nie za osiągnięcia artystyczne, ale za pomoc w przedstawianiu Polski jako narodu głupców i rasistów). Drugi typ widzów z kolei nazywa „Twarz” portretem Polaków, żartującym mniej lub bardziej sympatycznie z wad społeczeństwa będącego potomkami Polan, Lechów i Piastów. Bo Polacy w ich opinii tacy właśnie są, jak ich Szumowska w „Twarzy” portretowała.

Ja z kolei odebrałem „Twarz” jako historię człowieka, który czuje się źle tam, gdzie go los rzucił, chce więc zmienić okoliczności przyrody (wyjechać), ale postanawia dać ludziom wokół szansę (m.in. podrywa dziewczynę z dyskoteki, chociaż dusza bohater należy do cięższych brzmień, daje żulom na piwo, toleruje nietolerancyjną rodzinę), co jednak nie przynosi żadnego skutku, dlatego w końcu wyjeżdża.

W jaki sposób mi się to udało? Przede wszystkim – nie postrzegam społeczeństwa jako oddzielnego, samodzielnego tworu. Społeczeństwo to zbiór jednostek i nic ponadto, dlatego postać na ekranie niemal zawsze (wyłączając symboliczne kino operujące archetypami itd. typu „Stalker„, gdzie żadna z postaci nie jest człowiekiem) będzie właśnie tym: postacią. Jej zachowanie nie będzie rzutowało na nic więcej niż na obraz jej samej. To, że jakaś postać jest taka, a nie inna, nie będzie w moich oczach oznaczać, że wszyscy ludzie prezentujący dany zawód, kolor skóry lub płci na terenie kilkuset tysięcy kilometrów wyznaczonym pół wieku temu zachowują się tak samo. Czyli mówiąc prościej – to, że ksiądz w „Twarzy” zachowuje się tak, a nie inaczej, nie oznacza wcale, że reżyserka sugeruje, iż wszyscy księża w Polsce są tacy sami. Nie umiem w taki sposób myśleć i koniec. Pogląd, że najmniejszą mniejszością jest jednostka ludzka, wywodzi się z filozofii obiektywizmu i jest absolutną podstawą postrzegania człowieka jako istoty wolnej, będącej w stanie wybrać wartości, które będzie wyznawać. Dlatego też nie obawiam się opinii obcych ludzi, którzy wyrobili sobie zdanie o mnie na podstawie ludzi dzielących ze mną miejsce urodzenia lub cokolwiek innego, co nie ma faktycznego wpływu na to, kim jestem ja. Nie umiem traktować takiej metody poważnie.

Z tego też powodu nie umiem wczuć się w sytuację osoby, która czuje się obrażona przez szkalowanie narodowości i widzi takie działanie w nowym tytule Szumowskiej. Wydarzenia ostatnich miesięcy trafiły do mnie tylko w chwili, kiedy powrócił temat Polaków jako tych, którzy głównie zabijali Żydów w trakcie wojny, bo to jest niewymierna krzywda wyrządzona pośmiertnie ludziom, którzy pomagali Żydów i przypłacili to życiem. Nawet pogadałem z paroma znajomymi osobami zza granicy o tym, czy w to wierzą – i nie ważne, czy była to osoba z Iranu, Norwegii, Niemiec, Francji lub Hiszpanii, żadne z nich o tym nie słyszało. Co najwyżej mieli nikłą wiedzę w ogóle o 2 wojnie światowej, więc mogłem im wysłać link do Wikipedii o Irenie Sendlerowej.

Ta zasada działa też w drugą stronę – nie uważam, żeby „Twarz” pokazywała prawdę o Polakach. To byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby ustawić te blisko 40 milionów ludzi w jednym rzędzie i każdego po kolei zacząć poznawać, a wątpię, by starczyłoby mi życia, by poznać chociaż dwoje z nich.

Istotny jest tu jeszcze fakt, że Szumowska inspirowała się historią, która wydarzyła się naprawdę i miała zupełnie inny przebieg niż na ekranie. Jako osoba, która również tworzy (nawet jeśli bez sukcesów komercyjnych), to jestem jak najbardziej w stanie wyobrazić sobie, że reżyserka mogła zupełnie nie przewidzieć takiego odbioru swojej twórczości. Inspiracja zawsze jest inspiracją, a kopiowanie rzeczywistości nigdy nie jest wskazane. Z historii pana Grzegorza Galasińskiego (który miał wypadek, potrzebował pomocy i mu ją udzielono, koniec) mógłby powstać zapewne niezły dokument, ale każda fabuła potrzebuje konfliktu, zmiany, podróży, a tego nie dostrzegłem w tym, co znalazłem w Internecie. Poza tym byłby jeszcze inny problem – pan Grzegorz nie byłby bohaterem we własnej produkcji, bo narracja musiałaby się skupiać na postaciach pobocznych i tym, jakie wyzwanie stanęło przed nimi, aby pomocy udzielić. W takim wypadku mogłoby to zadziałać, ale czy to byłoby satysfakcjonujące? Nie jestem pewien. Wiem tylko, że pan Galasiński uczestniczył w tworzeniu „Twarzy„, więc zapewne on był zadowolony z tego, co powstało. Koniec końców to on jest właścicielem tej historii i on decyduje, co z nią zrobić.
Możliwe, że przez głowę pani Szumowskiej przeszły podobne myśli. Zapewne chciała „Twarz” opowiedzieć już od jakiegoś czasu, potrzebowała tylko jakiegoś dużego momentu, aby nadać swojej produkcji wyrazistości. I znalazła to w historii o pierwszym przeszczepie oblicza ludzkiego na terenie Polski.

Widzowie mają z tym dwa problemy – po pierwsze czują się oszukani. Oskarżają Szumowską o okłamywanie widowni hasłem „inspirowane prawdziwymi wydarzeniami„, co brzmi jak „Oparte na faktach„. Ludzie idą na film i myślą, że opowiada prawdziwą historię i potem mówią „To jest Polska właśnie” (powraca motyw oskarżania „Twarzy” o szkalowanie narodu Polskiego). Pomijając semantykę i oczywistą różnicę między tymi dwoma hasłami (zupełnie jak pomiędzy „sok pomarańczowy” i „sok o smaku pomarańczowym„), to bardzo trudno byłoby znaleźć jakikolwiek tytuł, który nie był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Dajcie artyście mikrofon, to będzie gadać i gadać, i na pewno wspomni o wielu rzeczach, które go inspirowały. I jak wspomniałem, ich zmienianie – głównie w trakcie rzeźbienia całości – jest częścią procesu. Wyobraźcie sobie, że wracacie do domu z pracy i opowiadacie rodzinie lekką historię, która wam się przydarzyła. Pomijacie całą monotonię, ponad 7 godzin z ośmiu, może nawet wycinacie fragment właściwej historii – bo chcecie wywołać uśmiech u najbliższych, reszta nie jest istotna. Ta sama zasada tyczy się „Twarzy” – ja odebrałem film, jak odebrałem, jeśli mam rację, to Szumowska właśnie chciała opowiedzieć o czuciu się źle na tym świecie. A przeglądając Internet, mam wrażenie, że ogromna część ludzi z dostępem do Internetu dzieli to poczucie. Czy to w rodzinie, szkole lub miejscu pracy. To częsty motyw w historii sztuki.

Drugim problemem jest podejrzewanie Szumowskiej o to, że celowo zmienia fakty, by dopasować je do tezy (Polska to okropny kraj) i tym samym znowu wracamy do tematu szkalowania Polski. Tutaj muszę znowu wrócić do Ayn Rand, która nie chciała dopisać czegokolwiek do swojej książki w ramach introdukcji. Uważała, że dzieło sztuki musi sobie radzić samodzielnie, mówić samo za siebie, bez wyjaśnień, wstępów i dopowiedzeń – a ja się z tym zgadzam, dlatego, nawet jeśli miałbym styczność z wywiadami lub zwiastunami (a nie miałem!), w których to właśnie wspomina się, że historia jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, wtedy wciąż oceniałbym „Twarz” taką, jaką jest. Nie zobaczyłem tu nic, co mogłoby kogoś obrazić, sam nie czuję się obrażony. Mam z tym tytułem problemy i nawet nie bardzo mam ochotę kogoś zachęcać do wizyty w kinie, ale mimo wszystko uważam, że dobrze on prezentuje poczucie życia w otoczeniu, które ciebie ogranicza, nie akceptuje lub odrzuca – jak człowiek człowieka. Jak na film, który powstał w czasach silnie podkreślających płeć czy kolor skóry, „Twarz” jest tego wyzbyta. Możliwe nawet, że rodzina traktowałaby Jacka na początku jak czarną owcę nawet wtedy, gdyby nie miał długich włosów.

Są oczywiście widzowie, którzy negują „Twarz„, bo twierdzą, że następnym krokiem będzie film, w którym Polacy wywołują globalny konflikt, w którym zabijają Żydów, Ukraińców, Rosjan, ale zostają powstrzymani przez Francję, Niemcy i Wielką Brytanię. To też będzie podchodzić pod „Inspirację prawdziwymi wydarzeniami„. Moja odpowiedź? Niepewna, bo wszystko zależy od wykonania – taka produkcja mogłaby przecież rozgrywać się współcześnie i opowiadać o wkurzonych Polakach, którzy odpowiadają na rany i zdrady, których ich kraj doświadczył przez lata, więc zaczynają robić innym to, co robiono ich przodkom przez lata. Zaczęłoby się od odzyskania tego, co Szwedzi zabrali podczas Potopu Szwedzkiego, a skończyłoby się na ponownym podbiciu Moskwy. I nie musiałoby się to sprowadzać tylko do taniego kina exploitation, mogłoby przy okazji mówić o sprawiedliwości ponad wiekami (czy w ogóle mamy prawo odzyskać rzeczy skradzione pół tysiąclecia temu?) lub roli mediów we współczesnej kulturze, mówiących nam, kogo i za go mamy nienawidzić.

Gdyby z kolei powstało kino odpowiadające historię drugiej wojny światowej, w której to Polacy samodzielnie mordują pół Europy i są jedynymi winnymi tamtej tragedii, a prawdziwi zbrodniarze są wybieleni… To już inna sprawa, ale to wciąż nie będzie miało znaczenia przy ocenianiu „Twarzy” Szumowskiej, inne filmy nie są częścią tego filmu!

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie widzę tu złych ludzi. Mam na myśli widzów, którzy komentują obraz – oni tylko bronią wartości, które wyznają. Są przekonani, że robią coś dobrego. Więcej nie można od nich wymagać. Niech podążają za tym, co uważają za słuszne i zobaczą, do czego to ich doprowadzi. Żadna ze stron nie ma tu złych zamiarów, obie bronią wartości, które w ich ocenie są dobre i mogą zbudować lepsze jutro. Jeśli się nie zgadzacie z nimi, to nie obrażajcie się nawzajem, nie wyzywajcie i nie stosujcie ogromnych skrótów myślowych przy rozmowie („Ktoś wysoko ocenił Twarz? Antypolak!„), tylko właśnie adresujcie te wartości. Rozum nie reaguje na przemoc i nie zmienia się pod wpływem agresji, pamiętajcie.