Tęsknię za starym filmwebem

Tęsknię za starym filmwebem

01/04/2016 Blog 1
filmweb2005

Cofnę się teraz do roku 2007, gdy pierwszy raz natknąłem się na filmweb. Wtedy jeszcze myślałem, że recenzje pisze tam jeden człowiek, i byłem podjarany: "Hej, on myśli o Pulp Fiction to samo co ja!". Parę miesięcy później, po poznawaniu kolejnych możliwości, jakie oferuje ta strona, założyłem konto i zaczęło się wiele rzeczy naraz. Teraz najistotniejsza jest oczywiście tylko jedna z nich: początek mojej przygody z kinem. A filmweb był do tego idealnym miejscem. Wtedy. Brakuje mi go czasami.

Wtedy ta strona oferowała wiele rzeczy i zaskakiwała na każdym kroku. Gdy się zarejestrowałeś, dostawałeś wiadomość, w której Morfeusz z „Matrixa” witał cię w „prawdziwym świecie„. A powiadomienia o nowych komentarzach na blogu oznaczone jako „null„? Cotygodniowy newsletter? Dziś nie da się tego wytłumaczyć komuś, kto sam tego nie zaznał. Nawet jak strona nie działała, to był zabawny komunikat w postaci „Spokojnie, to tylko awaria„. Dla mnie to była seria początków – pierwsze fora, które regularnie odwiedzałem; pierwsza społeczność internetowa, do której należałem; pierwsze spełnianie się w hobby. Nie miałem w końcu znajomych poza Internetem, z którymi mógłbym gadać o filmach. Więcej pisałem o tym w serii felietonów o cyferkach. Wtedy Filmweb miał atmosferę i pozwalał się wyrazić.

Nie będę teraz idealizować tamtej strony. Nie działała najlepiej i miała wiele poronionych pomysłów (brakowało choćby sortowania obejrzanych filmów – wchodziłeś w swoje oceny i miałeś wszystko na kupie, a ładowało się to kilkanaście minut), wiele z nich poprawili. A idioci byli zawsze, nie będę twierdził inaczej – już wtedy pewien znajomy gadał, że by stamtąd spierdalał, gdyby nie garść fajnych ludzi, z którymi idzie pogadać. Zaraz minie dekada i te słowa są aktualne. Trudno było znaleźć kogoś do rozmowy, ale dzisiaj jest to w zasadzie niemożliwe.

filmweb25lipca09

Tak wyglądał mój profil na filmwebie 25 lipca 2009 roku. W opisie cytat z "Norwegian Wood"

Wtedy zaczynałem tworzyć, w jakimkolwiek stopniu. Nawet krótki temat na forum był czymś, a to szybko przeistoczyło się w pisanie recenzji, komentarzy, minifelietonów… Wtedy narodził się kult oglądania słanych filmów i zakładania potem prześmiewczych tematów na forach (mój najsłynniejszy – „Nieudolny syf„) Miałem kontakt z ludźmi, którymi mogłem się inspirować i patrzeć w górę na nich. Zarażali mnie pasją, motywowali mnie – w czasach, gdy 2500 wystawionych ocen wywoływał autentyczny opad szczęki. Na stronie filmu nie było od razu podane, jak coś ocenili, trzeba było wchodzić na ich profil i przekopywać się samemu. Wtedy filmweb był miejscem, w którym można było sobie wyrobić imię i być rozpoznawanym. To było miejsce, które chciało się współtworzyć (z chęcią dodawałem nowe materiały, a przy wystawianiu nowych ocen myślałem nad tym, jak moja ocena wpłynie na ranking, albo pokażę w ten sposób, że społeczność filmwebu ogląda jednak tego typu filmy). Kogo dziś tam rozpoznajecie?

filmweb18lipca2011

18 lipca 2011 roku. W opisie cytat z piosenki Johna Frusciante "One More of Me". Awatar mi zablokowali, bo miałem wtedy zdjęcie Anthony'ego Kiedisa przytulającego swoją ukochaną (było widać fragment jej piersi). Awatar ten miałem przez wiele lat - od kiedy zobaczyłem owe zdjęcie w biografii Kiedisa. Potem przyszła era dawania własnego zdjęcia w miejscu awataru.

Wtedy zaczynałem tworzyć, w jakimkolwiek stopniu. Nawet krótki temat na forum był czymś, a to szybko przeistoczyło się w pisanie recenzji, komentarzy, minifelietonów… Wtedy narodził się kult oglądania słanych filmów i zakładania potem prześmiewczych tematów na forach (mój najsłynniejszy – „Nieudolny syf„) Miałem kontakt z ludźmi, którymi mogłem się inspirować i patrzeć w górę na nich. Zarażali mnie pasją, motywowali mnie – w czasach, gdy 2500 wystawionych ocen wywoływał autentyczny opad szczęki. Na stronie filmu nie było od razu podane, jak coś ocenili, trzeba było wchodzić na ich profil i przekopywać się samemu. Wtedy filmweb był miejscem, w którym można było sobie wyrobić imię i być rozpoznawanym. To było miejsce, które chciało się współtworzyć (z chęcią dodawałem nowe materiały, a przy wystawianiu nowych ocen myślałem nad tym, jak moja ocena wpłynie na ranking, albo pokażę w ten sposób, że społeczność filmwebu ogląda jednak tego typu filmy). Kogo dziś tam rozpoznajecie?

Obecna blogosfera filmowa na wordpressie i blogspocie ma się nijak do tego, co się działo wtedy na forach filmwebu. Gdy przeglądam blogi, to się nudzę, a wtedy mogłem się zaczytywać po prostu dla samej jakości czytanego tekstu, nawet jeśli film był słaby, nawet jeśli mnie to nie interesowało – i tak warto było poczytać, jak ci ludzie reagują na otoczenie, jak współpracują ze sobą. Mieli charakter, osobowość, można było wyglądać ich postów. I ta radość, gdy napisali coś pod twoim tematem, albo jeszcze lepiej – zajrzeli na twojego bloga i tam coś napisali. Oni mogli nawet mnie obrażać – zresztą na co innego wtedy zasługiwałem? – to i tak wywoływało pozytywne emocje, że chcieli zwrócić na mnie uwagę. Takich ludzi już nie ma na tym portalu.

Albo jakichkolwiek. Opuścili pokład albo zamknęli się w swoim małym kąciku, którego nie opuszczają, i już się o nich nie dowiesz.

I tym samym przechodzę już do miejsca, w którym powinienem skomentować obecny stan tej strony. Czym dziś filmweb jest? Pustym, martwym miejscem bez duszy i osobowości. W 2013 roku napisałem, że to miejsce nadaje się tylko do klikania w gwiazdki – od tamtego czasu dodali tylko więcej gwiazdek, w które można klikać, a cała reszta jest w tym samym miejscu: na równi pochyłej. Codziennie dostaję zaproszenia do znajomych – każdemu wysyłam to samo zapytanie: „Czemu wysłałeś zaproszenie? 🙂„. Niewielu nawet odpisuje – dość powiedzieć, że mam tam po tylu latach poniżej trzystu znajomych. Jeśli jednak ktoś coś odpisze, to będzie to coś w stylu: „widzę, że dużo oceniłeś i znasz się na kinie, chętnie podejrzę, co warto obejrzeć„. Wtedy akceptuję. Interesuje mnie jakikolwiek powód, by mnie zaprosić, żeby tylko miało to ręce i nogi.

I wiecie, co ci zaakceptowani zaproszeni robią? Klikają w Lubię to pod moimi ocenami. Nawet jeśli to tylko cyferka, wystawiona w 2008 roku. Nie napiszą, nie odezwą się, nie pogadają. Tylko klikną ikonkę kciuka. To jest, kurwa, smutne. Dla takich ludzi jest teraz filmweb.

I była to decyzja prawidłowa, ale o minusach i wadach lepiej popełnić oddzielny tekst. Teraz zakończę w ten sposób: ilość osób, których oceny obserwuję na filmwebie wzrosła w zeszłym roku. O dwie osoby, ale większość to oczywiście ta sama grupa, którą poznałem w 2007 roku lub niewiele później. A tych, co już tam brakuje – was pamiętam. Co do sztuki.