Plac zabaw (2016)

Plac zabaw (2016)

17/03/2019 Opinie o filmach 0
plac zabaw
Bartosz M. Kowalski

Nieodpowiedzialne kino zaangażowane. Dziecięca frustracja pozbawiona kontekstu.

3/5

Plac zabaw to dla większości z nas zapewne kilka metalowych konstrukcji pomiędzy blokami. Huśtawka, na której każdy ryzykował po kolei życie (próbując wykonać obrót o 360 stopni), zjeżdżalnia, mała karuzela i piaskownica, w której skład głównie wchodził faktycznie piasek, temu nie można było zaprzeczyć. W takim miejscu spotykaliśmy inne dzieci z okolicy, zawiązywaliśmy przyjaźnie i to tutaj mieliśmy pole do popisu dla naszej wyobraźni. Każdy pagórek był szczytem, a każde drzewo było wyzwaniem i założeniem się, kto skoczy z wyższej gałęzi. W filmie Plac zabaw tytułowa lokacja nie jest czymś takim. Jest wszystkim, gdzie dzieci mogą być sobą – czyli poza domem lub szkołą. Cały świat jest takim placem.

Patrząc na aktorów, trudno jest mi się zgodzić z opisem dystrybutora (ponieważ tak na moje oko są oni młodsi, niż ten twierdzi), ale według niego oglądamy ostatni dzień podstawówki. Widzimy troje bohaterów: Gabrysia przygotowuje się, żeby pogadać z chłopakiem, który jej się podoba; Szymek opiekuje się niepełnosprawnym ojcem; Czarek najchętniej zostałby wyrzucony z domu. Wszyscy oni są w podobnej sytuacji: stają przeciwko wyzwaniu samotni, bez pomocy dorosłych, którzy pomogliby im zrozumieć pełny obraz rzeczywistości. Wszyscy idą do tej samej szkoły (której obraz niezbyt przypomina to, co znamy z autopsji, ale mi nie przeszkadzało to szczególnie), gdzie nauczyciele i dyrektorka stoją twardo w przeszłości ze swoimi tradycjami: niezręczne śpiewanie, nieadekwatne przemowy i nadawanie wydarzeniu istotności na siłę, chociaż ostatni dzień podstawówki istotny nie jest nijak. Ja swojego nie jestem nawet w stanie sobie przypomnieć. Nic z tego nie ma związku z tym, czego trio pierwszoplanowych dzieci faktycznie potrzebuje.

Dostrzegam w tym tytule pewne humanistyczne podejście – twórca spogląda na swoich bohaterów i mówi w ten sposób, że ich zachowanie nie wzięło się znikąd. Ono ma swoje źródło, że frustracja bohaterów ma swą przyczynę, a metody, które wybrali, by sobie z nimi radzić (czyli nagrywanie przykrych rzeczy) nie są żadnym rozwiązaniem. Ten film to pochylenie się, które jednak niczego nie osiąga. Brakuje tutaj odpowiedniej ilości kontekstu, który umożliwiłby zrozumienie tego świata i ludzi w nim żyjących. Bez tego twórcy osiągają skutek odwrotny – zamiast wywołać u widza empatię, zrażają ich do swoich postaci. Nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć, bo widzimy tylko tyle, ile pokazuje twórca, a to nie wystarczy – na tej podstawie możemy tylko dostrzec psychopatów robiących okropne rzeczy bez żadnego powodu, celu i uzasadnienia. Na dodatek reakcja tak naprawdę nie będzie wymierzona w bohaterów, ale w sam film i jego autorów – zostaną oni odtrąceni przez widownię. To jest zła droga, jeśli ktoś pragnie realizować kino zaangażowane.

I nie chodzi o to, że film jest krótki, bo i tak 1/3 tego, co oglądamy (czyli wątek Gabrysi) jest zbędny.

Ostatnie parę minut nie jest tak szokujące, jak mogliście słyszeć. Albo inaczej: szokuje treść tego, co się dzieje, ale prezentacja już nieszczególnie – poza tym byłem pewny już wcześniej, co się stanie, więc nie mogę mówić o szoku z zaskoczenia. Mimo to wciąż zaliczam ten tytuł do grupy filmów, które są po prostu nie dla wszystkich. Część widzów w ogóle nie zrobi do niego podejścia, jeśli by usłyszeli, co zawiera finał. Jeśli wezmą się za ten film bez tej wiedzy, to pewnie wyłączą go w trakcie i tyle. Ja skończyłem oglądać film po 1 w nocy i poszedłem spać bez mrugnięcia okiem.

Scenariusz dobrze operuje językiem filmowym, aktorzy są dobrze poprowadzeni, a niemrawa akcja mimo wszystko nie nudzi. To produkcja mająca pewne zalety, ale koniec końców – warto obejrzeć tylko dlatego, aby przekonać się, co zawiera ów szokujący moment, o którym wspomniałem (ja i wszyscy inni). Bez tego można spokojnie tę produkcję ominąć.