Obraz wojny w serialu MASH
MASH był nadawanym w latach 70 i 80. serialem komediowym. Dzisiaj chciałbym skupić się jednak na tym, jak została tam przedstawiona wojna.
Serial podchodził do tematu w wyjątkowy sposób – nie tylko pochylił głowę nad konfliktem powszechnie ignorowanym (Wojną Koreańską), ale też podszedł do niego od strony, której na ekranie nie widzimy: co się stanie z żołnierzami, których trafił przeciwnik? Pakuje się ich do śmigłowca, a ten leci w kierunku najbliższego MASH – czyli Mobilnego Szpitala Wojskowego. Ponadto, sami żołnierze są tu niemal nieistotni, przewijają się najczęściej w życiu głównych bohaterów serialu – lekarzy, którzy na wojnie być nie chcą, ale zostać muszą i dają z siebie wszystko, by jak najwięcej rannych przeżyło. Nie ma wiele tytułów, które pokazywałyby, jak ważni są medycy na polu walki. Zazwyczaj są to tylko statyści przebiegający do ludzi bez ręki, ginący zaraz potem razem z resztą.
Poniższy tekst wykonałem również w wersji podcastowej. Zapraszam do słuchania i dajcie mi znać, co myślicie o tym i jaką formę preferujecie.
Lata 70., w których serial powstawał, to wyjątkowy okres – z jednej strony nie można było pokazać żony i męża jednocześnie w łóżku, z drugiej nikt najwyraźniej nie miał problemu z alkoholem, który lali do swych gardeł lekarze w „MASH” pomiędzy kolejnymi operacjami. To czasy, gdy telewizja nie miała ogromnych budżetów i korzystała z uproszczeń. Gdy bohaterowie jadą samochodem, po drodze podczas bombardowań to kolejne wybuchy następują wyłącznie obok drogi, ale niemal nigdy na niej samej. Postaci są nieśmiertelne i pod ostrzałem zawsze przebiegną z punktu A do punktu B. To też seria, która w swoim naturalnym stanie jest komedią, operuje więc przesadą i wyolbrzymieniem, szczególnie kiedy przyjdzie moment poważniejszy lub satyryczny na absurdy wojenne.
Powyższe rzeczy z całą pewnością mogą być przeszkodą dla wielu, ale nie są niczym, co powinno przysłaniać walory serialu. Pomimo relatywnie taniej realizacji i ograniczonych możliwości, „MASH” powiedział bardzo dużo prawdy o wojnie. I robił to tak szczerze, że trzyma się mocno również dzisiaj jako serial lub ogólnie dzieło kultury, gdy to jesteśmy jeszcze bardziej niż wtedy zmęczeni kolejnymi nudnymi antywojennymi produkcjami.
Na pewno warto docenić w „MASH” obecność ludności miejscowej w teatrze wojny. Pomimo konfliktu stron, kolejnych bitew i powszechnych wybuchów, wtedy w Korei nadal trwało codzienne życie. To nie jest historia jednego człowieka, któremu jest niefajnie; to jest serial z masą historii opowiadanych przez przeróżnych ludzi. Są tutaj rodziny, które wysyłają dzieci w pole – i jeśli dziecko wróci żywe, to pole nie jest zaminowane i będą mogli zacząć sadzić, aby przeżyć. Biedni ludzie na skraju drogi tułający się z kąta w kąt mogą okazać się komunistyczną partyzantką czekającą na naiwnych i pomocnych. Wzgórze zamieszkujące przez cywili może zostać zbombardowane przez pomyłkę – i to niekoniecznie przez „tych złych„. Bohaterowie serialu kilkukrotnie trafią na budynki będące echem tego, co było wcześniej – choćby szkoły lub domu bez dachu. Innym razem zobaczymy cały zbiór takich ruin – z tą różnicą, że tym razem będzie ona zamieszkana.
Helikoptery i ciężarówki wożą do MASH rannych – okazjonalnie z obu stron wojny. Bohaterowie serialu będą ratować życie wrogim jednostkom tylko po to, by trafili przed „nasz” sąd. Oczywiście będą starali się tego uniknąć, ale to uda się tylko czasami, a i nie zawsze ich intencje będą odbierane tak szlachetnie. Wybuchną konflikty na sali pooperacyjnej – „wrogi” Koreańczyk będzie walczył z lekarzami, chociaż ci starali się przecież zatamować mu krwotok. Innym razem żołnierz KRLD będzie operowany przed żołnierzem USA, bo był w gorszym stanie, a to sprowadzi same kłopoty na personel medyczny ze strony „dobrych”. W innym odcinku pojawi się damski żołnierz z KRLD razem z dowódcą, który będzie tylko czekać na wyzdrowienie wroga, by postawić ją przed sądem. Bohaterowie serialu oczywiście będą opóźniać moment „wyzdrowienia”, by w finale zostać oplutymi… przez wspomnianą kobietę. Gardzi ona lekarzami, którzy uratowali jej życie, bo oni też uratowali życie tych, którzy zamordowali jej bliskich.
Gdy jeden z lekarzy w MASH zatrudnia służbę, pozostali chcą sługę uwolnić – tylko po to, by odkryć, że sługa sam chce służyć, bo to jest praca. Żołnierz Amerykański będzie z kolei zatrudniać koreańskie dzieci, aby te biegały po polach skończonych bitew i przeszukiwały ciała zmarłych. Zarabiały na tym, a żołnierz zdobywał rzeczy do sprzedania, dzięki czemu zarabiał extra na wojnie. Oczywiście, dzieci czasem ginęły od niewypałów lub innych min, dlatego bohaterowie „MASH” starali się, aby żołnierz ich do tego nie zmuszał… Jednak okazało się, że wspomniane dzieci same się na to godziły. Bo to była praca, innych nie było dostępnych, a żyć trzeba. I utrzymać rodzinę, która najczęściej nie była w stanie pracować.
Wspomniany wątek dodatkowego zarabiania na wojnie obecny jest w wielu odcinkach. Kupowali i sprzedawali wszystko, duża część szła na czarny rynek, gdzie z kolei kupowali wszyscy: Korea Północna, Południowa, USA oraz lekarze z „MASH„, bo okazało się, że nie mają w magazynie podstawowych rzeczy, takich jak środki usypiające lub przeciwbólowe. W sytuacji, kiedy mają setkę rannych czekających na operację, a anestezjolog nie będzie miał co podawać, zanim dotrą do połowy – to jest prawdziwy dramat, oznacza operowanie na przytomnym pacjencie i to tylko jeden z wielu przykładów z serialu na to, jak sytuacja krytyczna sama w sobie (kilkugodzinne operacje na krytycznie rannych, niekończących się pacjentach) stawała się wtedy jeszcze gorsza. Musieli kombinować na około, w tym właśnie dogadywać się z czarnym rynkiem, gdzie te leki sprzedawali często generałowie i inni ludzie teoretycznie walczący po tej samej stronie co nasi bohaterowie. Ta sama sytuacja miała też miejsce na mniejszą skalę – raz doktor z MASH zrobił wizytę domową w pobliskiej wiosce. Głowa rodziny miała zapalenie płuc, dał im więc lekarstwa. Następnego dnia wrócił do nich i okazało się, że część lekarstw co prawda przyjęli, ale większość sprzedali. Taki urok wojny.
Opisane powyżej wydarzenia i ich przykłady to tylko część tego, co serial „MASH” ma w swojej ofercie na przestrzeni ponad 200 odcinków. Pierwsze sezony bardzo rzadko w ogóle pokazują salę operacyjną, tam najczęściej odcinki zaczynały się od bohaterów opuszczających szpital po przykładowo 30 godzinach ciągłych operacji. Są zmęczeni i chcą odpocząć – to więc staje się sednem epizodu oraz źródłem komedii. To zresztą centrum całej produkcji – nie sam dramat wojenny, ale co bohaterowie robią, aby go odreagować. Dopiero w ten sposób pośrednio opowiadają o tragediach. W ten sposób malują szeroki pejzaż krwawych starć i smutnych wydarzeń, który z perspektywy czasu wydaje się co najmniej kompetentny. Nie ma tu wielu typowych opowieści o żołnierzu, który nie chce już walczyć, bo zobaczył śmierć kumpla, mając 15 lub 16 lat. „MASH” to najbardziej pacyfistyczna produkcja w historii; wojna tutaj to kociołek ostatecznego popierdoleństwa, którego nikt nie chce, na którym wszyscy tracą i tak naprawdę nikt nie wie, o co w nim chodzi. Historia, pod którą swego czasu podpisało się kilka milionów ludzi. Jesteśmy częstowani co roku kolejnym wojennym tytułem i przez to wydaje się nam, że znamy, chociaż podstawy tego, co tam może się stać. „MASH” pokazuje, że jest jeszcze kilka rzeczy, o których nie wiemy.
Najnowsze komentarze