Bong Joon Ho

Bong Joon Ho

03/12/2017 Opinie o filmach 0

I will drink until next morning.” – Bong Joon Ho (po wygraniu Oscara)

Snowpiercer: Arka przyszłości (2013)

3/5

Futurystyczna opowieść o walce między ludźmi. Zawiera intrygujące pomysły. Czy ma sens? To możliwe. Czy twórcy o tym wiedzą? Nie jestem pewien.

Cały świat jest zamrożony. Życie ludzkie istnieje tylko w jednym miejscu: gigantycznym pociągu, który brnie po całej Ziemi, po prawie wszystkich kontynentach, przez cały rok, od wielu lat. Cały pociąg podzielony jest na sekcje, które można podzielić na trzy kategorie: slamsy, arystokrację i zarząd. Ta pierwsza żyje w brudzie w ostatnich wagonach, tłamszeni są groźbą karabinów. Tak długo być nie może. W końcu wybucha bunt, w którym to skrzywdzeni mają zamiar podjąć rękawicę i wywalczyć drogę przez cały pociąg, aż do przodu, gdzie znajduje się silnik napędzający wiecznie cały pociąg.

Świat oraz warunki tej opowieści są pierwszym konceptem wartym uwagi. Mają one potencjał, by budować na nich wiele rzeczy. Nakręcone jest to też w sposób godny wspomnienia. Kolorystyka, scenografia, gra aktorów, zdjęcia… To jest przyjemność dla oka. Szczególnie wtedy, kiedy akcja prowadzi do tych cichszych momentów, bardziej osobistych dla bohaterów. Trzeba pochwalić też fakt, że nie ma tu ludzi nieśmiertelnych. W innych filmach różne postaci mogą otrzymać tego samego rodzaju obrażenia (np. cios w plecy), ale czy umrą od tego, to zależy, czy są statystą, czy też pełnią rolę w historii. Snowpiercer z tym zrywa, tu każdy reaguje tak samo.

Ale to są zaledwie detale, bo film jako całość jest dezorientujący. To produkcja bez wątpienia mocno podszyta ideologią i walką o to, co właściwe. Problem w tym, że podczas oglądania za cholerę nie idzie dojść, przeciw czemu twórcy walczą z taką pasją. I różne głupoty oraz błędy logiczne w ogóle nie pomagają. Debilizmów z zakończenie nie będę przytaczać, ale mamy tutaj choćby mistrza karate, który pada na glebę jak mucha, a główny bohater pierwszy raz w życiu trzyma broń w ręku, a mimo to toczy pojedynek strzelecki i trafia (intencjonalnie!) do celu oddalonego o dwa kilometry (jeśli nie więcej)*

Ale to tylko dodatki, co z właściwą zawartością? Co z tym, co film chce przekazać? Cóż… Jakiekolwiek próby rozmowy na ten temat rozbijają się bardzo szybko o brak konkretów i informacji o genezie tego, co oglądamy. Nie wiemy, jak populacja pociągu została wybrana. Jak to się stało, że jedni trafili do jednych wagonów, a inni do pozostałych. Po co w ogóle trzymać biedę na pociągu, jaką funkcję spełniają? Sam film punktuje, że każdy w pociągu spełnia jakąś rolę, a ich jest bycie z tyłu. Czyli są tylko po to, by uprzywilejowani czuli się lepiej? Tak. I tutaj już wiadomo, jakiego rodzaju jest to historia. Posługująca się masą skrótów i uproszczeń, wszystkie jednakowo zbędne. W końcu jest to po to, by widzom przekazać jedno: „kasta rządząca” na pociągu jest zła. Ale my to wiemy od początku, w końcu trzymają ludzi pod lufą karabinu – co tu jeszcze dodać? Ale w tym problem: masa rzeczy wymaga uzupełnienia!

Sytuacja więc ma się tak: jedna grupa trzyma drugą w niewoli, bo taka jest ich rola. Snowpiercer występuje więc tutaj przeciw etatyzmowi i wierzeniu, że człowiek należy do państwa (w tym wypadku pociągu). Rząd pociągu (państwa) wierzy, że jest inaczej i dlatego jest „tym złym” w tej historii. Zgoda, ale co mamy w opozycji? Co symbolizują sobą bohaterowie? Tępą siłę, która chce wejść na szczyt. Zjeść, mieszkać w luksusie, bez planu i rozumienia czegokolwiek. Nie mają „lepszej wizji” i „innego rozwiązania”. Nie symbolizują kapitalizmu i wierzenia w to, że każdy powinien móc swoją pracą dojść na szczyt (do kabiny maszynisty i zrobić ciu-ciu). Nie, oni symbolizują tylko destrukcyjną siłę. Ślepe pragnienie zmiany życia bez patrzenia na konsekwencje.

Ostatecznie więc nie ma dobra w tej opowieści. Nie ma strony, która powinna wygrać. Jedni są źli z nudów, drudzy są źli, bo nie myślą. Tak czy siak, świat filmu ma przechlapane. Chociaż może więc to jest cel opowieści? Może Snowpiercer jest właśnie metaforą współczesnej ekonomii? Przecież dzisiaj tak to wygląda: to, co „właściwe” w ogóle nie bierze udziału w tym wyścigu. Na polu walki są jedynie dwie grupy; walczą ze sobą, nie wiedząc, że tak naprawdę u swego źródła są tym samym. Kontynuują walkę, nie wiedząc, co zrobić po osiągnięciu zwycięstwa. Nikt z nich nie chce, aby świat był lepszy. Chcą tylko być u władzy. A to niczego nie zmieni.

W sumie… brzmi nawet sensownie. Ale to raczej tylko moja interpretacja.

Bong Joon-ho

Obecnie Bong Joon Ho znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #138

Top

1. Zagadka zbrodni
2. Matka
3. Szczekające psy nigdy nie gryzą
4. The Host: Potwór
5. Snowpiercer
6. Parasite
7. Okja

Ważne daty

1969 – urodziny

1993 – debiut krótkometrażowy

2000 – debiut pełnometrażowy

*to dopiero był genialny setup pod strzelaninę… Wachowscy zrobili by z tego legendarną scenę, jestem pewien. Jeśli nie dziś to chociaż w latach swojej świetności.

Okja (2017)

3/5

W Chile znaleziona zostaje superświnka. Większa, inteligentniejsza i smaczniejsza od zwykłych świń, a przy tym wymaga mniej wysiłku oraz kosztów w hodowli. Pewna dziewczynka nazywa ją Okja i robi wszystko, żeby jej zwierzątko nie trafiło do rzezi.

Najważniejsze w tego typu produkcji jest, żeby zwierzątko było faktycznie fajne. I jest! Nie tylko chciałem ją pogłaskać, ale też uwierzyć w wyjątkowość jej relacji z małą dziewczynką. Sam sposób powołania do życia tej kreatury przy użyciu komputerów był wręcz bezbłędny – olśniewający, wiarygodny i przekonywający co do detalu. Ta bestia porusza się w kadrze, jakby faktycznie tam była. To jest poziom „Wojny o Planetę Małp„, poważnie. Najbardziej podobało mi się jednak, że w kilku miejscach twórcy starali się pokazać Okję jako inteligentne stworzenie umiejące myśleć abstrakcyjnie. Samej idei przyklaskuję jak najbardziej, ale wciąż będę żałować, że skończyło się na tych kilku scenach. Niemniej, to wciąż fajny film jest. Mamy tu nawet Jake’a Gyllenhaala z wąsem, dzięki czemu wygląda jak Groucho Marx (!). Worek atrakcji w kształcie kina familijnego, tylko oglądać.

Przy okazji tej prostej produkcji twórcy Okji starali się wejść w przesłanie ekologiczne, ale bez obaw, skończyło się niegroźnie. Film jako taki jest o lata świetlne od poważnego podjęcia dialogu na temat zabijania zwierząt w celach spożywczych. Nie mówimy o tym, że człowiek musi jeść mięso ze względu na wiele składników odżywczych, albo chociażby co zrobić na temat karm dla zwierząt? Bo wiecie, zwierzęta w sporej ilości jedzą inne zwierzęta, czyli co, przestaniecie mieć psy w domach, niech zdychają i walczą na ulicy? Hej, albo mam taki szalony pomysł – może dzięki Okji nie trzeba będzie zabijać całej reszty zwierząt? Pogadamy o tym? Może wy będziecie mieć taką ochotę, ale autorzy Okji mają ochotę, aby tylko siać propagandę, która co zabawniejsze uderza głównie w nich. Prowadzi mianowicie do błędów w filmie. Najpierw niby chodzi o pohamowanie głodu na świecie, dlatego superświnki powstają. Potem film zmienia zdanie i chce pokazać, że korporacje są złe. Ubój nagle dzieje się tylko dla zysku, chociaż mają dosyć pieniądze – ale wcześniej w filmie powiedziano, że korporacja chyliła się ku upadkowi i dlatego wpadła na pomysł świnek… Na razie jest to tylko komicznie żałosne, ale w sumie to powinienem palnąć 1 gwiazdkę za taką potrzebę wśród twórców do obrażenia kogokolwiek, że posuwają się do robienia bałaganu we własnym tytule.

Ostatecznie Okja to sympatyczne, niegroźne kino, nad którym nie warto poświęcić dłuższej myśli. Reżyser wyłamuje otwarte drzwi. Wszyscy chyba wiedzą, że rzeźnia to okropne miejsce – jak wskazuje sama nazwa. Inna sprawa, że ludzie to akceptują, a sprawa idzie do przodu na naszych oczach. Kolejnym krokiem będzie sztuczne mięso, które możemy pozyskiwać bez zabijania nikogo. Ponoć nawet ma być zdrowe. Jeść już teraz można, tylko jest drogie.

Chcecie więcej? Pieski świat (1962). Dokument o śmierci i jak do niej dochodzi na tej planecie. Ubój to tylko część wszystkiego, są też przeróżne tradycje, rytuały oraz zdarzenia, na które nie mamy wpływu. Drastyczny seans, ale pomaga akceptować, że śmierć jest częścią życia. W tej lub innej formie.