Dlaczego najgorszy film roku zbiera wysokie oceny – część 1

Dlaczego najgorszy film roku zbiera wysokie oceny – część 1

08/06/2025 Blog 1
dziewczyna z igla najgorszy film

Czy jeśli film zaskakuje wszystkich poza mną, to czy mając aspiracje na publicystykę krytyczną mogę o nim powiedzieć, że jest przewidywalny? To jest myśl, do której wrócę.

W 2023 roku postanowiłem zrobić analizę obrazu, który powszechnie był uważany za najlepszy – czyli Oppenheimer Nolana. Wolę mówić o tym, co lubię, a tutaj czułem, że jest jakiś znak równości między tym, co myślę ja i tak zwana większość kinomanów. W 2024 roku chciałem to powtórzyć, ale niestety nie było podobnej produkcji, która zyskałaby zarówno mnie, jak i innych kinomanów. Mam wrażenie, że powszechnie Substancja czy Diuna 2 są takimi filmami, które obecnie uważa się za kandydata do tytułu filmu roku 2024, a ja w ogóle tak nie myślę i zostawmy to tak. Z kolei filmy, które ja polubiłem, jak Furiosa czy Prawdziwy ból, są doceniane, ale raczej nikt nie będzie ich pamiętać. Dlatego w tym roku myślałem, że nie zrobię żadnej analizy, ale po jakimś czasie nasunęła mi się taka idea: może zrobić analizę najgorszego filmu roku, który jest oceniany całkiem wysoko? Na IMDb 7.5/10, na filmwebie Top 7 roku, na RYM Top 25 kiedy przygotowywałem ten materiał. Tym filmem jest Dziewczyna z igłą, więc od razu zaznaczę: oglądałem niewiele nowości. A tak konkretnie widziałem około 60. Są ludzie, którzy zobaczą 60 filmów z jednego roku i mówią, że nie widzieli wszystkiego (jakby chcieli sprawiać wrażenie, że zobaczyli prawie wszystko), a ja obejrzę 60 i mówię, że to prawie nic. Puentą jest, że zapewne są filmy gorsze i takie, które na pierwszy rzut oka wydają się bardziej zasługiwać na tytuł najgorszej produkcji roku, więc Dziewczyna z igłą jest najgorszym filmem roku z tych, które widziałem, ale na tle reszty filmów, którym wystawiłem 1/10 uważam, że jest na właściwym miejscu. Spokojnie stawiam ten film obok takiego Ptasznika z Alcatrza, które uparło się, żeby widownia polubiła podwójnego mordercę i psychopatę.

Planowałem więc wyrazić swoją szczegółową opinię, udowodnić brak wartości tego filmu, a następnie podjąć próbę zrozumienia stanowiska ogółu – czemu Dziewczyna z igłą jest wysoko oceniana. W dalszej kolejności chciałem wysnuć z tego wnioski na przyszłość oraz równolegle dokonać jakiejś oceny rodzimej strony krytyków filmowych – w skrócie, czy jest ktokolwiek, kto napisał cokolwiek wartościowego o Dziewczynie z igłą, tak jak to zrobiłem rok temu z Oppenheimerem. Coś, co mogłoby przekonać nieprzekonanych. Coś, co mogłoby sprawić, że po obejrzeniu filmu Nolana pomogłoby widzowi zrozumieć, skąd ten powszechny zachwyt nad filmem. Przecież już dzisiaj pisania, że Oppenheimer to film 2023 roku jest kontrowersyjne i niepopularne. Nie żeby ktoś miał lepszą propozycję, która zadowoli wszystkich, ale wszyscy raczej skłaniają się ku opinii: „To jednak nie było aż tak dobre” (innymi słowy: przereklamowane). Czy był więc krytyk, który potrafił udowodnić wartość filmu i przetrwało próbę tego krótkiego czasu? Nie spotkałem się z tym. To zupełnie inny wniosek: krytyka filmowa nie jest takimi rzeczami zainteresowana.

Podobnie podchodząc do Dziewczyny z igłą, czy jako widz mam wsparcie ze strony publicystów? Czy są takie teksty, które pozwolą mi porozumieć się z wizją artysty? Czy też mam po prostu lubić i się zachwycać, bo tak wypada. Czy jest chociaż jedna osoba, która napisała tak po prostu, o czym Dziewczyna z igłą jest?

Tak, jest. Ja nią jestem. Naprawdę mam do zaoferowania prostą i przekonywującą odpowiedź, która ma siłę przekonać nieprzekonanych. Ja, największy przeciwnik tej produkcji, co też wiele mówi o stanie krytyki. Gdy zwolennicy filmu piszą, że to film o życiu, miłości, byciu kobietą czy innych ogólnikach, ja jestem w stanie napisać konkretnie: Dziewczyna z igłą jest zapewne o tym, że kobieta nadal może zostać matką, nawet jeśli wcześniej dokonała aborcji czy porzuciła dotychczasowe dziecko, to ta furtka wcale nie jest dla niej zamknięta. (i zostało to zrealizowane tragicznie)

Zdradzam zakończenie aby udowodnić: to nie jest publikacja nasączona nienawiścią. Oglądanie tego filmu to czysta męka, ale wychodzę z założenia, że twórcy chcieli zrobić coś dobrego. Tylko zabrakło im artystycznej wrażliwości i dojrzałości, warsztatu i paru innych podstawowych rzeczy.

Zaczynamy.

CZĘŚĆ I: Tego filmu nie można skrytykować. Nie można mu nic zarzucić. Jest więc bezbłędny.

Pierwszym krokiem jest więc udowodnić faktyczną niską wartość Dziewczyny z igłą. Jeśli nie jest najgorsza, to wysokie oceny są po prostu naturalną konkluzją i to zamyka temat. Jak więc udowodnić niską wartość? No właśnie.

Kiedyś to było łatwe – wystarczyło napisać, że film jest głupi i bez sensu. Jak ktoś był ambitny i miał do tego talent, to mógł streścić fabułę w ironiczny, humorystyczny, ale nadal oddający stan faktyczny sposób. Spróbujemy: Dziewczyna z igłą to jest film o tym, że kobieta zabija swoje dziecko, zabija czyjeś dzieci i na końcu adoptuje dziecko o którym wie, że jest zdolne do zabijania dzieci, więc najwyraźniej za rok dostajemy na VHS Dziewczynę z igłą 2: Pogrom Karoliny czy coś. Jak komuś się chce, to jeszcze może nagrać wideo-recenzję, gdzie rozkłada cały film na kawałki. Początkowo zacząłem robić taką analizę, analizować każdą scenę po kawałku, co sprowadzało się z grubsza do powtarzania raz za razem: to nie ma sensu, to jest głupie. Tylko uświadomiłem sobie, że przecież obecnie to nie ma żadnej wartości krytycznej. To, że jakiś film nie ma sensu, nie ma siły przekonywującej o braku wartości danej produkcji.

Z jednej strony – jest to akt odwrócenia się od krytyków, którzy umieli tylko powiedzieć: „to nie ma sensu” i trzeba było to po prostu ignorować. Nadchodził jakiś fajny film i można się było spodziewać słowo w słowo, jakie będą recenzje Transformersów czy Szybkich i wściekłych, albo ostatnio nowego Mission: Impossible. Mówią, niech mówią – czy się z tym zgadzamy czy nie, to widać po samym podejściu tych ludzi do takiego kina, że oni sami nie chcą wejść w żaden dialog. Nie przekonasz ich, że fabuła może mieć sens, więc ignorujesz. Oni myślą swoje, widz swoje. Z drugiej strony: „brak sensu” przemawia wyłącznie do bardzo niedoświadczonych kinomanów. Takich, dla których „Brak sensu” kojarzy się wyłącznie z Szybkimi i wściekłymi, a nie Breaking Bad, Stalkerem czy Scrubs. Bardzo szybko każdy kinoman dostrzeże, że jakiś utwór nie jest arcydziełem, ponieważ ma sens. „Sens” nie jest tym, co oddziela gniot od arcydzieła. Każdy będzie mieć taki tytuł, scenę czy moment, który zna od lat i oglądał wielokrotnie, po czym ktoś mu nagle uświadamia – albo sam zdaje sobie z tego sprawę – że tak naprawdę nie ma on sensu. I musi podjąć decyzję: albo przestaje lubić, co lubi… Albo zaczyna rozumieć, że brak sensu nie jest jednoznacznie wadą.

Dla przykładu – jest jeden odcinek Scrubs, gdzie umiera trzech różnych pacjentów jednemu z doktorów. W praktyce każdy z tych pacjentów leżałby na innym oddziale i miałby innego lekarza, ale twórcy z jednej strony upraszczają dramaturgię, z drugiej manipulują odbiorcą. Wszystko to w ramach większego rozwoju zarówno postaci jak i relacji między nimi. W teorii nic dobrego, z drugiej nie ma co kłamać: za każdym razem ten odcinek wywołuje reakcję emocjonalną. Sens nie jest ani najważniejszy, ani potrzebny – albo inaczej, jest on potrzebny w konkretnych przypadkach. Takich jak reakcje ludzkie, spójność tych reakcji, zrozumienie ich. Reakcja na stratę, na śmierć, na popełnienie błędu, na reakcję bliskiej osoby, która to wszystko zrobiła – tutaj musi być sens i spójność charakterów postaci oraz tego, co ich łączy. Na to zwracamy uwagę, to się dla nas liczy – i to zostało zrealizowane wybitnie. Reszta jest nieistotnym bonusem – póki ma jakiś powierzchowny sens, niech będzie jaka tylko chce być.

W jaki sposób więc brak sensu przeszkadza Dziewczynie z igłą? Odpowiem na przykładzie trzech scen, które udowadniają, że twórcom brakuje wiedzy, umiejętności, zabijają przesłanie filmu, zakłamują rzeczywistość i na każdym kroku podejmują działania pozbawione sensu na tyle różnych sposobów, że można wybierać i wybierać.

SCENA PIERWSZA: EKSMISJA

Wracam do tej pierwszej sceny, bo zaraz napiszę coś, czego pewnie nikt nie pamięta po seansie całości – dla mnie było szokiem, że taka potworność po prostu zanika w starciu z resztą seansu. Cała historia zaczyna się od wyrzucenia Karoline z apartamentu, w którym obecnie żyje, ponieważ nie płaciła czynszu. Ta scena jest tak okropna na tak wiele sposobów, a wystrczyłoby ją wyciąć i byłby święty spokój. Tymczasem… Czemu jest taka zła?

Czemu bohaterka nie płaciła czynszu? Nie wiadomo. Widz ma sobie dopowiedzieć – nie że wydawała wszystko na narkotyki, bo wygląda jak narkomanka i w ciągu seansu wielokrotnie zażywa narkotyki, ale nie płaciła czynszu, bo była biedna. Chociaż w filmie ani razu potem nie ma problemu z pieniędzmi i nie musi na nic oszczędzać. To nie jest dobry film, taki jak od pana Naruse, gdzie bieda była faktycznie codziennością bohaterów i cały czas trafiali na dylemat: wybierać między mieć i jeść, sprzedawali swoje rzeczy, żeby mieć dla dzieci na basen itd. To jest film, w którym wystarczy powiedzieć i widz już wierzy. Od twórców, którzy wyraźnie nie wiedzą nic o biedzie. Myślą o sobie, że są biedni, bo nie mają wolnych 10 milionów, aby zrobić kolejny film.

Naprawdę – trochę szacunku dla biednych ludzi, proszę. Nie płacimy, bo mamy taki nastrój, tylko mamy do tego jakiś powód. I to naprawdę byłoby łatwo zrobić – to w końcu 1919 rok, jeszcze przed wieloma reformami. Można było pokazać, że bohaterka pracuje po 16 godzin, sześć dni w tygodniu. Ma tyle wypłaty i tyle kosztuje życie. Niech jeszcze potrącą jej z pensji za zużycie maszyn, na których pracuje, bo i takie rzeczy się działy. I wsadzić ją do mieszkania typowego dla jej czasów, a nie apartamentowca. Twórcy wolą pokazać, jak niewiele wiedzą o tamtych czasach. Wyraźnie zdają się myśleć, że toaleta i ciepła woda w każdym lokalu to był standard, a przeniesienie do dziury, gdzie wiadro służy za toaletę to jakaś hańba. Nie, to był gruby postęp wobec tego, co było jeszcze nie tak dawno wcześniej. Bohaterka i tak miała dobrze, bo mieszkała sama – w rzeczywistości raczej musiałaby się kisić z obcymi ludźmi zrzucającymi się na wspólny czynsz, bo inaczej nie ma na to szans. Czemu tego wszystkiego nie zrobiono? Twórcy mają aż tak nikłą wiedzą o historii robiąc film historyczny?

Już nawet pomijam, że od strony scenopisarskiej strzałem w kolano jest postawienie przeszkody na drodze bohaterki (eksmisja) i rozwiązanie go za nią przez innych (ktoś inny natychmiast znajduje jej nowe lokum). To jest bardzo poważny błąd, wręcz niewybaczalny, ale tutaj omawiamy film znajdujący się na samym dnie kinematografii – gdyby była w nim chociaż jedna scena, gdzie wyłącznie takie rzeczy byłyby problemami, to nie byłoby tak źle. Zamiast tego muszę pisać o tym, że bohaterka jest psychopatką. Daje temu jasny znak już w pierwszej scenie i kompletnie mi to umknęło po pierwszym seansie.

Widzicie: kiedy traci mieszkanie, to Karoline bez namysłu, bez żadnej refleksji czy świadomości tego, co robi, zaczyna manipulować dzieckiem kobiety, która po Karoline będzie nowym lokatorem. Nie robi tego mając nadzieję na cokolwiek – ot, widzi okazję nasrać dziecku do głowy i to robi, strasząc wizją szczurów. Teraz to dziecko przez wiele miesięcy będzie panikować 24 godziny na dobę, gdy usłyszy trzeszczenie podłogi lub okna. To jest po prostu okropne. I jedynym sposobem, żeby tego nie kwestionować jest wychodzenie z założenia, że ludzie są naturalnie zjebanymi psychopatami. Czy coś w tym stylu. Nie widzę innej opcji. Film wymaga ode mnie takiego „mind-setu” od pierwszej minuty. Do ostatniej. A ja tego nie mam, więc muszę dawać mu 1/10, chociaż to zbyt wysoka ocena już teraz.

I tak tylko przypomnę: to miał być film o tym, że bohaterka nadal może być matką i mieć dzieci, aborcja ani nic innego tego nie przekreśla. Chyba nie muszę pisać nic więcej o tym, czemu zrealizowano ten morał absolutnie beznadziejnie? Ona powinna mieć sądowy zakaz zbliżania się do wszelkich istot żywych na sto kilometrów, a co dopiero dzieci. Pewnie się musicie zastanawiać, w jaki w ogóle sposób doszedłem do tego, że o tym jest ten film, skoro pierwsza scena tak wygląda? Cóż – naprawdę nie widzę innej opcji. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, gdy próbuję odpowiedzieć na pytanie: o czym jest ten film?

Poza tym, no wiecie: że to film, w którym kobieta zabija swoje dziecko, zabija czyjeś dzieci i na końcu adoptuje dziecko o którym wie, że jest zdolne do zabijania dzieci, więc najwyraźniej za rok dostajemy na VHS „Dziewczynę z igłą 2: Pogrom Karoliny” czy coś.

SCENA DRUGA: POCAŁUNEK W CYRKU

Tutaj zauważę: Dania nie brała udziału w I wojnie światowej. Miała problemy, delikatne relacje z Niemcami i tę bójkę przeczekała – czemu więc mąż bohaterki był na wojnie? Też się tego dowiedziałem z Internetu po seansie, twórcy pewnie też o tym niesłyszeli – tylko teraz artyści, szczególnie europejscy, czują jakby mieli przyzwolenie na robienie filmów o tym, co im się wydaje, że jest prawdą. Bo faktycznie mają takie przyzwolenie. I to już jakiś czas. Są ludzie dosłownie chwalący Dziewczynę z igłą za obraz powojennej Dani. Jak to zrobili? Założyli, że cały świat wyglądał tak, jak Stany Zjednoczone i fajrant.

Zachowanie bohaterów też nie ma sensu. Czemu ona go całuje? Czemu ona do niego wraca? Czemu on na to pozwala? To akurat jest dla mnie najsensowniejsze – zdrowie psychiczne ludzi jako takie w kinie jest lekceważone, ale jednak ze skłonnością w stronę lekceważenia zdrowia męskiego. Facet ma się cieszyć, że samica w ogóle okazuje nim zainteresowanie, brać co dają i tyle w temacie. Czemu pracuje w cyrku? Jak żyje poza tym? Ja naprawdę żadnej z tych rzeczy nie uznaję za oczywistą. Twórcy mają siadać i się tłumaczyć z tego wszystkiego po kolei, bo mam więcej pytań. Tylko niech najpierw kupią kilka kilo humanitaryzmu i człowieczeństwa, bo mają braki.

Zachowanie tłumu jednak ma najmniej sensu. Usłyszeli, że to jest żołnierz, ma na sobie mundur, że odniósł rany w starciu za ich kraj… I się z niego śmieją. Ja wiem, że sto lat później była jedna akcja „zdejmij mundur, przeproś matkę”, ale kiedy poza tym żołnierze własnej ojczyzny byli obiektem kpin? Przecież było dokładnie odwrotnie – ludzie uważali za konieczność iść walczyć, przywdziać mundur, wykonać swoją część. Od Bustera Keatona tracącego kobietę, bo go nie przyjęli do woja, po pewnego portiera, który po utracie munduru chciał odebrać sobie życie. A tutaj twórcy próbują mi wciskać, że tłum ludzi śmieje się z człowieka, bo ten odniósł straszne rany na polu walki? To nie jest defekt od urodzenia, to nie jest anomalia genetyczna, to jest człowiek, który ryzykował życiem za los innych ludzi! Nikt nigdy w historii świata nie uważał tego za zabawne! Ja mam to przyjąć bez sekundy kwestionowania? Przecież twórcy realizacją tej sceny naprawdę kwalifikują się na jakieś leczenie psychiatryczne. Ich potrzeba zaklinania rzeczywistości jest ogromna, ale też zwykły brak pomyślunku jest jeszcze bardziej zastanawiający. Jak już chcieli wsadzić chłopa do cyrku i by się z niego śmiać, żeby przepchnąć swoje przekonania – niech on będzie bez munduru, niech konferansjer wymyśli historyjkę o tym, jak jego matka była pijana w ciąży czy coś. Niech oni się śmieją z głupoty, a nie dlatego, że najwyraźniej śmieszy ich cierpienie ofiary wojny. Kiedy w historii ludzkości cyrki opierały się na czymś takim?

SCENA TRZECIA: PRAWDZIWA MORDERCZYNI

Dagmar Overbye jest postacią historyczną, przynajmniej z imienia i nazwiska. W rzeczywistości pracowała z dziećmi, tylko film przedstawia ją jako prowadzącą sklepik i przygarniającą dzieci za opłatą, żeby im znaleźć rodzinę, tymczasem mordując je, bo jej się nie chce szukać. A potem w sądzie będzie kłamać, że to dla dobra ogółu. Prawdziwa Dagmar Overbye nie dostawała dzieci, bo matki same do niej przychodziły i oddawały potomków bez wyjaśnienia – ona manipulowała tymi matkami, żeby jej je oddały. Nie zabijała nawet w miękki sposób, jak uduszenie, jak to pokazali w filmie, a przynajmniej nie tylko. Ona paliła dziećmi w piecu.

Tylko po co ona jest w tym filmie? Po co o niej kłamać? Rozumiem, że można świadomie żonglować prawdą, gdy ta jest szeroko znana – nie wiem, przedstawić Ojców Założycieli jako POC, żeby w ten sposób coś wyrazić – ale nie ma na to mojej zgody, kiedy kłamie się o kimś, kogo nie znam. I kłamie się w taki sposób – złagadzając obraz prawdziwej morderczyni i podejmując próbę zrobienia z niej kogoś w stylu Very Drake, nie mając ku temu żadnych podstaw lub praw. W filmie, który kłamie na temat neutralności Danii podczas Pierwszej Wojny Światowej – a ja jako widz naprawdę nie wiem, czy twórcy po prostu nie wiedzą, kłamią, są ignorantami czy celowo zakłamują rzeczywistość. To nawet nie jest 5% czasu trwania filmu, ale jakakolwiek jest prawda – to naprawdę wystarczy, by dać filmowi 1/10 i nigdy nie traktować poważnie ludzi, którzy go zrobili.

To po prostu nie ma sensu. To mogła być losowa postać i filmowi by się obrywało tylko za chore zbiegi okoliczności: Karoline akurat chce dokonać aborcji, kiedy czystym przypadkiem trafia na kogoś, kto to robi dla zysku. To nadal byłby tytuł 1/10, ale taki z plusem. Czy coś, to w końcu tylko wątek trzecioplanowy, który w drugiej połowie przejmuje cały film z jakiegoś powodu.

Najgorsze jest to, że ja naprawdę widzę sposób, żeby ta produkcja jakoś działała. Wystarczyłoby nie usuwać humanitaryzmu. Tylko na przykładzie tego trzecioplanowego wątku – skoro ona pomagała zabijając dzieci, faktycznie to pokażcie. Widziałem już w kinie, jak dzieci miały myśli samobójcze, bo były ciężarem dla wszystkich wokół – pokażcie mi więc ludzi, którzy cierpią, ale oddają dziecko i godzą się z tym, co się z nim stanie. Cokolwiek to będzie. Pokażcie mi, że morderczyni faktycznie uważa, że pomaga, a nie, że kłamie w sądzie, byle tylko uniknąć kary. Niestety humanitaryzm został z filmu usunięty. Nie, że go zabrakło – on musiał być świadomie usunięty. Ten motyw przewija się przez całą produkcję i za każdym razem jestem przekonany, że to musiało wyglądać, jak adaptacja długiej książki, z której wycięto wszystko poza konkluzją. Mógłbym kupić obraz, w którym dziecko zaczyna uważać, że inne dziecko jest dla niego zagrożeniem, więc ostatecznie zaczyna je zabijać – a tymczasem otrzymuję obraz, w którym dziecko po prostu zabija inne dziecko. Twórcy od razu przechodzą do konkluzji, wszystko wcześniej uznając za nieistotne. To stoi za moimi słowami, kiedy mówię wieloktotnie podczas oglądania: „To nie ma sensu”. Bo w działaniu i zachowaniu bohaterów oraz twórców nie było humanitaryzmu. Wszyscy wolą zakładać, że świat jest przesączony złem, a wszyscy ludzie to popierdoleni psychopaci.

Z jednym wyjątkiem… Kiedy mówimy o postaci wzorowanej na faktycznej morderczyni. Ona jako jedyna w całym tym obrazie starała się robić coś dobrego. Do tego nas twórcy tego filmu przekonują.

Nie wiem, ile razy ten film zasługuje na 1/10. Nawet ja tego nie wiem. Tymczasem zbiera on wysokie oceny i nagrody – dlaczego tak się dzieje: w kolejnej części.