Steptoe and Son (1962-74)
Ulubione odcinki: Two’s Company, The Desperate Hours, Porn Yesterday
Brytyjski, niemal minimalny serial o relacji starszego syna z ojcem. Nie ma matki, syn ma prawie 40 lat, jest samotny, poza okresem na wojnie nigdy nie był bez rodziny, nie ma już wobec niego nadziei na coś więcej w życiu. Pracuje razem z ojcem w jego zakładzie, który polega na gromadzeniu śmieci i sprzedawaniu ich, taki chłopski lombard, więc młody będzie w trakcie odcinków próbować zyskać nowy zawód (np. naprawa telewizorów), ale nie jest wystarczająco mądry lub ogarnięty, aby mieć pełną rację w rozmowach albo faktycznie doprowadzić sprawę do końca. Ojciec z drugiej strony cały czas przeszkadza, a gdy człowiek mu wygarnie, wtedy ten udaje chorego, a nawet umierającego, samotnego, kto się nim zajmie, gdy syn wyjedzie się realizować? Często świadomie czyni życie potomka piekłem, aby tylko podstępem wyszło na jego. Synowi nawet często obrywa się od postronnych świadków za to, jak traktuje starego i schorowanego ojca. Nie pomaga nawet odpowiedź, że teraz jest słaby, ale nie był, gdy bił dzieci dawno temu – wtedy słyszy, że pewnie mu się należało. Pod spodem jednak pewnie można dostrzec człowieka, który obawia się samotności albo tak po prostu: śmierci, gdy nie jest w stanie sam o siebie zadbać w podeszłym wieku. Nic nie osiągnął, nadal musi pracować, nie jest w tym dobry… I świat się zmienia. Tacy jak on są coraz mniej potrzebni.
Odcinki najczęściej kręcą się wokół współpracy dwóch aktorów, okazjonalnie – i na krótko – pojawi się ktoś jeszcze. Tematyka fabuł nie jest zbyt złożona, proste idee rozbudowane do 30 minut. Ot, na przykład: syn znajduje bogatego klienta, który chce się pozbyć pianina, bo przypomina mu ono o byłej żonie. Teraz trzeba to pianino ściągnąć na dół. O tym jest cały odcinek. Na końcu nawet nie wyjdą z pianinem poza mieszkanie bogatego typa.
Steptoe and Son jest przykładem ciężkiej komedii, która zmusza do śmiania się z czegoś, co śmiesznym nie jest. Może wręcz irytować. Byłem sercem za synem, nawet jeśli pewnie był przygłupi i empatycznie odczuwałem ból, ilekroć los czy ludzie byli wobec niego niesprawiedliwi. Widownia jednak się śmiała, więc i ja powoli uczułem się odważyć śmiać z tego lub tamtego. Twórcy jadą po bandzie, serwując odbiorcy scenariusze pobudzające gorącą krew. I trzeba przyznać, jest w tym coś więcej.
Najnowsze komentarze