Podsumowanie 1967 roku
Ostatnia aktualizacja: lipiec 2024
NAJLEPSZE FILMY ROKU
Miejsce #1: Incydent („The Incident”)
Na ekranie każdy się boi. Terror jest tutaj niespodziewany i łagodny – napastnicy w końcu nie robią nic, za co władze mogłaby ich na dłużej zamknąć, ale ta możliwość wisi w powietrzu, że zaraz coś się stanie, gdy to MY ich sprowokujemy. Na nas ciąży odpowiedzialność, żeby siedzieć cicho, patrzeć w podłogę i co najważniejsze: nie pomagać, gdy komuś dzieje się krzywda. Odwrócić wzrok i czekać. Udawać, że nic się nie dzieje, że nie mamy z tym problemu. Całość jest czarno-biała, intensywna i brudna. Ten film ma wszystko, od wojny w Wietnamie po kino superbohaterskie. Ostatnie sceny wynoszą całość naprawdę wysoko – czułem, że oglądam thriller w wykonaniu Krzysztofa Kieślowskiego.
Miejsce #2: Oscar
Humor bierze się z krzyczenia, kolejnych postaci tracących nerwy, doprowadzonych do granicy szaleństwa kolejnymi zwrotami akcji. Fabuła jest tak zakręcona, że oglądając to za dzieciaka po prostu nie ogarniałem, co się dzieje. Lata temu śmiałem się, bo nie ogarniałem i bawiło mnie, że nie nadążam. Teraz oglądam, ogarniam, nadążam, mam mózg dwa razy większy i śmieję się tak samo mocno, bawię się tak samo dobrze. Louis de Funes będzie legendą na wieczność i ten film tylko ten fakt przypieczętował: jednocześnie gra kogoś, kto bawi do łez i potrafi być zastraszający, groźny, budzić postrach w innych postaciach. Wszystko to co chwila dając dowód swojego wielkiego wyczucia komediowego. To wręcz francuski „Arszenik i stare koronki”!
Miejsce #3: Absolwent ("The Graduate")
Zaskoczony jestem, jak dokładny ten film jest pod względem psychologicznym. Zdumiony jestem poziomem reżyserii Mike’a Nicholsa, który tutaj zaprezentował poziom Scorsese. Obudował świat bohatera basenami i akwarium, by cały czas towarzyszył mu efekt tonięcia. Perfekcyjnie ujął okres życia, w którym człowiek jest pewny tylko jednej rzeczy. I będzie się jej trzymał, bo tylko tyle wtedy posiadał. Pamiętajmy!
Miejsce #4: Westerplatte
Wróg jest tylko śladem na horyzoncie. Liczy się każdy nabój. Ludzie skończą się szybciej. Wojna stała się matematyką. Nie ma nawet grama heroizmu albo słusznej sprawy. Obliczenia pozbawione dobra i zła, są tylko decyzje, a jednak wszystko wydaje się równie niewłaściwe. Jak cała wojna. Nie ważne, czy będzie kazać walczyć dalej albo wywiesi białą flagę, czy będzie na koniec dumnie patrzył wrogowi w oczy. Między nimi nie ma złych emocji. Strzelali, niszczyli, ale na koniec podają sobie ręce. Wszystko chuj, chciałoby się rzec, gdyby to nie był taki elegancki, staromodny film.
Miejsce #5: Z zimną krwią („In Cold Blood”)
Jest to opowieść o wszystkim po trochu – psychice zbrodniarzy, karze śmierci, zbrodni samej w sobie. „Jesteśmy żywym dowodem na to, że zbrodnia popłaca” – mówi jeden z nich (zabili 4 osoby dla 40 dolarów, myśląc, że zdobędą więcej). Gdy już siedzą w więzieniu, słyszymy: „Zabawne jest to, że tylko jedna osoba stąd jest przeciwko karze śmierci”. Sama końcówka, te ostatnie 20 minut, to dla mnie najlepsza część – tutaj już udało się temat wykorzystać najpełniej, ze sceną egzekucji i napisem „In Cold Blood” pojawiającym się znikąd.
Miejsce #6: Zgadnij, kto przyjdzie na obiad ("Guess Who's Coming to Dinner")
Dobry film. Mądry także, warto zauważyć. Problemem nie jest tu niechęć do czarnych, tylko „Co ludzie powiedzą”. Presji społecznej boją się zarówno czarni rodzice pana młodego jak i biali rodzice panny młodej. Są w szoku, gdy się dowiadują o całej sprawie. Nie ma tu analizy problemu, są tylko prości ludzie, którzy nie zmienią nic w swoich czasach, ale w swoim własnym prywatnym życiu mają przygody i sukcesy cały czas. Jest w tym filmie sporo emocji i szczerości.
Miejsce #7: Jowita
Pewnie można było ten film sprzedać jako historię ku przestrodze o młodym człowieku, który odrzuca mu to, co kraj oferuje. Sukces na wyciągnięcie ręki – pozostaje więc się zastanowić, czemu bohater tak postępuje. I znaleźć tutaj właściwą historię: o zagubieniu, o niewiedzy, o odkrywaniu prawdy o sobie, gdy wcześniej idealizujemy samych siebie i swoje możliwości oraz cechy. To krótki film i tytułowa Jowita szybko staje się czymś potencjalnie wyśnionym. Nawet końcowe odkrycie prawdy wydaje się bardziej koszmarem niż czymś, co faktycznie mogło się wydarzyć. Każdy tutaj chce czegoś innego, miłość ma tutaj wiele twarzy. Tak jakby nikt nie pragnął kochać ani być kochanym. Każdy tutaj szuka tak naprawdę czegoś innego. I wydaje się, że to mówi coś o kraju, w którym żyją – ale nawet nie podejrzewamy twórców, żeby mieli taki zamiar. Są więc bezpieczni w tej gorzkiej historii o dorastaniu, z jazzową muzyką w tle.
Miejsce #8: Sami swoi
Lubię ten film. Lubię jego obraz Polski, wsi – zaraz po wojnie, ale bez niepotrzebnych detali i wygórowanych ambicji. Z tego miała powstać jeno komedia i wystarczy. Swojski klimat, sympatyczni bohaterowie i ich bezsensowna wojenka. Wyśmiana tak, by można było nie zauważyć podrasowanego komizmu w scenariuszu. Nie czułem, by nad dialogami pracowano nie wiadomo ile – wszystkie te zabawne puenty wychodzą naturalnie, wpasowują się w klimat. Świetna robota.
Miejsce #9: Doczekać zmroku ("Wait Until Dark")
To obraz będący spadkobiercą nowego nurtu w kinie, gdzie zło jest bardziej osobiste, a twórcy zaczęli się nad nich pochylać, by je zrozumieć. Oto musimy zacząć podejrzewać ludzi, w których nie ma na pierwszy rzut oka nic groźnego, o bycie ucieleśnieniem zła. Poznajemy historię, w której bohaterowie nie tyle pokonują zło, ile muszą uczyć się je rozpoznawać, mieć odwagę zidentyfikować je jako coś złego – i w końcu, uczą się z nim współpracować, aby zachować życie. To inteligentny thriller, który stosuje się do reguł własnej gry – bohaterka faktycznie jest zwykłą kobietą, która na podstawie swoich ograniczeń oraz ich przezwyciężania zaczyna domyślać się prawdy… Oraz znajduje rozwiązanie. To thriller, w który możemy uwierzyć – w plan antagonistów, w jego przebieg, egzekucję oraz reakcję każdej z postaci. To też thriller, który trzyma w napięciu i daje satysfakcję z oglądania.
Miejsce #10: Parszywa dwunastka ("Dirty Dozen")
Pod względem tonacji film można nazwać kinem przygodowym: nie ma tutaj ambicji na nic poważnego, realistycznego czy prawdziwego, ale jednak całość zaczyna się od sekwencji z karą śmierci. I nie ma tam żadnych podstępów, bo postać faktycznie skończy martwa. Sporo ludzi ogólnie zginie w tym filmie, będą poświęcenia mniej lub bardziej niezasłużone, łatwe do uniknięcia oraz niepotrzebne. i nie piszę teraz o licznych zgonach statystycznych, w trakcie opowieści zginą ludzie, których poznamy z imienia i nazwiska. Umrą za sprawę, umrą przez przypadek, umrą ponieważ po drugiej stronie ktoś wierzył w sprawę i strzelał, chociaż sam przypłacił to życiem. Wojna, jednym słowem. Film oferuje dużo broni, dużo strzelania, szeroką skalę działań oraz satysfakcjonujące działania militarne (na granicy sadyzmu) dokonywane na zbrodniarzach wojennych. Finał to długa sekwencja, będąca naprawdę jednym z klasyków amerykańskiego kina wojennego. Cała dramaturgia i budowanie napięcia jest wtedy w punkt. Dla tych fragmentów wciąż się wraca do takiego kina.
Również warte uwagi: Piękność dnia, Wielkie wakacje, Bonnie i Clyde
NAJLEPSZE SERIALE ROKU
Miejsce #1: The Prisoner - miniserial
Opowieść o szpiegu, który tuż po rezygnacji z dotychczas wykonywanego zawodu został porwany we własnym mieszkaniu. Obudził się w tajemniczej wiosce, gdzie ludzie dziwnie się zachowują, połowa elementów wydaje się wyjęta z „Odysei kosmicznej 2001”, wyjścia nie ma – strzeże go przedziwna, mistyczna kula. Bohater od teraz nazywa się Number Six. Z czasem bohater zamienia się w symbol ostatniego człowieka podejmującego walkę o bycie jednostką, wolną i niezależną, która nie zgadza się na kategoryzowanie, oznaczenie, zaszufladkowanie, tagowanie, ograniczanie się. Każdy odcinek to stoczona bitwa, z czasem dotycząca coraz głębszych wymiarów całego zagadnienia. Aż do finału, będącego kompletnym praniem mózgu.
Miejsce #2: The Invaders - sezon I
Po sukcesie i czterech sezonach zakończonych wielkim finałem „The Fugitive” Quinn Martin nadal tworzył ambitne kino telewizyjne. Tym razem postanowił opowiedzieć o człowieku, który jest świadkiem, że kosmici istnieją. Przybyli na Ziemię, są podobni do nas na pierwszy rzut oka i mają złe cele. Pilot kończy się sytuacją patową: bohater nie daje rady przekonać nikogo, że kosmici istnieją, ale oni wiedzą, że on wie. W każdym odcinku nowi bohaterowie, nowe lokacje, tylko kontekst i protagonista ten sam. „The Invaders” jest szersze w skali i w sumie podobne do „The Fugitive” – główny motyw to nadal jednostka z własnymi przekonaniami kontra cały świat mówiący inaczej. Inwazja obcych jest tutaj jakby metaforą agentów innych krajów, wygląda podobnie i odzwierciedla ówczesne strachy oraz obawy wśród społeczeństwa.
NAJLEPSZE ODCINKI ROKU
Miejsce #1: Many Happy Returns ("The Prisoner", 1x7)
Numer Szósty orientuje się, że jest sam w Wiosce i korzysta z okazji, aby uciec. Nie ma do kogo się odzywać, więc nic nie mówi. Cały odcinek jest więc czystym kinem przygodowym bez użycia słów. To najwcześniejsze znane mi zastosowanie czegoś takiego do realizacji jednego odcinka serialu, wyróżnienia go w ten sposób, urozmaicenia całości. I od razu zrobiono to rewelacyjnie!
Miejsce #2: A Taste of Armageddon ("Star Trek TOS", 1x23)
Fascynujący koncept łączący filozofię, teorię wojenną i tyle aspektów człowieczeństwa, ile tylko sci-fi może chyba pomieścić. Oto wojna, która jest całkowicie wirtualna, ale jej koszty w ludziach są faktyczne. Wszystko w imię zachowania sztuki, cywilizacji, architektury. Po co faktycznie się bombardować, skoro obie strony się zgodziły na ponoszenie strat w ludziach? Ciężko nie przyznać racji, tylko w drugą stronę… No właśnie. A załoga Enterprise zdaje się odpowiednia, aby podjąć ten temat. Mój ulubiony odcinek oryginalnego Star Treka.
Również warte uwagi: The Devil in the Dark („Star Trek, 1×25)
REŻYSER ROKU:
Mike Nichols („Absolwent”)
Arthur Penn („Bonnie i Clyde”)
Larry Peerce („Incydent”)
Stanley Kramer („Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”)
Stanisław Różewicz („Westerplatte”)
SCENARZYSTA ROKU:
Calder Willingham & Buck Henry („Absolwent”)
Nicholas E. Baehr („Incydent”)
Tadeusz Konwicki („Jowita”)
Jean Halain & Édouard Molinaro & Louis de Funès („Oscar”)
William Rose („Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”)
ZDJĘCIA ROKU:
Robert Surtees („Absolwent”)
Burnett Guffey („Bonnie i Clyde”)
Gerald Hirschfeld („Incydent”)
Jerzy Wójcik („Westerplatte”)
Jan Laskowski („Jowita”)
MONTAŻ ROKU:
Sam O’Steen („Absolwent”)
Dede Allen („Bonnie i Clyde”)
Armond Lebowitz („Incydent”)
Lidia Pacewicz („Westerplatte”)
Peter Zinner („Z zimną krwią”)
AKTOR ROKU:
Dustin Hoffman („Absolwent”)
Tony Musante („Incydent”)
Louis de Funès („Oscar”)
Sidney Poitier („Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”)
Scott Wilson („Z zimną krwią”)
AKTORKA ROKU:
Anne Bancroft („Absolwent”)
Audrey Hepburn („Doczekać zmroku”)
Thelma Ritter („Incydent”)
Kalina Jędrusik („Jowita”)
Katharine Hepburn („Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”)
MUZYKA ROKU:
Charles Strouse („Bonnie i Clyde”)
Terry Knight („Incydent”)
Jerzy Matuszkiewicz („Jowita”)
Wojciech Kilar („Westerplatte”)
Quincy Jones („Z zimną krwią”)
Najnowsze komentarze