Szczęście (2005)

Szczęście (2005)

22/09/2013 Opinie o filmach 0
Co za zdjęcia!

„Wiesz, ile lat ma ten wiatr?”

Kino europejskie w najlepszym stylu, z wyczuwalnym wpływem choćby Beli Tarra, przywołujący na myśl „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni„. O czym opowiada – to skomplikowana kwestia. Bohdan Sláma odnalazł się idealnie w narracji nie tylko czysto filmowej i tej ogólnej. Jego opowieść to życie i ludzie, bez podziału na gatunki lub akty. Nie ma tu wstępu lub finału, choć ma początek i zakończenie. Przez większość czasu nie dostrzegałem głównego bohatera, choć ten cały czas tam jest. Postaci stojące blisko kamery, blisko widza, zwyczajni, w starciu z nieprzewidywalnym życiem. Wszystko to w formie czystego kina, karmiącego się wyłącznie swoją poetyką. Żadne słowo, które pojawiło się w mojej głowie po seansie, nie było mi podane przez reżysera w żaden widoczny sposób. Jego obrazy wykonały całą robotę.

Widz na początku otrzymuje trzy historie: o dziewczynie, której chłopak wyleciał do USA. O matce dwóch dzieci, która zaczyna wariować. O facecie pragnącym zachować dom ciotki, zamiast oddać go pobliskiej fabryce. Ci ludzie się nawzajem znają, wpadają na siebie co jakiś czas, i ich losy są ze sobą powiązane w pewnym stopniu, by gdzieś w połowie filmu zetknąć na dobre. Naprawdę miałbym wam teraz zdradzić, w jaki sposób?

Ten film wymaga skupienia, ale co rzadko spotykane, potrafi się za nie odwdzięczyć. Historia rozkręca się powoli, z początku dostrzegałem tylko fenomenalne zdjęcia, by dopiero potem przejść do tego, jak ten film jest intensywnie skomponowany. Reżyser łączy tu niemoc z obowiązkiem natychmiastowego działania, szuka powodu, dla którego jest to uznawane za obowiązek, pozwala bohaterom zastanowić się nad tym i przyjąć tego konsekwencje, które tak naprawdę mają zasięg indywidualny – własne sumienie. Opowieść o zwykłych, dobrych ludziach, którzy jak chyba każdy musieli stanąć wobec problemu, z którym musieli coś zrobić, choć ich nie dotyczył.

Wszystko to jednak środek fabularny do opowiedzenia o tym, co było jego zamiarem od początku – o szczęściu. Każda z postaci zrobi na końcu to, co uzna za właściwe, że to właśnie da im szczęście. I zniknie z tej opowieści, zabierając coś ze sobą. Z tego wszystkiego wyłoni się postać głównego bohatera, ogołocona ze wszystkiego, nawet dachu nad głową. Niczym bohater „Oslo, 31 sierpnia„, będzie się wałęsał w długim ujęciu, zmuszony do stawienia czoła prawdzie o sobie. Gdzie jest jego szczęście?