Andriej Tarkowski

Andriej Tarkowski

19/12/2017 Blog 0

Syn poety. Studiował muzykę przed pójściem do szkoły filmowej. Jeden z wielkich poetów obrazu. Oto Andriej Tarkowski.

Cinema should capture life in the forms in which it exists and use images of life itself. It is the most realistic art form in terms of form.” – Andriej Tarkowski

Bergman nazywał go najważniejszym reżyserem wszechczasów. Sam Andrzej najbardziej cenił Kurosawę, Bunuela, Bergmana, Bressona, Mizoguchiego, Antonioniego, Jeana Vigo i Dreyera. W jego dzisiątce ulubionych filmów są niemal wyłącznie obrazy tych właśnie ludzi, z wyjątkiem City Lights Chaplina oraz Kobiety z wydm. Lubił też Terminatora za jego wizję przyszłości i co ona oznacza dla sztuki kinowej. Ze swoich produkcji najmniej lubił Solaris ze swoich filmów. Był niezadowolony, że nie udało mu się wykroczyć poza ramy gatunku, jak to sobie planował (czyli nadać głębi gatunkowi sci-fi – czyli zapewne jej tam nie było z definicji?), bo na drodze stanęły mu efekty specjalne i żargon bohaterów. Lem był niezadowolony, że z jego książki zrobiono bardziej Dostojewskiego, na co Tarkowski odpowiedział, że adaptacja to adaptacja, a nie ilustracja. Dlatego odrzucił książkę, skupiając się na życiu wewnętrznym bohaterów. Uważał, że artyści są produktem niesprawiedliwego świata i gdyby świat byłby inny, to artyści byliby zbędni. Uważał też, że artyści, by tworzyć, potrzebują – jakby to ładnie ująć? – motywacji. Presji. Nacisku. Wiecie. Zmontował też 33 wersje Zwierciadła, zanim był zadowolony. A to oznacza, że w tym filmie jednak jest jakiś porządek.

Tarkowski zrealizował dwa filmy, które znajdują się na mojej liście najlepszych filmów w historii. Jest jednym z pierwszych poetów kina i ludzi, którzy faktycznie u podstaw swoich obrazów stawiają na obraz: montaż, zdjęcia, praca kamery, światło i cień, symbolikę, muzykę, ciszę, umowność, posługiwanie się sugestią. Jeśli początkujący kinomani chcą obejrzeć film i powiedzieć, pomyśleć: „to było piękne”, kierują swoje kroki w stronę Tarkowskiego. Inni twórcy są w końcu jeszcze bardziej niszowi. Po latach nawet można docenić, że jest to kina na dodatek trzymające w napięciu. Osobiście nadal obstawiam przy tym, że Stalker jest jednym z najbardziej niezwykłych przeżyć, jakie doświadczyłem w kinie. Drugi seans w Iluzjonie minął mi jak parę chwil, nawet nie wypiłem łyka z puszki, którą sobie otworzyłem przed seansem. Piłem dopiero w drodze powrotnej. Podczas filmu byłem zahipnotyzowany.

A sam Tarkowski?… Cóż. Powtórzyłem jego filmy i odnoszę wciąż wrażenie, że jako filozof, on wcale nie poszukiwał odpowiedzi. Używaj jej – filozofii – jako wymówki. Wiedział, w co chce wierzyć i co uważa za słuszne. Szukał tak naprawdę argumentów, by w to wierzyć. Pisząc poniższe opinie, odbierałem tym razem jego filmy jako efekt pracy artysty, który tworzy do siebie, wyznaje jakieś rzeczy przed sobą. Nie wiem, ile tam jest miejsca dla widza. Ponoć w jego Solaris reżyser komentuje gatunek ludzki, przypominając mu, jak niewiele wiemy o sobie, że nawet nie wiemy, po co się pchamy do badań kosmosu. Nie wiemy, co byśmy zrobili z tym, co tam znajdziemy. Innymi słowy: według Tarkowskiego najpierw trzeba znać odpowiedź, zanim zada się pytanie.

Andriej Tarkowski

Obecnie Andriej Tarkowski znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #131

Top

1. Stalker
2. Ofiarowanie
3. Dziecko wojny
4. Zwierciadło
5. Andriej Rublow
6. Mały marzyciel
7. Nostalgia
8. Solaris

Ważne daty

1932 – przyjście na świat w Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej

1960 – małżeństwo, zakończy się potomkiem oraz rozwodem w 1963 roku

1970 – drugie małżeństwo, zakończy się śmiercią Andrzeja

1986 – śmierć we Francji (rak płuc), na jego nagrobku widnieje napis: „Dla człowieka, który widział Anioła”.

Mały marzyciel ("The Steamroller and the Violin", 1961)

3/5

Krótki metraż kręcony do szkoły. Chłopczyk zaprzyjaźnia się z robotnikiem. Dwa światy uczące się od siebie nawzajem. Mało konkretów, nieco wrażliwości, ujęcia wody, cisza, gołębie, parę artystycznych ujęć i trudne do określenia uczucie podczas seansu. Całość silnie odbiega od tego, co Tarkowski będzie realizować rok później w swoim pełnometrażowym debiucie fabularnym pod względem charakteru swojej produkcji. Opowiada o ludziach, nie tematach. A ludźmi są figury z plakatu, nie ludzie. Tylko traktuje ich jak ludzi. Lub tak właśnie widzi ludzkość? Mało mi to dało, obejrzałem tylko z ciekawości. Plus w jednej scenie wydawało mnie się, że kręcą na tle Pałacu Kultury, ale to jednak nie to. To tylko podobne style architektoniczne.

Dziecko wojny ("Ivan's Childhood", 1962)

5/5

Polski tytuł to jakiś potworek narzucony przez – ekhem – polskiego dystrybutora, wbrew temu co autor chciał tam wyrazić. Stąd zamieszanie ciągnące się do dziś, związane z tym, że ten sam film można znaleźć pod dwoma różnymi tytułami – dziecko wojny oraz Dzieciństwo Ivana. Ten drugi jest właściwy. 

Sam film opowiada o młodej osobie uczestniczącej w wojnie – chce uczestniczyć, ale zamiast tego jest blokowany przez innych walczących. Jest w końcu za młody, ale to nie powstrzyma naszego protagonisty. 

Tak się przynajmniej to zaczyna, bo ogólnie historia nie jest płynna. Wręcz ciężko podążać za tym, co artysta miał na myśli – czemu akurat jesteśmy tu i oglądamy daną scenę. I gdzie to tytułowe dziecko? Dosyć długo go nie ma na ekranie. Ponoć na to związek z tym, że Tarkowski był kreatywny podczas kręcenia i miał pomysły na nowe sceny. Seans pomimo tego jest bardzo mocny – nie ze względu na drastyczne sceny czy coś w tym guście, chodzi o siłę języka filmowego tutaj użytego. Naprawdę człowiek ma wrażenie, że ogląda filmową wersję poematu opowiadającym o echu, które tworzy ducha teraźniejszości. Tak jak napisy na ścianach, czyjeś ostatnie myśli spisane przed śmiercią, inspirują i motywują naszego młodego bohatera, który za życia sam staje się takim właśnie napisem. Duszą, która umiera, ale ciało jeszcze o tym nie wie.

Andriej Rublow (1966)

3/5

Produkcja historyczna rozgrywająca się w XV wieku, inspirowana losem artysty ikonografa, tytułowego Andrieja Rublowa, przedstawiająca losy ówczesnej Rosji. Sam Rublow jest tu tylko łącznikiem pomiędzy kolejnymi sekwencjami, w których reżyser Andriej Tarkowski odnajduje przypowieść o kryzysie wiary, zwątpieniu w przyszłość świata oraz ludzkości. Uwaga – przed seansem wskazane jest poznanie biografii Rublowa na własną rękę. A także, jeśli będziecie mieć wybór, celujcie w wersję liczącą 200 minut.

Zwierciadło ("The Mirror", 1975)

5/5

To nie jest obraz łatwy w zrozumieniu czy nadążaniu za nim. Celowo jest prezentowany w chaotyczny, poplątany sposób – miesza linię czasową, pewnie realizm ze snem, aktorzy ze słabą prezentacją (nawet na podstawowym poziomie – kto jak ma na imię) grają kilka ról, wszystko ma symboliczne znaczenie. Dodatkowo to produkcja chcąca uchwycić okres czasu i rzeczy, które się wtedy wydarzyły. Nie tłumaczy ich, nie opisuje, nie wprowadza w nie ani ich nie komentuje, więc widz z nimi niezaznajomiony będzie jeszcze bardziej zmieszany, zagubiony. 

Zwierciadło jest wielkim filmowym osiągnięciem w użyciu filmowego języka obrazu i zespolenia go z muzyką, poezją mówioną, fotografią, teatrem, surrealizmem i innymi tego typu elementami. To też wielkie osiągnięcie w dziedzinie wykorzystania sztuki do osobistych celów: wyrażenia ważnych dla siebie rzeczy poprzez tę formę sztuki. Wyrażenie siebie, opisanie siebie, tworzenie do siebie. 

Mówiąc o tym filmie, mówimy w sumie o sztuce i o tym, czy ona tak powinna wyglądać, służyć takim celom. Tak naprawdę w przypadku tego filmu nigdy nie będziemy rozmawiać o nim samym. 

Nostalgia (1983)

3/5

Nostalgia jest dla nas czymś innym niż dla Tarkowskiego. Zamiast miłych wspomnień z dzieciństwa otrzymujemy monotonny, poetycki obraz o ekologii. Bo za tym tęskni reżyser: za czystą wodą i generalnie czasami kiedy człowiek nie śmiecił, bo człowieka nie było.

Wiele więc tu nie ma, na dodatek przeciętny kinoman wie więcej na ten moment o dbaniu środowiska od Tarkowskiego (przyczyny, konkretne dane czy fakt, iż produkcja ekologicznych rzeczy bardziej szkodzi niż eksploatacja „nieekologicznych”). Nie mówię, że wszystko zdołałem zrozumieć, ale największy problem jest z tym, by zaakceptować, jak wiele jest tu banalnie proste. Reżyser umieścił całą opowieść wśród obiektów opuszczonych przez ludzkość – zabytki lub zarośnięte ruiny, po których cały czas cieknie woda lub biega pies. Dla twórcy jest to widok magiczny, ale czy dla widza jest tym samym?

Nie pomagają też okropne dialogi. To generalnie problem kina autorskiego, gdzie jeden głos musi zostać rozbudowany i podzielony na bohaterów, aby zaczęli o tym rozmawiać, kontrargumentować, bronić i zmierzać w ten sposób do puenty, na której autorowi zależy. W tym filmie słychać, że wszyscy mówią jednym głosem. Jeden mówi, reszta jest tylko widownią – czyli w końcu samym autorem. Albo Bogiem, w końcu Tarkowski był religijny, a w tym wypadku wszystko jest modlitwą.

Tak czy siak, odbiór produkcji zależy od tego, w jakim stopniu przepraszacie za samo swoje istnienie. Reszta zakręca kran przy goleniu brody albo przy zmywaniu naczyń, a samą Nostalgię obejrzy z obojętnością.

Ofiarowanie ("The Sacrifice", 1986)

5/5

Chyba najłatwiejszy film Tarkowskiego. Logiczny, przejrzysty, spójny. Prowadzi nas od jednej sceny do następnej, porządek jest zachowany nawet w sekwencjach onirycznych. Styl jest schludny, opowieść ma sens… no nie ma się do czego przyczepić. Od początku wydaje się, jakby sam Tarkowski zaczął być autorefleksyjny wobec siebie – tego, że tylko gada, mało robi, że chciałby to zmienić. I zmienia naprawdę sporo – w Ofiarowaniu jest faktycznie fabuła, napięcie, a refleksje na przeróżne tematy są naprawdę interesujące. Zagrożenie wojną jako wstęp do rachunku sumienia. Tak wygląda pierwsza połowa.

Druga połowa jest już inna – metafory i symbole przejmują stery, zamieniając całość w komedię. Bohater po pijaku jedzie rowerem, aby uratować świat, poprzez przespanie się z kobietą. Którą podrywa na opowieść o tym, że popłakał się, jak posprzątał swój ogród, bo ten stracił wtedy swoją naturalność. I jego ojciec też płakał, jak jego córka poszła do fryzjera. Tak czy siak, metoda skuteczna – seks jest, aż fruwają pod sufit. A potem wraca do domu, gdzie podkłada ogień, biega, pracownicy zakładu zamkniętego już są na miejscu i go zabierają, najpierw za nim biegają, by potem nawet nie zwracać uwagi, jak im wyskakuje z ruszającego się samochodu… A kończymy na dziecku, o którym nikt nie pamięta, leżącym pod drzewem, możliwie umierającym z głodu, myślącym na tematy filozoficzne. I tak oto film się skończył. Dziwne to było.

Z takimi filmami naprawdę coś konkretnego ustalić, bo to jak udawanie, że Sherlock Holmes i jego dedukcja ma sens. Każdy detal jest na tyle otwarty, że może mieć liczne interpretacje i próba dojścia do czegoś wydaje się… stratą czasu. Gdy główny bohater się modli, kamera podjeżdża do niego tak, aby wydawało się, że modli się… Do nas. Do widzów? Do całej ludzkości? Albo to dziecko, które przez cały film było nieobecne. Mogę żartować, że w ostatniej scenie umiera z głodu, bo nikt się nim nie interesował przez cały seans, ale jak daleko jestem od dobrego kierunku, jaki miałbym obrać, żeby zacząć interpretować cały utwór? W końcu na pewno ważnym elementem jest pokazanie, jak niewiele uwagi dorośli poświęcili młodemu. A całość jest w końcu dedykowana synowi reżysera, o czym dowiadujemy się na samym końcu.

Najprawdopodobniej Ofiarowanie jest wyznaniem artysty, który błądził całe życie, zdaje sobie z tego sprawę, po czym decyduje się na milczenie jako akt pogodzenia się z tym, że marnował czas swoich odbiorców. Pochyla głowę i tylko prosi, żeby jego dzieci uczyły się na jego błędach, okazały zrozumienie i ruszyły dalej. I robi to z ogromną siłą artystyczną. Trzyma w napięciu, hipnotyzuje monologami, urzeka obrazem, by w finale dowalić ośmionutową sekwencją, której nigdy nie zapomnicie. Wchodzi do głowy i każe rozmyślać nad tym, co się zobaczyło. Co miał na myśli młody w swoich pierwszych słowach? „Na początku było słowo… Dlaczego, tato?” – czy kwestionuje wtedy wagę mówienia? Czy zaczyna wtedy rozmyślać nad tym, że najpierw powinno być coś innego? Działanie? Odrzucając tym samym gadanie i stanie w miejscu, którego pełno w twórczości Tarkowskiego?

W ogóle całość silnie pachnie tym, co charakteryzowało prace innego reżysera (Bergmana), czy więc Tarkowski manifestuje tutaj odrzucenie tego, co reprezentował do tej pory sobą? Mówi: „Tak to powinienem robić do tej pory”. Ostatnie ujęcie przywołuje początkowe ujęcie Dzieciństwa Ivana, jakby to miało doprowadzić do powstania pętli w twórczości reżysera, albo powiedzenia, że teraz ma potrzebę przerobienia wszystkich swoich dotychczasowych filmów. W końcu zbliżała się jego śmierć, co wywołało zapewne rachunek sumienia. I zrobił to z pompą, opowiadając o całym świecie zbliżającym się do zagłady, gdzie wszyscy robią taki rachunek. A przynajmniej powinni. A przynajmniej jedna osoba robi to z takim rozmachem, że robi to w imieniu wszystkich.

A MOŻE PO PROSTU NAKRĘCIŁ PREQUEL DZIECKA WOJNY I TYLE.

Swoją drogą jest tutaj ciekawe odwrócenie kolejności. Prośba zostaje spełniona jeszcze przed dokonaniem poświęcenia. I jakoś wtedy chyba jest bohaterowi ciężej – bo wie, że teraz musi zrobić to, co obiecał, co zaoferował.