W cieniu gilotyny („A Tale of Two Cities”, 1935)

W cieniu gilotyny („A Tale of Two Cities”, 1935)

25/08/2018 Opinie o filmach 0
w cieniu gilotyny A Tale of Two Cities
Jack Conway
Ronald Colman

Rewolucja Francuska wykorzystana pod tezę. Wciąż może się podobać.

Adaptacja powieści Charlesa Dickensa, która opowiada o Rewolucji Francuskiej. Miejsce akcji to Paryż, które mieści tak naprawdę dwa miasta – jedno dla biednych, drugie dla arystokracji. Konflikty narastają, prowadząc do rezultatu, który raczej wszyscy znamy.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to grubo ciosane portrety postaci, a raczej stron konfliktu. Arystokracja czuje się lepsza od biednych, jest pełna pogardy. Po przejechaniu i zabiciu dziecka wysiadają z powozu i krzyczą: „Czemu nie pilnujesz swoich młodych? Mogły mi uszkodzić pojazd!„, po czym wraca do środka i odjeżdża, po sprawie. Pospólstwo to z kolei nasi bohaterowie, mamy im kibicować – są krzywdzeni, nie zasługują na to, bunt i morderstwa będą czymś dobrym. A przynajmniej tak powinniśmy myśleć.

Tak naprawdę to, co mi przeszkadza, może być winą materiału adaptowanego, którego nie czytałem. Nie wiem więc, w jakim stopniu już tam fakty historyczne było stosowano pod tezę, ale tak czy inaczej – nie jestem tego fanem. Rewolucja Francuska to ważne wydarzenie, nawet ja to wiem. Wtedy właśnie zakwestionowano władzę pochodzącą od Boga i inne takie rzeczy. „W cieniu gilotyny” sprowadza to wielkie wydarzenie do jednego: żeby wyrazić niektóre ideały pozytywizmu, takie jak budowanie od podstaw, troska o niskie klasy społeczne itd. W rezultacie opowiada nie o wyzwoleniu, ale o kontynuacji błędu. Jedyna różnica polega na tym, że teraz ta druga strona będzie go popełniać. Arystokracja wykorzystuje biednych, teraz biedni będą wykorzystywać bogatych. C’est la vie.

Muszę jednak przyznać, że gdy doszło do scen balistycznych (co prawda nielicznych), to miałem dreszcze podczas seansu. Ten tytuł potrafi robić wrażenie. Duża w tym zasługa kina Eisensteina i jego kumpli oraz ekspresyjności typowej dla ich kina. Przecież wtedy nie zdążyła minąć nawet dekada od choćby „Końca Sankt Petersburga” (1927), takie tytuły musiały służyć za inspirację przy realizacji „W cieniu gilotyny„. Bitwy, przemowy przed tłumem, porywanie masy do marszu – to może się podobać!

Skąd wytrzasnąłem ten film?

Kinofil w „Kronikach Times Square” (2017-) zamawia prostytutki, żeby móc z kim oglądać filmy. I to był jeden z nich. Oglądali z VHS’a, bo akcja rozgrywa się w latach 70.