Przegląd ofert VOD – Sierpień 2019

Przegląd ofert VOD – Sierpień 2019

01/09/2019 Blog 0
vod

Czyli moja mieszanka poleceń, informacji i przyglądania się nowościom, które wyszły miesiąc temu na polskich VOD. Netflix, HBO GO, Mubi i nie tylko.

HBO GO

Wrócił serial The Affair. Przez następne 10 tygodni będziemy mogli oglądać piąty sezon. W końcu jestem na bieżąco z tym serialem i mogę napisać, że jest to rzecz, którą fani produkcji koniecznie muszą włączyć. Niezależnie od tego, co myśleli o ostatnich sezonach.

To powiedziawszy – tak, to wciąż poziom czwartego sezonu. Dla niezorientowanych w temacie – nie mówię, że jest w tym coś złego. Gdyby ocenić ostatnią serię w oderwaniu od wcześniejszych, to byłoby doskonałe kino. Problem zaczyna się, kiedy oceniamy ją jako kontynuację losów tych bohaterów, kiedy oceniamy spójność tematyki i inne takie. Kiedyś był to serial o subiektywności i o różnicach pomiędzy tym, jak widzimy siebie, a jak widzą nas inni. Jak to się dzieje, że w swoich oczach zachowujemy się dobrze, podczas gdy w oczach innych tylko przeszkadzamy. Z tego powodu każdy odcinek podzielony był na części, by w każdej obserwować te same wydarzenia, ale z innej perspektywy. Bohaterowie byli historią, ich relacje i wewnętrzna podróż do zrozumienia siebie samych. W trzecim i czwartym sezonie to jednak fabuła stała się istotniejsza, przygody bohaterów. Teraz nie zmienialiśmy perspektywy, aby zobaczyć te same wydarzenia z innego punktu widzenia – teraz przenosiliśmy się w czasie, aby zobaczyć to, co miało miejsce przed tym, co już znaliśmy. Odkrywaliśmy kolejne warstwy opowieści w iście dramatyczny sposób. I nie ma w tym nic złego, to jest tylko „inne”. The Affair jest w zasadzie kolejnym Lost, jakby przygodę zastąpić telenowelą.

Piąty sezon przez pierwsze 10 minut jeszcze pozwala sobie na bycie klasycznym The Affair: oglądamy dwóch ludzi przy kawie, jak rozmawiają. Nic więcej. I chociaż sam temat tamtej rozmowy był dziwny (Noah stara się w dwóch zdaniach wytłumaczyć komuś, kto nie zrozumiał książki, dlaczego bohater jego powieści odszedł od żony), to już sama atmosfera tej sceny przywołała na myśl pierwsze dwa sezony. Potem już oglądamy przygody Noah po pogrzebie, który zwiastował czwarty sezon. Następnie oglądamy przygody Helen przed pogrzebem. Ważne jest jednak to, co się dzieje między tymi segmentami.

Mianowicie, mamy też trzeci segment, który niestety sobie trochę popsułem. Zobaczyłem w czołówce nazwisko Anna Paquin i poszedłem od razu na IMDb, aby upewnić się, że prawidłowo ją rozpoznałem. Tak, to ta aktorka, której występ z filmu Margaret wyróżniłem w 2011 roku. Jej obecność to dobra wiadomość – problem w tym, że wiem też, kogo gra. A twórcy The Affair chcą to trzymać w tajemnicy. Jej segment nie jest zaznaczony imieniem ani numerem. Każde ujęcie i detal jest ostrożnie zaplanowany niczym opening z drugiego (i trzeciego, i czwartego…) sezonu Lost. I dlatego napisałem, że fani serialu muszą to zobaczyć, aby wiedzieć o istnieniu tego segmentu. Gdyby to był oddzielny serial, jakaś nowa pozycja, w tym momencie gorąco bym zachęcał do seansu. Aktorzy są świetni, scenariusz rewelacyjnie rozpisuje plany czasowe na potrzeby dramaturgii – i co najważniejsze, wciąga. A że w porównaniu do pierwszych dwóch sezonów wydaje się jakiś płaski?… Cóż, to już inna rozmowa.

W momencie publikacji tego tekstu będzie już dostępny drugi odcinek.

Z nowości na HBO GO zobaczyłem jeszcze pozycję pt. Przybysze. Miałem zobaczyć jeszcze inne, ale po tym odechciało mnie się eksperymentować z nowościami…

Przybysze to norweski serial o tym, że nagle w całym kraju pojawiają się przybysze z przeszłości. Odległej. Czasami są z XIX wieku, czasami z X. Brzmi jak moje ukochane Leftovers, ale gdyby wzięli się za nie ludzie bez własnych pomysłów. Nic tutaj do siebie nie pasuje, wszystko wynika z jakiegoś głupiego schematu, a całość najwyraźniej jest robiona pod tezę. Wiecie, Europa ponoć ma kryzys imigracyjny.

Co więc tu mamy – policjant (w stylu comedic relief) mający za złe innemu policjantowi, że ten robi swoją robotę („Odkryłeś morderstwo, teraz musimy zacząć pracować – ty debilu!!!”). Przybysze w ogóle nie zachowują się jak przybysze z innych czasów. I nie mówię tylko o tym, że się adaptują szybko, są spokojni i w ogóle nieprzytłoczeni przez nowoczesną technologię, chociaż i pod tym względem mamy do czynienia z czymś kilka razy mniej poważnym od takiego The Jetsons Meet The Flintstones. Mam przede wszystkim na myśli, że dziennikarka z XIX wieku po przeniesieniu się do nowoczesnej Norwegii zaczyna uprawiać tabloidowe piśmiennictwo. Podczas wywiadu z policjantem mówi rzeczy w stylu: „Nie umie pan powiedzieć, czy domniemane zamordowanie Przybysza było zbrodnią nienawiści, a więc nie jest pan na bieżąco w sprawie zamordowania Przybysza, a więc mówi pan, że policja olewa sprawy dotyczące Przybyszów?”. To nie są żadni Przybysze. A zresztą czasami są. Tacy dzicy, krzyczący i wystraszeni. Zależy, do czego ich scenarzyści potrzebują w danej scenie. Jestem na 17 minucie i już jestem w stanie napisać, że to produkcja robiona pod tezę. Tyle szczęścia, że w pierwszym odcinku jedynie się na to zapowiada. Nie było na to czasu, musieli najpierw odbębnić wszystkie punkty bezdusznego buddy-cop movie.

I zgadnijcie, co leci w czołówce, jak bohater jedzie przez miasto, oglądając okolicę? Czarny soul. Najmniej pasujący utwór, jaki tylko się dało. Futurystyczna drama z Norwegii jest tym, co niby oglądam, a czułem się jak podczas seansu klasyki blaxploitation w stylu Across 110th Street.

Naprawdę jest mi szkoda. Duet głównych aktorów, jak już odhaczy schemat fabularny, to pokaże również, że ma między sobą pewną chemię. Główny wątek morderstwa Przybysza też jest całkiem wciągający i byłbym skłonny oglądać dalej… Gdyby nie to, że twórcy naprawdę powinni przemyśleć swoją karierę artystyczną. W ich serialu prehistoryczna kobieta mówi policjantowi współczesnemu, że życie „nie jest takie proste, jak on myśli”. Czysty absurd.

Ponadto HBO GO oferuje sporo nowości kinowych (Wreck It Ralph 2, Alice Through the Looking Glass, Teen Titans Go! To the Movies, Ready Player One, Tomb Raider, Mary Poppins Returns, Holmes and Watson). Jak macie ochotę na relaksacyjne kino kulinarne, to polecam Ramen – smak wspomnień – tak o nim pisałem swego czasu: „Pozwala dobrze się poczuć. Bohater traci część rodziny i wyrusza w podróż, aby nauczyć się gotować potrawę, która będzie mu o nich przypominać. Poznaje ludzi, poznaje techniki gotowania i bardzo dużo je, a wszystko to jest na ekranie. Może to zmęczyć, bo wiele więcej w tej produkcji nie ma, ale wywołuje pewne przemyślenia”.

Pojawił się również Robot & Frank, który sam chętnie powtórzę. Tak o nim pisałem sześć lat temu: „Niedaleka przyszłość. Frank Langella gra ojca, którego reszta rodziny już opuściła. Odzywają się do niego, ale najbliżej ma syn, mieszkający tylko 10 godzin drogi samochodem od niego. Jest więc przeważnie sam, źle się odżywia – ma kłopoty z pamięcią, które coraz bardziej dają sobie znać. Dostaje więc do pomocy inteligentnego robota. (…) dostałem raczej lekki i pogodny film o przyjaźni – niezwykły, bo w głównym duecie ustawiono osobę starszą oraz maszynę. To naprawdę oryginalne i przyjemne w oglądaniu, bo zawierające sporo łagodnego humoru (…) Boże, jak mi się chciało płakać na koniec.”

Zawsze można też sprawdzić, czy Kopciuszek 3 faktycznie nie jest aż tak zły, jak powinien. Wielu nawet poleca tę część.

Netflix, Amazon, Mubi i inne

Na Amazon Prime pojawił się serial kryminalny z elementami low-fantasy: Carnival Row. Zbiera rozsądne oceny, a nawet jeśli to nie wypali, to zawsze zostanie Cara Delevingne. A poza tym chyba tylko Vinland Saga jest dobrym powodem, aby zajrzeć na Amazon Prime. Jestem na bieżąco i mogę napisać, że ten tytuł idzie po złoto, naprawdę. Odważnie sobie kroczy, przedstawiając psychikę bohaterów i prezentując kolejne brutalne sceny mordów. Jedyny problem mam taki, że Brytyjczycy, Francuzi, Norwegowie i inni nie mogą się dogadać w tym serialu, bo mówią innymi językami, ale wszyscy przecież mówią po japońsku.

Netflix pozwala podziwiać piękną animację poklatkową Piratów! popłakać przy Wszystko za życie (jeśli jeszcze nie oglądaliście) oraz sprawdzić nowy stand-up Simona Amstella: Set Free, którego Do Nothing jest chyba moim ulubionym tego typu występem.

CHILI pozwala na seans Avengers: Endgame, Boyhood, oraz Sorry to Bother You (takiego ekscentrycznego indie w stylu Get Out).

CINEMAN pozwala obejrzeć The Haunting of Sharon Tate. Jakby komuś było mało po Pewnego razu… w Hollywood.

Na MUBI jeszcze przez dwa tygodnie możecie oglądać Wybór Hobsona Davida Leana. Nie nastawiajcie się jednak na komedię, jak zaznacza sama strona. To kino bardziej obyczajowe, w którym niewdzięczny pracodawca traci utalentowanego pracownika, więc ten zakłada własne miejsce pracy… I odnosi sukces. Ot, taki dosyć zwykły film. Bardziej polecam film YOLO Fritza Langa (polski tytuł Tylko raz żyjemy), jeśli lubicie klasycznego kino USA z lat 30. Skazany na więzienie wychodzi na wolność i próbuje od nowa ułożyć sobie życie, ale ludzie nie są skłonni mu zaufać. Solidne kino!