Przegląd ofert VOD – Lipiec 2019

Przegląd ofert VOD – Lipiec 2019

04/08/2019 Blog 0
vod

Czyli moja mieszanka poleceń, informacji i przyglądania się nowościom, które wyszły miesiąc temu na polskich VOD. Netflix, HBO GO, Mubi i nie tylko.

W lipcu skupiłem się na nowościach, które ostatnio pojawiły się na Amazon Prime Video. Jestem zmęczony tym, co oferuje Mubi, dlatego tym razem przygotowałem tylko retrospektywę trzech filmów francuskiego reżysera Henri-Georgesa Clouzota, którego do tej pory znałem tylko z dwóch filmów.

Premierą miesiąca na Amazonie było zdecydowanie The Boys, ale o nim pisałem już przy okazji oddzielnej recenzji i to do niej odsyłam zainteresowanych. Teraz tylko napiszę, że jest to odtrutka na dotychczasowe kino superbohaterskie – i ten świat serialu jest jego najmocniejszą stroną. Co by o nim nie mówić, to ostatnie, czego bym się spodziewał po tym gatunku, to szef superbohaterów rozmawiający z jednym ze swoich podopiecznych z podejściem w stylu: „1300 na rękę, umowa na dzieło i decyduj szybko, bo mam już Ukraińca na twoje miejsce”, ale tak właśnie jest w tym serialu: bohaterowie oszukują, są tylko trybikiem w maszynie jakiejś złej korporacji, ratują ludzi tylko po to, aby coś osiągnąć, a jeśli mogą to osiągnąć bez ratowania, to właśnie tak to zrobią. Mam z tą produkcją pewne problemy, ale ten świat jest naprawdę zachęcający. Do przeczytania komiksu również!

Sprawdziłem serial autorstwa Eda Brubakera (autora komiksów, odpowiedzialnego choćby za powrót Bucky’ego do żywych w Kapitanie Ameryce) oraz wyreżyserowany w całości przez Nicolasa Windinga Refna, czyli Too Old To Die Young. Ten ostatni w wolnym tempie znajduje wiele rzeczy: brak komfortu, napięcie, groźby. Każda postać wydaje się mówić po głębokim przemyśleniu tego, co chce powiedzieć, ważą swoje słowa – gdy rozmawiają z przeciwnikiem. Gdy policjant rozmawia z zatrzymanym, wtedy wolna wymiana zdań jasno daje do zrozumienia, że zatrzymany łatwo się nie wywinie. Wolne tempo oddaje codzienność policjanta na patrolu, a nagłe zdarzenie szokuje swoją gwałtownością w kontekście całości. Autentycznie można spaść z krzesła, kiedy po 20 minutach niczego nagle coś zaczyna się dziać. W wolnym tempie można też znaleźć humor, jak choćby w scenie starego człowieka przemawiającego do młodego w języku hiszpańskim przez pięć minut, brzmiąc przy tym, jak agent Cooper mówiący od tyłu, by w odpowiedzi młody powiedział: „My Spanish… No Bueno”.

Problem tym, że wolne tempo nie zastąpi dobrych dialogów albo intensywnego aktorstwa, a tak jest w tym przypadku. Wymiana zdań, w których trzeba ważyć każde słowo, nie są dobrze napisane. To nie twarde słowa, którym wolne tempo dodaje charakteru, to nieangażujące i nieprzekonywujące słowa, które są jeszcze dodatkowo osłabione przez wolne tempo. Aktorzy z kolei są często kręceni oddzielnie, nawet jeśli siedzą razem przy stole, a wtedy wyglądają, jakby gadali do ściany. Nie mogą prowadzić pojedynku, nie mogą liczyć na reakcję partnera i z nią działać, a przynajmniej wydają się pozbawieni takiej możliwości. Nie są kręceni razem na długich ujęciach, jak to robił Anderson czy Lynch, ich sceny częściej wyglądają jak próbne podejścia albo nagrania z castingu.

Refn jest oczywiście zbyt doświadczonym artystą, aby posądzać go o brak celowości w działaniu. Zapewne taki właśnie efekt chciał osiągnąć: Too Old… wygląda zwyczajnie sztucznie. Może serial jest więc artystycznym manifestem ukazującym sztuczność takich historii, która zawsze tam jest, tylko szybsze tempo ją przykrywa. Może. Moje wrażenia na razie pokrywają tylko pierwszy odcinek, a że niemal wszystkie trwają prawie półtorej godziny, to szybko do końca nie dojdę. W sumie nawet nie wiem, czy chcę. Ten serial jest nudny i niczego nowego nie oferuje.

Na Amazon Prime wyszło też w pewnym sensie anime Vinland Saga. W pewnym sensie, ponieważ na razie mamy tylko cztery odcinki i Amazon nie informuje, że będzie więcej – oraz kiedy. Dopiero na IMDb jest wiadomość, że na początku sierpnia zaczną wychodzić kolejne: po jednym tygodniowo, aż do października. Nie wiem, czy Amazon będzie się tak bawić, bo to pierwsza taka sytuacja dla mnie, ale zobaczę. Obecnie mamy cztery odcinki, które zamykają się w przedstawieniu dzieciństwa bohatera oraz rzeczy, które będą go kształtować. Mamy czasy dominacji Wikingów, akcja rozgrywa się w małej wiosce na Islandii i młody Thorfinn bardzo chce być jak ojciec, który kiedyś był najlepszym wojownikiem i teraz po latach pacyfizmu znów będzie zaciągnięty do służby. Mamy więc opowieść o doświadczonym dorosłym, który chce nauczyć syna, że przemoc nie jest rozwiązaniem, kiedy syn i jego koledzy cieszą się na samą myśl zginięcia na polu walki. Jest to anime pozbawione większych dziwactw, w końcu przedstawiamy kulturę skandynawską, ze stylistyki typowego anime otrzymujemy w zasadzie tylko ekspresyjną animację oraz japońskie podejście do walczenia z przeciwnikiem nie wtedy, kiedy jest osłabiony, ale wtedy, gdy jest u szczytu swoich możliwości: tylko wtedy pokonanie go przynosi chlubę i satysfakcję. U prawdziwych wikingów raczej coś takiego nie istniało?…

Najważniejszy jest odcinek czwarty pt. A True Warrior, który składa się tak naprawdę z jednej długiej walki, zapoczątkowanej zresztą jeszcze we wcześniej części. Waga tej walki, jej choreografia i dramaturgiczna złożoność, nieprzewidywalność i widowiskowość czynią już teraz A True Warrior najlepszym odcinkiem roku. Chce się do niego wracać!, a chęć na seans ciągu dalszego jest naprawdę duża z mojej strony. Polecać jeszcze nie mogę, ale coś czuję, że gdzieś w październiku to zrobię. A nawet jeśli Amazon nie będzie udostępniać odcinków co tydzień i będę musiał czekać do października na całość – wciąż warto obejrzeć cztery odcinki obecnie dostępne, bo opowiadają wystarczająco prostą i konkretną historię. Na tyle, by pamiętać ją jeszcze za parę miesięcy.

Jedyną wadą Vinland Saga jest… opening. Piękny i mający pazur, ale zdradzający w zasadzie całą fabułę serialu: wiem, jak będą wyglądać dalsze losy Thorfinna i z kim będzie się bić w finale. Wyżej pisałem, że walka z czwartego odcinka była nieprzewidywalna, ale tylko dlatego, że nie wiedziałem aż do końca, jak zamierzają doprowadzić do tego, co zobaczyłem w czołówce. Niestety więc radzę pomijać jej oglądanie.

MUBI błysnęło wspomnianą retrospektywą Henri-Georgesa Clouzota. Na pierwszy rzut obejrzałem Kto zabił? (1947) Jest to noir ze schematycznymi postaciami i historią, ale ciemną wymową. Zazdrość prowadzi do chęci zabójstwa, sprawy się komplikują. Bohaterowie są prości, wręcz banalni, a historia niczym nie angażuje z podobnych powodów. Dopiero na koniec wymowa całości sprawia, że Kto zabił? staje się interesującym tytułem. Jest to zdradzanie zakończenia, ale równocześnie jest to największa zachęta do obejrzenia: [SPOILERY] oto policja popełnia błąd i wsadza niewinnego człowieka, który w konsekwencji rozcina sobie żyły tarczą rozbitego zegarka. [/SPOILERY] Dzisiaj może to nie robić takie wrażenia, ale wtedy były inne czasy i inne kino; wtedy niewielu mogło sobie pozwolić na pokazanie policji, która zawodzi swoich obywateli. Tego typu rzeczy jest w tej produkcji kilka – jeśli miałbym polecić seans, to właśnie dla nich. I poniższej kwestii, bardzo przewrotnej w kontekście danej sceny…

When it’s comes to women, we’ll never have a chance
Kto zabił?” (1947)

Uwięziona (1968) ma podobny problem – to tytuł schematyczny, skonstruowany dosyć luźno, oparty głównie na aktorstwie i dopiero na końcu coś ciekawego pokazuje (jest jakiś język filmowy zamiast stawiania kamery przed aktorami, żeby ci sztucznie grali). Fabularnie jest to rzecz o toksycznej relacji w trójkącie miłosnym, jednak mówimy tu o czymś, co powszechnie przyjęło się nazywać „nieszczęśliwą miłością”. Przez to zupełnie nie mogłem zrozumieć bohaterów, bo dla mnie „nieszczęśliwa miłość” ma tyle samo sensu, co kwadratowe koło albo określaniem ustroju dowolnego współczesnego kraju jako kapitalizm. Trochę więc z mojej „winy” byłem obojętny na fabułę i relację między bohaterami – a tym samym na całą Uwięzioną. Polecić nie mogę.

Na Netfliksie pojawiło się coś dla fanów bijatyk (Boyka: Undisputed IV), bijatyk połączonych z dramatem (Brawl in Cell Block 99 – moja opinia pod TYM linkiem), fanów Tarantino (Pulp Fiction & Wściekłe psy), kina przygodowego (Gwiezdny pył – moja opinia TUTAJ) oraz cyberpunku (Blade Runner). Z serialowych nowości wyszedł Another Life, opowieść sci-fi o wyprawie kosmicznej, do której wyznaczono ludzi specjalizujących się w byciu nieodpowiednimi ludźmi do odpowiedzialnej misji. Niedoświadczeni, niedojrzali kretyni – i są oni głównym zarzutem w stronę całej produkcji. Do tego głupoty w scenariuszu. Na IMDb najlepszy odcinek ma ocenę 6.7/10, więc musi być absolutnie tragicznie. Tam przecież nawet słabe odcinki otrzymują co najmniej 8/10!

Z filmowych nowości wyszedł Girls with Balls, polski tytuł: „Ostre siatkarki”. Plakat zwiastuje krwawy campowy horror, obsada zawiera Denisa Lavanta (!), ale opinie na IMDb ostrzegają, że przemoc została bardzo źle połączona z dziecinnym poczuciem humoru, tworząc nieoglądalną produkcję.

Na HBO GO pojawiły się takie filmy jak mój ulubiony Dzień świstaka oraz trzy filmy z serii X-Men (Origins: Wolverine; Przeszłość, która nadejdzie i Pierwsza klasa), ale także po jednym tytule od takich reżyserów jak Guy Ritchie (Przekręt), Woody Allen (Mężowie i żony), Wes Anderson (Grand Budapest Hotel) oraz Roman Polański (Dziecko Rosemary).

Z nowości wyszedł miniserial dokumentalny Kto zabił Garretta Phillipsa?, o zabójstwie 12-letniej tytułowej persony. Opinie pozytywne i jeśli ktoś lubi prawdziwe opowieści o niesłusznym oskarżaniu i manipulowaniu opinią publiczną, byle tylko kogoś obwiniono i skazano, to raczej się nie zawiedzie.

Na Chili pojawiły się takie nowości jak: Kurier, Dumbo, To my, Alita: Battle Angel, Shazam i Kapitan Marvel.

Dzięki Cineman można w końcu zobaczyć legalnie Dragged Across Concrete, nowy film S. Craiga Zahlera, autora wspomnianego wyżej Brawl on Cell Block 99 oraz Bone Tomahawk, również dostępnego na Cineman).

A na VOD.pl jest… As w potrzasku z 1951 roku. Legalnie, z polskimi napisami, pierwszy raz w historii… Za darmo. Aż mi szczęka opadła, jak to zobaczyłem. Ninateka z kolei oferuje dokument: Nie jestem twoim murzynem. Za darmo.