To my („Us”, 2019)

To my („Us”, 2019)

01/06/2019 Opinie o filmach 0
us poster
Elisabeth Moss

Im dłużej się myśli o „Us”, tym gorszy ten tytuł się staje. Chciałem tylko, by się skończył.

2/5

Bez zaskoczeń. Jordan Peele wciąż przez większość czasu udaje, że robi jeden film, tak naprawdę robiąc coś innego. Różnica jest tylko taka, że w Get out zrobił to 15-30 minut przed końcem, w Us zrobił to w ostatniej scenie… Którą jeszcze na dodatek zdradzono w zwiastunie. Cała reszta bez zmian – widz jest zwodzony, że ogląda coś istotnego, że nad każdą sceną trzeba się zatrzymać, a ostatecznie całość jest banalna i właśnie najlepiej jest się nie przyglądać. Im dłużej się myśli nad tym tytułem, tym gorszy on jest.

Us opowiada o tym, jak łatwo jest zapomnieć, do jakiej klasy społecznej się zależało, kiedy już się ją opuści. Wiecie: bogaty nie pamięta, jak to jest być biednym. A poprzez „opowiada” mam na myśli, że film mówi niemal na głos to jedno zdanie. Nie zgłębia tego zagadnienia w żaden sposób, tylko rzuca nim w widza. Było to już w kinie i ogólnie sztuce robione parę razy, Us zapewne jest najgorsze w tym zestawieniu – bo nie ma żadnych własnych pomysłów, scenariusz jest tragiczny, a przez ilość błędów zaczynam wątpić w jakość swojego łącza, czy podoła ono z pobraniem czegoś takiego. Pamiętacie choćby Niespodziewaną zamianę miejsc? Ciepły humor, sympatyczni i ludzcy bohaterowie, każdy się czegoś uczył na koniec, twórcy faktycznie pochylają się nad problemem, który przedstawiają. Głupiutki pomysł na fabułę pasuje do całego filmu i można go kupić, wiele scen zapada w pamięć… aż chce się wracać do tego tytułu. Us to coś takiego, tylko nie charakteryzuje się którąkolwiek cechą, jaką właśnie wymieniłem.

Fabuła Us wygląda następująco: rodzina jest na wakacjach, czyli siedzą w domku, jadą samochodem, krzyczą na siebie. Nic się nie dzieje przez jakieś 40 minut. Następnie coś zaczyna się dziać: ktoś napada ich w trakcie nocy i chce zamordować. Myślę wtedy „Fajnie, niech ich zabiją i będziemy mogli przejść dalej”, bo nie mogę się doczekać, aż film się skończy. Jednak żadnego „Dalej” nie ma. Nikt nie miał pomysłu na cokolwiek w tej produkcji. Postawiono na wygenerowany komputerowo horror z mordercą polującym na ofiary, z całą paletą wad takiego czegoś, podlanego jeszcze żenującym poczuciem humoru oraz równie słabą metaforą („We’re American” – przecież ten, kto to napisał [i kto to wypowiedział na ekranie] będzie do końca życia żartem, jak John Travolta po Battlefield Earth). Nie chcę nic mówić, ale jeśli „What the fuck” jest drugą najlepszą linią dialogową w całym filmie, to jest naprawdę źle.

Niektóre błędy ciężko nawet jakoś nazwać, pogrupować czy zakwalifikować. Kuleje sama konstrukcja scenariusza, ale to raczej oczywiste – wystarczy samo to, że należy pisać o całej pierwszej połowie filmu, aby opisać wstępnie fabułę! Na samym początku widzimy informację, która nic nam nie mówi i zapominamy o niej – to o tunelach w Ameryce – dlaczego nie pojawia się ona na końcu w takim razie, kiedy widz mógłby ją już wykorzystać? Podkreślałaby w końcu całą wymowę filmu i przemawiała do wyobraźni. Albo ostatni zwrot fabularny – dlaczego jest właśnie na końcu? Przecież w takiej postaci nic nie znaczy. Dlaczego nie ma on miejsca np. w połowie? Spora część filmu zależy też całkowicie od przypadku – sporo tutaj scen, w których choćby środek transportu chce zapalić albo nie, co wpływa na bohaterów. Albo od tego, że łódka krąży po jeziorze i może wróci po bohatera, który sobie pływa, a może nie wróci…

Bohaterowie są chronieni przez scenariusz, więc morderca się z nimi cacka, zamiast zabić na miejscu jak kogokolwiek innego na ekranie. Antagoniści tej historii są wyjątkowymi kretynami – niby przygotowywali plan od lat, a zachowują się, jakby w ogóle niebyli przygotowani na cokolwiek. Poza tym reagują na spuszczenie im łomotu, więc każde starcie jest równie interesujące, co gra w karty samemu ze sobą. Protagoniści są równie niekompetentni – na ogół wystarczy krzywo spojrzeć, żeby zaczęli płakać i się poddać, błagają: „Nie patrz tak na nas, masz mój samochód”. Szanse, że będą umieli o siebie zadbać, nie są wielkie. Boli mnie wciąż jednak, że gdy matka z synem się rozdzielają, to ona musi mu powiedzieć o „zrobieniu sztuczki”, żeby ten mógł się uratować. Czy nie byłoby o wiele bardziej wyrazistym, jeśli młody sam musiałby to wykombinować? Od rodziny zabrany jest ojciec, w tle słychać jego krzyki – nikt na to nie reaguje, nawet się nie obraca. Na początku widzimy ciało na ulicy – bohaterom opada szczęka. Kiedy później chodzą między ciałami, nie wykazują żadnej reakcji – boją się tylko tych, którzy te ciała zapewnili. Boją się, owszem, chyba że scenariusz każe im zażartować, wtedy żartują. A ich śmierć lub życie jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Jeśli o mnie chodzi, film byłby znacznie ciekawszy, jakby zginęli od razu.

Us jest filmem wyłącznie metaforycznym. Nie ma on sensu sam w sobie, a zasady, którymi się kieruje, są łamane niemal natychmiast. W jednej scenie mówi się widzowi, że coś działa „tak”, by zaraz powiedzieć: „To działa inaczej”. Wszystko jest podporządkowane wymowie, ale wtedy jest tylko gorzej. Jak już się zacznie nad tym myśleć, to szybko dochodzi się do wniosku, że ten tytuł tylko obraża, kogo tylko się da – to nie jest film, nad którym powinno się myśleć. I w sumie gorszej rzeczy o nim nie mogę napisać. Chciałem, żeby się skończył. Nie mogłem się doczekać.