Teoria wielkiego podrywu („The Big Bang Theory”, 2007-)

Teoria wielkiego podrywu („The Big Bang Theory”, 2007-)

28/08/2018 Opinie o filmach 0
teoria wielkiego podrywu
Stephen Hawking

Najlepszy, gdy nie zmusza się do bycia sitcomem. Najlepszy, gdy prezentuje życie tych bohaterów. Mam za co lubić ten serial.

Proces twórczy stojący za tym tytułem musiał wyglądać tak, że spotkały się dwie osoby. Jedna, która umie tworzyć komedie, ale nie zna nerdów. Druga zna środowisko nerdowskie, ale nie ma pojęcia o komedii. Osoby te zaczęły współpracować i wyszła im Teoria wielkiego podrywu. Serial o perypetiach życiowych czwórki nerdów i ich sąsiadki, przyjaznej dziewczyny Penny.

Najlepiej scenarzystom wychodzą rozbudowane żarty. Takie, które są budowane przez sekwencję albo całą scenę. Dla przykładu odcinek Halloweenowy w pierwszym sezonie. Bohaterowie idą na przyjęcie kostiumowe, z którego Leonard wychodzi przygnębiony. Sheldon próbuje go pocieszyć: robi mu herbatę, klepie po plecach i mówi There, there. Chcesz o tym pogadać? Nie? Uf, to dobrze, bo There, there to wszystko, co miałem. Sheldon odchodzi, ale wchodzi Penny i to ona wymaga wsparcia. Leonard zaskoczony przytula ją, klepie po plecach… I mówi: There, there. Obrócenie kontekstu, zaskoczenie, wszystko budowane stopniowo przez kilka innych żartów – to jest już całkiem zabawne, to naprawdę twórcom wychodzi.

Są więc rzeczy w tym serialu, które mogą się podobać. Osobiście jestem fanem szczerości Sheldona i otwartości Penny, która, nawet jeśli nie rozumie swoich kolegów, to wciąż ich wspiera albo, jak w przykładzie powyżej, zaprasza na przyjęcie. Fajnie było by mieć taką sąsiadkę.

Z drugiej strony – czy fakt założenia kostiumu faktycznie jest zabawny? Albo to: żywiołowa rozmowa o tym, że zgodnie z prawami fizyki dla osoby spadającej z dachu nie robi różnicy, czy ta spadnie na asfalt albo w ramiona Supermana, ona wciąż powinna umrzeć od upadku. To jest po prostu ciekawe spostrzeżenie, mogę nawet powiedzieć: autentyczne dla środowiska geeków. Czy jednak jest żartem? Czy coś jest w tym śmiesznego?

Najgorsza postać

Matka Sheldona. Jedna z tych wierzących osób, które wszystko przypisują Bogu. Do tego jeszcze jest skończoną hipokrytką. Każdy odcinek z nią to automatyczne 1/10. Był tylko jeden z nią. Wystarczy.

Nie dla mnie. Tymczasem śmiech z taśmy sygnalizuje mi, że to jest najśmieszniejsza rzecz od czasu przemontowanych wypowiedzi Trumpa i Hilary Clinton.

I tutaj jest czas na mój wniosek: TBBT jest wysilonym sitcomem, sporo na tym tracąc. Środowisko geeków to dobry pomysł na serial, ale wciśnięcie go w ramy sitcomu wyszło mu na złe. Realia tego gatunku są takie, że jakiś żart – jakikolwiek! – musi paść co 30 sekund. Stąd umieszczenie bohaterów w niezręcznych sytuacjach, stawianie im wyzwań i powracające motywy w stylu: ojej, kobieta, co teraz robić?. Widzę po prostu w tym wszystkim potencjał na mniej skomplikowany serial, pokazujący takich ludzi w swoim normalnym życiu. Takie coś mógłbym z chęcią oglądać. Nie dla śmiechu, ale dla przyjemności innego rodzaju.

Chyba wiem, jak ten serial się skończy.

W finale Penny oskarży całą czwórkę o molestowanie seksualne, wszyscy pójdą siedzieć, a Penny napisze książkę pt. Survivor. Tak wnoszę po wydarzeniach pierwszego sezonu, kiedy to np. Sheldon podczas choroby prosi Penny, żeby ta go nacierała olejkiem. I ona to robi. W innym odcinku podjeżdżają jej samochodami z kamerami pod sukienkę, w kolejnym włamują do jej pokoju, żeby tam posprzątać… Zboczeńcy, mówię wam. Sędzie nie będzie mieć wątpliwości. Louise C.K. przy nich to zakonnica.

I wiecie co? To też jest w tym serialu. Nie od razu, ale zmiana następuje w okolicy 9 odcinka. Wtedy bohaterowie podłączają całe swoje mieszkanie do WiFi i mają zabawę z tego, że ktoś w Singapurze wyłącza im lampkę albo steruje samochodem-zabawką. Albo wtedy, gdy Leonard kupił replikę Wehikułu czasu z filmu pod tym samym tytułem, i ta replika okazała się w skali 1:1… To jest naprawdę dobre, takie rzeczy mogę oglądać. Nie zmuszałem się do oglądania i nawet nieźle się bawiłem. Nie będę pochłaniać od razu całości, ale kilka odcinków poza pierwszym sezonem bardzo chętnie jeszcze zobaczę.

Ulubione odcinki: „The Cooper-Hofstadter Polarization” „The Nerdvana Annihilation”. Średnia ocena odcinek; 5,23/10.

Ulubiony odcinek: „The Barbarian Sublimation”.

Ulubione odcinki: „The Gorilla Experiment” i „The Einstein Approximation”.

Ulubiony odcinek: „The Roommate Transmogrification”.

Ulubiony odcinek: „The Countdown Reflection”.

Ulubione odcinki: „The Re-Entry Minimization” i „The Parking Spot Escalation”.