Spider-Man: Daleko od domu (2019)

Spider-Man: Daleko od domu (2019)

22/07/2019 Opinie o filmach 0
Spider-Man Daleko od domu
Jake Gyllenhaal
J.J.J.

Jeśli znaliście kiedyś sami MJ, to oglądajcie. Bez tego mamy kolejny rozdział z życia superbohatera. Nic znaczącego, ale nadal przyjemne.

4/5

Po wydarzeniach z Avengers Endgame Peter Parker jedzie na wycieczkę szkolną do Europy. Nie chce nawet pakować swojego stroju superbohaterskiego. Serio. Na miejscu okazuje się jednak, że musi stawić czoła kolejnemu zagrożeniu, a nikt inny z superbohaterów nie jest dostępny (serio).

Spider-man: Daleko od domu jest kinem momentów, dobrych motywów i scen akcji. To film, w którym po dużej scenie walki i destrukcji nasz Peter Parker zagląda do kieszeni, aby upewnić się, że wciąż ma tam prezent, który chciał wręczyć dziewczynie, którą lubi. To film, w którym po wysłaniu na misję ratującą świat, nasz Peter Parker przegląda na telefonie romantyczne miejsca, do których mógłby zaprosić dziewczynę – kiedy już skończy swoją superbohaterską misję. A najlepiej jeszcze przed. I w końcu, to film o rozwijających się młodych ludziach i ich pierwszej miłości, chociaż gdy spojrzą w przeszłość za kilka lat, to będą wiedzieć, że to jeszcze nie była prawdziwa miłość. Możliwe, że wasz odbiór Daleko od domu zależy właśnie od tego, czy sami przeżyliście coś takiego w swoim życiu – ja tak, dlatego cieszyłem się przez cały seans, wracając do czasów szkolnych, w których chcesz spędzać czas z tą dziewczyną, która na molu uśmiecha się na widok gromadki krabów i robi im zdjęcie; z tą dziewczyną, która zawsze powie coś niespodziewanego i zaskakującego. Chce się z nią spędzać jak najwięcej czasu, chce się być powodem jej uśmiechu. Co oczywiście nie znaczy, że to są już w pełni rozwinięci ludzie z ciekawą osobowością, których faktycznie można pokochać – ale mają na to jeszcze czas. Są młodzi.

Jeśli czytając powyższy opis nic w was nie drgnęło – śmiało odejmijcie gwiazdkę od mojej oceny, ponieważ tak czysto obiektywnie: w tym filmie mogą podobać się jedynie sceny akcji oraz muzyka Michaela Giacchino. Mój ulubiony kompozytor kolejny raz sprawił, że podczas oglądania zadałem sobie pytanie: „Kto napisał tę ścieżkę dźwiękową?” i w tym momencie już znałem odpowiedź. Od pierwszej dużej sceny akcji w Wenecji Giacchino wynosił ten seans na wyższy poziom. Reżysersko były niedostatki – nie było źle, ale czułem, że wrażenia z seansu nie są zasługą kogokolwiek odpowiedzialnego za reżyserię tej sekwencji. Efekty specjalne były znakomite, scenariusz przyzwoicie rozpisał dramaturgię (uwielbiam, kiedy bohater nawet bez kostiumu jest w stanie ruszyć do akcji!), ale mam świadomość, że przede wszystkim dzięki muzyce byłem aż tak zaangażowany w pojedynek naszych protagonistów z tajemniczym stworem wodnym. Następne sceny akcji miały być tylko lepsze – wciąż czytelnie opowiedziane i dramatyczne, ale też… Jakby to ująć, bez zdradzanie czegokolwiek?… Kreatywne wizualnie. Z całą pewnością będę do nich wracać w przyszłości.

Są jeszcze inne powody, dla których ciepło wspominam seans, ale te dwa powyższe są główne i uniwersalne – jeśli one nie przekonują was do sięgnięcia po ten tytuł, to nie znajdziecie tutaj wiele dla siebie. Historia nie jest w żaden sposób znacząca dla bohatera (chociaż próbuje – bez skutku), to tylko jeden z zapewne wielu mniejszych rozdziałów w jego życiu – ale równocześnie będzie mieć kolosalne konsekwencje, co prawda wyłącznie dzięki scenom po napisach. Aktorzy są przyzwoici, dialogi też, historia jest pełna naciągnięć i braków w ciągłości. Były chwile, kiedy się naprawdę uśmiechnąłem (Jake Gyllenhaal puszczający oko szeroko otwartymi oczyma), na jednej scenie nawet klaskałem (J. J. J.!) i całościowo ciepło będę wspominać ten tytuł. Może nawet do niego wrócę.