Rodzina Soprano („The Sopranos”, 1999-2007)

Rodzina Soprano („The Sopranos”, 1999-2007)

21/06/2020 Opinie o serialach 0
sopranos
David Chase

Po trzech sezonach. Robię przerwę, ale pierwsza seria jest genialna!

4/5

WYRÓŻNIENIE: Najlepszy sezon (za rok 1999)

Sopranos rozgrywa się we współczesnym New Jersey. Bohater nazywa się Tony Soprano i właśnie zaczął terapię z panią psychiatrą, bo tylko taki miał wybór. Został do tego zmuszony i delikatnie mówiąc, nie podoba mu się opowiadanie obcej osobie o swojej żonie, matce, dzieciach, a także o swojej drugiej rodzinie i nielegalnych obowiązkach z tym związanych. Tony zajmuje się m.in. wywozem śmieci oraz organizowaniem zakładów i na tym bije majątek.

Ten sezon jest rewelacyjny z dwóch powodów, kolejne są jakby ich pochodną. Pierwszy to idealna całościowość. Poziom The Wire, odcinki są scalone, wszystko idealnie wyliczono i na koniec widz dostaje zakończenie zamykające wszystkie wątki, jakby to był koniec końców. Perfekcja. Drugi powód to podkreślenie aspektu psychologii. Gdy relacja między terapeutką oraz panem Soprano rozwinie na tyle, by mogła zaistnieć tu jakaś konkretna konwersacja (co zajmie dobre 5 odcinków, dopiero w szóstym cała akcja będzie się składać z owych rozmów oraz retrospekcji m.in. dzieciństwa), objawi się też główny motyw serialu, i tu można dostrzec jego największy geniusz.

A chodzi tu o przedstawienie bezsilności człowieka wobec swojej rodziny, obowiązek dobrego ich traktowania, by nie wyjść na bydlaka nie tylko w oczach innych, ale i swoich własnych – pomimo że to oni sami sprawiają, że jest to zadanie niewykonalne. Ten cichy głosik, chodzący za Anthonym Soprano: „to twoja matka!”, zmuszający go by się o nią troszczył szczególnie wbrew jej woli. Skąd to się wzięło? Jaką ma władzę nad człowiekiem? Nie chcę tu za wiele zdradzać, ale matka Tony’ego wydaje się czerpać najwięcej przyjemności z torturowania swojego potomka. On to widzi, ona o tym wie, i nic się nie zmienia… Nie może przestać o nią dbać i wciąż do niej wraca. Dlaczego? Co z tym zrobić? Jak opowiedzieć o tym problemie? Pomyślmy… co kojarzy się z rodziną? Matką? Włochy! Mafia! Zróbmy serial kryminalny o psychologii! GENIUSZ !!!

Wgłębienie się w przeżycia, pamięć, wspomnienia i uczucia Tony’ego Soprano to niemal 100% zawartości serialu. Pokazanie go jako człowieka, ojca, szefa… Bardzo mało tutaj mówią o tym, że w gruncie rzeczy jest złym człowiekiem przecież. Nie zaprzeczają temu, ale jednocześnie traktują go jako coś tak oczywistego, jak fakt, że opowieść toczy się na planecie Ziemia. Oglądałem to z zainteresowaniem, podziwiając całą konstrukcję, odwagę i pomysłowość twórców w poruszaniu wybranych tematów. Na przykład wiele tutaj poświęcono motywowi przekazania tej wiedzy dzieciom. Jak zareagują na fakt, że ich ojciec to przestępca? Jak sam Anthony się o tym dowiedział, że jego ojciec jest złym człowiekiem? Jak na to zareagował? Bardzo dobry sezon, nie przeszkadzały mi nawet bezużyteczne postaci na drugim planie w mafii. Tak naprawdę przeszkadzało mi tylko fakt, że praktycznie w ogóle nie poświęcili uwagi tematowi kierowania mafią. To się po prostu dzieje – bicie grubej kasy, bycie postrachem i wyślizgiwanie policji. Nie ma problemu.

To właściwie powtórka z sezonu pierwszego. 13 odcinków będących fillerem, które prawie nie dają nic nowego, nie rozwijają historii w kierunku czegoś nowego, wszystko zamyka się tak, jakby tego nie było i można było od nowa zaczynać po finale pierwszego sezonu. Z drobnymi różnicami, takimi jak relacja Tony’ego z terapeutką. Tutaj po poprzednim sezonie trzeba było posprzątać, gdy ona wyjechała i przyjmowała pacjentów poza miastem, bo coś jej groziło. Trzeba było pozwolić jej wrócić, a potem musieli znów zacząć rozmawiać – on musiał znowu potrzebować jej pomocy, ona musiała chcieć tego chcieć. Rozłożono to tak, jak trzeba na kilka odcinków i wyszło dobrze.

Reszta jest do dupy. Tak jak w pierwszym sezonie był konflikt z matką Tony’ego, pokazującego jego słabości, tak teraz jest siostra Tony’ego kontra jej brat, na którego przykładzie pokazują, że Tony ma słabości. Te same co w pierwszym sezonie, czyli problem z równym i konsekwentnym traktowaniem swojej rodziny. Problem w tym, że już to zrobiono, więc jak sobie z tym poradzono? Osłabiając postać głównego bohatera. Szybki przykład: w domu Tony zarządza taką regułę, że nie rozmawiają już o jego matce. W pierwszym sezonie to by wystarczyło, a gdyby to złamano, on by też coś komu złamał. W drugim sezonie jest w stanie tylko powtarzać: „Nie mówimy o tym w tym domu”, podczas gdy w kółko i w kółko o niej rozmawiają, wciskać widzowi cały czas to samo: nie potrafi sprawiedliwie traktować swojej rodziny, ciąży mu ona, bla bla bla… Było!

A pamiętacie dylemat, czy Pussy jest kablem? Zniknął w połowie sezonu i powrócił teraz. I ten problem można było rozwiązać już w ciągu pierwszych 15 minut pierwszego odcinka, ale wielki Tony Soprano mówi tylko „Ale nie jesteś kablem, nie?” a ten mu odpowiada: „Oczywiście, że nie!”. I się potem bawią cały sezon. Kolejne lanie wody, kolejne osłabianie głównej postaci i całego dorobku tego serialu przy okazji. Co dziwne, całość jest jednak rozpisana bez zarzutu – jak na to, czym jest. Pod względem aktorstwa to samo, Gandolfini jest doskonały jak zawsze. Ogólnie rzecz biorąc oglądanie tego sezonu to czas stracony, a te pojedyncze sceny, które coś dodają wartościowego do całości, tylko irytują, bo przez nie trzeba oglądać do końca.

Sopranos zamieniło się w telenowelę. Wygląda to tak, jakby twórcy pierwszego sezonu zostali zwolnieni, w ich miejsce zatrudniono jakichś pierwszoligowych rzemieślników, powiedziano: „Macie tutaj gotową bazę – postaci, relacje, świat, motyw przewodni. Teraz zróbcie tego kontynuacje, byle jaką, byle była”. I zrobili. 13 odcinków, przez które jakaś fabuła całościowa się przebija, ale zalano ją masą odcinków gatunkowych i sytuacyjnych.

W pierwszym odcinku na przykład federalni chcą podłożyć podsłuch w domu Tony’ego. Najpierw dyskutują, jak to zrobić, a potem biorą się do roboty. W połowie odcinka prawie im się udaje, ale niestety, ktoś tam wraca i muszą od nowa to robić. Taki trzeci sezon Prision Breaka tylko zmieszczony w 50 minut. W końcu federalnym udaje się podłożyć podsłuch w lampie w piwnicy. A na koniec albo w kolejnym odcinku (nie pamiętam) Meadow zabiera właśnie tę lampę ze sobą do akademika i wszystko szlag trafia. Koniec wątku w całym sezonie. Federalni mieli potem tylko jedną scenę chyba, w ostatnim albo przedostatnim odcinku.

W odcinku świątecznym (serio, jest taki) Tony ma schizy i wspomina tego grubego, co kablował. Po co? By na końcu dostać w prezencie od rodziny taką ruchomą rybę na ścianie, która śpiewa i rusza ogonem, dzięki czemu powstanie niezwykle ironiczny żart w stronę widza.

Innym razem Polie i Chris pojadą odebrać kasę od jakiegoś Rosjanina, którego nie było wcześniej w serialu. Wskutek przesadzonego scenariusza dojdzie do kłótni, Rosjanin zaatakuje naszych drugoligowych bohaterów, ktoś strzeli i mamy problemy! Trzeba go wywieźć do lasu i zakopać. Tam im ożyje i ucieknie, pobiegną za nim i się zgubią. Polie zgubi but i prawie odmrozi stopę na tym śniegu. Zgadza się, cały odcinek poświęcony chodzeniu.

Jest w tym wszystkim jednak fabuła całościowa. Do Meadow będzie się jakiś chłopak przystawiał, ale to tylko na jakiś czas, zanim do gry wejdzie ten właściwy chłopak, którego Tony pochwali. Będzie on Włochem, więc to wystarczy. I on będzie też w mafii i to jest wątkiem przewodnim w tym sezonie. A do tego powtórka z omawiania problemu Tony’ego. Tym razem poderwie jakąś dziewczynę, która okaże się taka sama jak matka Tony’ego, i dlatego się w niej zakochał, bla bla bla. Było. W dużo lepszym wykonaniu.

Reszta taka sama. Słabe postaci na drugim planie, mało interesujący opis działalności gangu, nudne scenki w rodzinie, po których widać, że nikt na planie nie wiedział, co z nimi zrobić… Najgorszy sezon z tych trzech, ale oceniam wyżej od drugiego. Po pierwsze, jak na to, czym jest – został sprawnie zrealizowany. Nie ma dłużyzn (innych niż bycia jedną wielką dłużyzną), dialogi napisano bez zarzutu, Tony nadal rządzi, a Anthony Junior w końcu odgrywa większą rolę. Po drugie, cały sezon można bezboleśnie ominąć i nic się nie straci. Drugi sezon trzeba było przecierpieć, by zapoznać się z pojedynczymi scenami. W wypadku trzeciego nawet nie trzeba być świadomym, że on istnieje.

Chociaż ponoć potem niektóre wątki wracają… I nie wiem, czy mnie to cieszy.