Sin City (2005)

Sin City (2005)

12/09/2018 Opinie o filmach 0
sin city
Frank Miller & Robert Rodriguez
Mickey Rourke & Clive Owen & Bruce Willis

O ludziach posiadających tylko własne życie. Każdy film powinien mieć Clive’a Owena w trampkach, będącego w tarapatach.

Na pierwszy rzut oka Sin City wyróżnia się przede wszystkim stylem wykonania: to adaptacja komiksu przeniesiona niemal wprost na duży ekran. Kadry z powieści graficznej ożywione tak jak być powinno. Twórcy zadbali o odpowiednią korekcję barw, oświetlenie oraz – co najważniejsze – wypełnili film ruchem. To nie są tylko statyczne obrazki z twarzami aktorów, to przede wszystkim pełnoprawny film. Jedno medium zaadaptowane do drugiego i ponad dekadę od premiery to wciąż robi wrażenie. Świeżość i konsekwencja; to nie jest tylko trik, który się nudzi po kilku scenach.

Warstwa wizualna to jednak prywatne osiągnięcie twórców oraz pamiętna rzecz dla teoretyków kina. Sukces Sin City i jego potencjał do kolejnych seansów drzemie w bohaterach i ich historii. Film składa się z trzech oddzielnych wątków, które mają miejsce w tytułowym mieście (dlatego czasami bohaterowie jednego wątku mogą spotkać innych). Za każdym razem jednak motywy są podobne: ktoś robi okropne rzeczy (kanibalizm, gwałty, zabójstwa), ludziom robi się krzywda (złamania, postrzały, rany innego typu), a główny bohater jest w środku tego wszystkiego. I jest zaangażowany osobiście we wszystko. Jest na misji i zależy mu na jednym: chce kogoś uratować, pomścić albo ochronić.

Pod tą całą brutalnością i krwią widać wyraźnie opowieść o ludziach, którzy mają tylko jedno: własne życie. Są tego świadomi, że to jest jedyna cena, jaką mogą zapłacić za swoją walkę. I są gotowi jej udzielić. Mówimy tu o prostych ludziach zupełnie nieświadomych tego wymiaru swoich działań. Nie są dla nich istotne inne wartości poza tą jedną (np. dbaniem, by ukochana była bezpieczna), ale wciąż przecież mówimy o wartościach. Dla niej zrobią wszystko: umrą, zabiją i przyznają się w sądzie do rzeczy, których nie zrobili. Mają jedno życie i nikt im nie powie, co mają z nim zrobić. Są jego właścicielami.

Jedynym poważnym minusem tego tytułu jest brak przedstawienia świat filmu. O tytułowym Sin City dowiadujemy się niewiele więcej niż o LA po obejrzeniu Pulp Fiction. Tam to jednak nie przeszkadza, bo Los Angeles nie pełni tam żadnej roli. To mogło być każde inne miasto, byleby tylko było wystarczająco duże. W Sin City mamy coś nowego. Nowe zasady, które ukształtowały losy bohaterów, a tak naprawdę dowiadujemy się tylko o jednym: że część miasta jest pod kontrolą prostytutek z karabinami, policja nie miesza się w to. Jest jeszcze Roark, osoba kontrolująca wszystko, ale to po prostu typowa osoba u władzy. Ma nieograniczone wpływy na innych, robi okropne rzeczy i nikt mu nie podskakuje. Dużo oryginalności w tym nie ma. Chciałbym jednak poznać ten świat bliżej. Może zobaczę drugą część?

Sin City to film piękny i gorzki w wykonaniu, jak i stylu. Rewelacyjnie zrealizowana opowieść o prostych ludziach, którzy nie mają na tym świecie nikogo poza sobą samym.