Shrek 2 (2004)

Shrek 2 (2004)

18/09/2018 Opinie o filmach 0
shrek 2
Bartosz Wierzbięta

Jest pięć powodów, żeby uczyć się języka polskiego. Numer trzy brzmi: można wtedy oglądać „Shreka 2”.

5/5
 

Bezpośrednia kontynuacja części pierwszej. Ukochani żyją długo i szczęśliwie, ale jak to w życiu bywa, rodzice wszystko psują, zapraszając córkę z zięciem na obiad. Spotkanie tworzy konflikt i wszyscy bohaterowie będą musieli sobie z nim poradzić. A przez wszyscy mam na myśli w sumie trzy osoby, czyli całkiem sporo, jak na tak krótki film.

Najważniejsze, za co trzeba pochwalić ten film, to historia. Shrek po pierwszej części przeszedł potrzebną przemianę, ale wciąż jest osobą z wadami, które będą tworzyć napięcie. Istotne jest tu zadawanie pytań o naturę zmian, ich przyczynę oraz słuszność. Czy warto zmieniać się dla kogoś? Czy warto wymagać, żeby druga osoba się zmieniła? Zamiast dawać odpowiedzi, Shrek 2 woli uczyć o wybieraniu (tego, co jest dla nas istotniejsze) i pogodzeniu się z tym, że życie jest zmianą.

Twórcy traktują swoją opowieść bardzo poważnie. Nie umniejszają jej z myślą o młodszej widowni ani ze względu na to, że tworzą animację fantasy. Zamiast tego idą w drugą stronę i wykorzystują ten fakt – wszystkie przegięcia i absurdy gatunkowe oraz stylistyczne służą narracji. Dzięki temu ich fabuła jest jeszcze lepsza, bo mogła odbyć się jedynie w tym właśnie środowisku typowym dla Shreka. To jego opowieść, to jego film.

 

Miałem obok tekstu stworzyć ramkę poświęconą tylko polskiemu dubbingowi, ale po seansie całości to jednak grubsza sprawa, ponieważ humor w Shreku 2 został tak naprawdę stworzony przez polskich tłumaczy. Chciałem spróbować obejrzeć w wersji oryginalnej (w końcu każde choćby przyzwoite VoD daje taką możliwość) i podołałem przebrnąć przez sześć minut, a potem przełączałem okazjonalnie. Oryginał nie jest zabawny – teksty są suche, a aktorzy brzmią, jakby im się nie chciało. Polscy aktorzy robią swoje z pasją i humor jest już w tym, JAK oni mówią. Nawet te malutkie role, na poziomie Nadętego Błazna, który ogłasza Shrekowi i Fionie zaraz na początku, że są zaproszeni do Zasiedmiogórogrodu. Ta rola miała może z 10 zdań, a i tak polskiemu aktorowi, który się w niego wcielił, chciało się niewspółmiernie bardziej, niż wszystkim oryginalnym aktorom razem wziętym.

A potem jeszcze Zbigniew Zamachowski wypowiada książę ZE bajki???. Każdy powinien się nauczyć polskiego języka tylko po to, by się uśmiechnąć na tym momencie.

Sam żart słowny to oddzielna kwestia. Jak mówiłem, takowego w oryginale nie ma. W polskiej jest, nawet jeśli chodzi o barwniejsze słownictwo. Gdy wchodzi Kot w Butach, to polski Shrek mówi: Ty patrz! Kot w czapce!. Co mówi oryginalny Shrek? Mały kot. Gdy Puszek wkurzy Shreka, ten krzyczy Zatłukę futrzaka!, oryginalny z kolei: Zabiję tego kota. Dalej nie sprawdzałem. Jakoś oglądanie wersji amerykańskiej pachnie mi masochizmem.

Co nie znaczy, że twórcy nie umieścili żadnych własnych żartów. Lubią na przykład nawiązywać do innych filmów – Obcego, Władcy pierścieni, Spidermana. Lubią też używać coverów znanych piosenek. Jak ktoś lubi zgwałcone Changes Bowiego albo Ever Fallen in Love (With Someone You Shouldn’t’ve) Buzzcocks to twórcy Shreka mają coś dla niego. Dla mnie udany humor zaczyna się dopiero w animacji i różnych ukrytych elementach tła. Tam twórcy wygrywają za każdym razem, naprawdę. Pamiętam, jak w okolicy premiery chwalili się, że ich film jest wielokrotnego użytku, bo potrzebne jest wielokrotne oglądanie, by wyłapać wszystkie żarty – i tak naprawdę jest. 14 lat po premierze, dziesiątki seansów, a ja nadal coś nowego dostrzegam. Tym razem był to plakat w fabryce wyróżniający pracowników miesiąca. Otóż wszyscy pracownicy byli w maskach antyradioaktywnych i wyglądali identycznie (ale podpisy z imionami były już różne). Piękne…

 

I chociaż takich żartów jest mnóstwo, to wciąż jest ich więcej w dialogach dzięki polskiemu dubbingowi. Gry słowne, plastyczność, barwne określenie… Tego nie można podrobić. Gdy na koniec ojciec powiedział Czy ujdzie mi płazem, jeśli… to myślałem, że wyjdę z siebie. Taki film pamiętałem właśnie i taki polubiłem. Nie oryginał o smaku styropianu.

Ogólnie więc Shrek 2 jest trudny w ocenie. W końcu znam jedną jego wersję, daleką od zamierzeń twórców. Pomijając nawet to, minusów jest tu więcej – chociażby w konstrukcji scenariusza. Są tutaj niezręczne i wysilone momenty – takowym jest dołączenie Kota w butach jako towarzysza przygód. Albo wygodne dla twórców niepróbowanie przez niego eliksiru. Takie rzeczy rzucają się w oczy i… Czy mają wystarczające znaczenie? Shrek 2 nie jest idealny, ale skoro bawi mnie w niezmienny sposób od blisko półtorej dekady… Chyba wystarczy zaznaczać w rozmowie z obcokrajowcami, że jestem fanem wyłącznie polskiego dubbingu. Jakoś to będzie.

Pomysł jest jednym z tych, które realizujemy wtedy, gdy brakuje nam pomysłów: co było, gdyby? Shrek nie jest zadowolony z życia, które ma, wypowiada więc życzenie. Pozornie miła osoba rzuca więc zaklęcie i życzenie zostanie spełnione – jednak wtedy Shrek odkryje, że jednak woli swoje normalne życie. Ma na to limit czasowy, czy mu się uda? Teraz musi to odkręcić i uratować wszystkich.

Nie ma to wiele wspólnego z samym Shrekiem, który niczego się nie uczy, a nowa przygoda nie koresponduje z postacią czy jej motywami. Najbardziej mnie uwiera, że Shrek tak naprawdę miał prawo do krytykowania tego, co mu przeszkadzało – to całej reszcie brakowało empatii, aby to dostrzec. Wszystko to jednak zostaje zamiecione pod dywan, ponieważ film musi mieć szczęśliwe zakończenie, więc gdy wszystko wraca do normy, to nikt już nie narzeka. Wszyscy się cieszą i możemy kończyć. Trudno w to jednak uwierzyć.

Cała reszta jednak jest naprawdę świetna. Przygoda w środku ma świetne tempo i humor, mroczniejsze sceny mają odpowiednią atmosferę, decyzje podjęte przez Shreka mają swój ciężar, a nawet mogłem uwierzyć w relacje między bohaterami, jak ponownie się w sobie zakochują albo zaczynają sobie wierzyć. Plus bawi mnie oglądanie tej wersji Shreka: „Co by było, gdyby?”. Twórcy przynajmniej dobrze się bawią, wymyślając wtedy niestworzone rzeczy, a ich frajda udziela się mnie.

Jak na tytuł, który w ogóle nie musiał powstać, ten oferuje całkiem sporo zabawy.